Las

2.2K 145 14
                                    

* Oczami Gabi *

Świadomość powoli zaczęła mi wracać. Pierwsze co poczułam to przenikliwy chłód powierzchni, na której leżałam, a potem uderzył mnie ból głowy. Zdałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej straciłam przytomność pod wpływem zaklęcia.
Próbowałam się ruszyć, lecz miałam związane ręce i nogi, byłam oparta o jakieś drzewo. Rozglądnęłam się, po czym zdałam sobie sprawę, że to nie jest Zakazany Las. Coraz bardziej się bałam, ponieważ nie wiedziałam gdzie jestem, kto mnie tu sprowadził i po co? Nie miałam nawet przy sobie różdżki.
- Szlag by to. - syknęłam, nieustannie podejmując próbę uwolnienia się.
- To nic nie da. - usłyszałam zachrypnięty głos.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę ubranego na czarno.
- Czego chcesz? Czemu tu jestem? - spytałam, jednak on tylko się uśmiechnął. Wtedy dotarła do mnie straszna prawda. To był Thorfinn Rowle. Śmierciożerca, który nigdy nie został złapany po drugiej wojnie czarodziejów. Mój tata opowiadał mi, że uczęszczał do szkoły razem z nim i już wtedy Rowle był zafascynowany Voldemortem, a kiedyś nawet stoczył z nim walkę, którą Śmierciożerca przegrał. Czyżby chciał się zemścić?
Wzdrygnęłam się, a moja klatka piersiowa poruszała się coraz szybciej.
- Boisz się, Williams? - spytał, po czym przybliżył się do mnie. - I słusznie.
- Rowle, nie uczono Cię dobrych manier? - odezwał się nieznany mi głos.
Spojrzęliśmy w stronę dźwięku. Ukazała się kobieta wraz z dwójką mężczyzn.

Świetne. Czwórka Śmierciożerców przeciwko mnie.

- To nasz więzień, Carrow. - wysyczał Thorfinn.
- Jednak płynie w niej czysta krew. Gniew zostaw na później, zobaczymy czy spełni nasze żądania.

Wszyscy utkwili swoje oczy w mojej osobie, a ja czułam się skazana wyłącznie na ich wolę. I faktycznie tak było. To od nich zależało co ze mną zrobią i co najważniejsze, czy w ogóle przeżyję.
- Alecto, myślę że to Ty powinnaś z nią porozmawiać. Jak kobieta z kobietą. - powiedział trzeci mężczyzna.
- Nie ma problemu. - odparła Carrow, uśmiechając się i wyciągając różdżkę. - Zostawcie nas same, dobrze?

Jezu... Zaraz się zacznie.

Po chwili byłam tylko ja i Alecto. Kucnęła przy mnie, po czym przyglądnęła mi się dokładnie.
- Jesteś bardzo podobna do ojca. Jeśli masz również jego charakter, to jest mi bardzo przykro. - powiedziała, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
- Niby czemu? - spytałam zdziwiona.
- Bo to oznacza, że łatwo nie wyciągniemy z Ciebie informacji. Mam dla Ciebie jednak pewien układ, ponieważ wydajesz się być rozsądną osobą. Odpowiesz na moje trzy pytania, a puścimy Cię wolno. Proste.

Nastała chwila napiętej ciszy, w czasie trwania której patrzyłyśmy sobie głęboko w oczy.
- Oto one. Pierwsze, powiedz mi gdzie znajduje się siedziba Zakonu Feniksa? Wiem, że doskonale zdajesz sobie sprawę dlaczego pytam. - odrzekła, posyłając mi uśmiech.
- Nigdy Ci nie powiem! Wymordowalibyście wszystkich.
- Kolejne pytanie. Jak dużo wie Harry Potter o planach Czarnego Pana?
- Ciekawe skąd ma cokolwiek o tym wiedzieć. - skłamałam, myśląc że może uda mi się wybić ją z tropu.
- Nie czaruj mnie, dobrze wiemy że istnieje między nimi dziwna więź. Skoro nie chcesz mówić, dobrze. Ostatnia szansa. Ile mocy już odkryłaś?

Zatkało mnie. Teraz już kompletnie nie miałam pojęcia o co jej chodzi.

- Słucham? O czym ty do diabła gadasz? - zmarszyczyłam brwi. - Jakie znowu moce?
- Dość! Sądziłam, że wybierzesz mądrze, ale jednak się myliłam. Nie pozostaje mi nic innego jak próba wyciągnięcia od Ciebie tych informacji.

Poczułam jak kobieta stara się dostać do mojego umysłu, używając legilimencji. Od razu przypomniałam sobie nauki Dumbledore'a i odparłam atak. Zobaczyłam jak kobieta gwałtownie otwiera oczy, a następnie przybiera wściekły wyraz twarzy. Wiedziałam, że nie skończy się to dobrze. Skuliłam się, przyciągając nogi do siebie. Bałam się, chyba po raz pierwszy tak naprawdę.
- Widzę, że potrafisz zablokować swój umysł. Gorzej dla Ciebie. - powiedziała.
Zamilkła, a ja nie chciałam, aby otworzyła po raz kolejny swoje usta. Byłam pewna, co z nich wypłynie. I nie myliłam się.

- CRUCIO!

Myślicie, że wiecie co to ból? Mylicie się. Cholernie się mylicie. Jeśli kiedykolwiek złamaliście jakąś kończynę, to ten ból był milion razy gorszy. Jakby setki tysięcy sztyletów wbijało się w wasze ciało, raniąc narządy, nerwy i każdą pozostałą część.
Krzyk na sekundę pozwolił pozbyć się tego uczucia, lecz po chwili wróciło. Ze zdwojoną siłą. Zamknęłam oczy, modląc się o stracenie przytomności.
Nagle przestała rzucać na mnie zaklęcie, a ja oddychając szybko znów skupiłam na niej wzrok. Ledwo patrzyłam na oczy.
- D-dlaczego właśnie ja? - jęknęłam.
Słyszałam jak kobieta się przybliża. Odgarnęła opadające mi na twarz włosy, po czym zaczęła się nimi bawić. Przypomniałam sobie jak robił to Fred, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Masz piękne włosy, pewnie długo je zapuszczałaś. - odparła, po czym pociągnęła mnie za nie, na co syknęłam. - Nie martw się, to dopiero początek.

Niestety wiedziałam, że tym razem nie kłamała.

******
Hej! Trochę mnie tu nie było, niestety. Zaczęła się szkoła, co jeszcze bardziej krzyżuje mi plany, aby dodawać rozdziały częściej. Wena powoli wraca, więc może pogodzę jakoś wszystko. Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał

Love Stronger Than Death || Fred Weasley [W Trakcie Poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz