Rozdział V - Wizyta

1.7K 120 40
                                    

Jeśli ktoś tu jest, to zapraszam do czytania mojej wersji historii :D 

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję. Bardzo mnie one motywują i zachęcam do wydawania opinii. 

Zapraszam do kolejnej części :)) 

Udanej lektury :)  


aktualizacja 9.04.2022/22.10.2022 

Przepraszam za opóźnienie ale... sami wiecie. 

betowała: Seya <3 jesteś najlepsza <3 


Rozdział V - wizyta 

Wyszedł z kominka, przestąpiwszy przez chmurę pyłu, który zdawał się wręcz kleić do jego czarnych szat.

— Cholerne fiuu! — warknął ze złością usiłując strzepać z siebie resztki popiołu na szary od brudu dywanik, pełniący funkcję niewielkiej wycieraczki kryjącej granitową podłogę. Tak, zdecydowanie bardziej wolałby się po prostu teleportować, ale oczywiście... Zasady bezpieczeństwa. Hipokryzja. Wstrząsnął niezadowolony głową, a włosy opadły mu na czerwieniejącą ze złości twarz. Omiótł pomieszczenie spojrzeniem.

Jego gabinet w Hogwarcie był w takim stanie, w jakim go pozostawił. Zimne kamienne ściany, lekko stęchła wilgoć, jak to w lochach, książki i składniki do eliksirów na półkach, z przykurzonego słoika leniwie zdawały się mrugać do niego oczy gumochłonów i... Tak, zabezpieczona zaklęciem szafka wciąż postawała w ukryciu nienaruszona, tam właśnie znajdowała się najściślej strzeżona literatura i eliksiry których nikt nie powinien u niego znaleźć. Zakładając oczywiście, że ktokolwiek miałby czelność włamać się do jego kwater.

Pośpiesznym krokiem kierował się przez ciemne puste korytarze do gabinetu dyrektora, po drodze nie spotkał nawet Filcha. Blade światło księżyca wślizgiwało się do zamku znacząc schody. Przybrał najbardziej odpychający wyraz twarzy, uszczelniając swój umysł, bowiem niewiele osób mogło się spodziewać, lecz Dumbledore był równie dobrym legilimentą, być może nawet lepszym od Czarnego Pana, bowiem niczego nieświadome ofiary nie czuły nawet dotyku jego umysłu, wzdrygnął się delikatnie na samą myśl. Czarny Pan przeciwnie, zawsze czerpał przyjemność z zadawania bólu, podczas wdzierania się do cudzych umysłów.

Z niechęcią spojrzał na kamiennego gargulca strzeżącego wejścia.

— Cytrynowe dropsy — wywarczał przez zęby letnie hasło do gabinetu. Co za impertynencja, żeby hasłami były nazwy słodyczy i do tego mugolskie.

Niezależnie jednak od jego złorzeczeń, posąg odskoczył, ustępując mu miejsca. Minął go unosząc dłoń, lecz nim zdążył zapukać, wielkie dębowe drzwi otworzyły się wolno, ukazując spowity w chłodnym blasku księżyca zagracony wręcz gabinet.

— Ahh... Witaj Severusie.

Dumbledore siedział jak zwykle w swoim pokaźnym, bogato zdobionym fotelu, nieodzowne okulary połówki na krzywym nosie – pewnie to sprawka Grindelwalda – i ten fioletowy szlafrok w żółte gwiazdy – zmrużył oczy patrząc na gryzące się kolory, w sumie, nie był zaskoczony, no kto mógłby się spodziewać, żeby stuletni starzec drzemał w środku nocy, pytanie czy on w ogóle sypiał?


— Dyrektorze. —skłonił krótko głowę.


— Usiądź, Severusie, może cytrynowego dropsa? — zapytał wesoło wskazując mu zielonkawy fotel.


Skrzywił się. Pogodny nastrój Dumbledore'a go drażnił, zupełnie jakby nie wiedział o losie dziecka, które spało teraz u niego w domu. Losie na który sam je skazał.

Był sobie chłopiecWhere stories live. Discover now