Prolog

17.1K 379 6
                                        

~Camilla~
Słońce prześwitało przez zasłony do mojego pokoju, przypominając mi o dzisiejszej szkole. Wyłączyłam alarm i ruszyłam do łazienki na poranną toaletę. Gdy wróciłam ubrałam się w jeansowe szorty i biały t-shirt. Pogoda za oknem była wiosenna wiec nie musiałam ubierać się grubo. Zrobiłam tylko delikatny codzienny makijaż i zeszłam na dół. Po drodze chwyciłam smartfon i ruszyłam do kuchni. Zabrałam tylko jednego tosta i kanapki uszykowane wcześniej przez rodziców. Narzuciłam przez głowę bluzę, założyłam moje adidasy, chwyciłam plecak i ruszyłam do wyjścia. Zazwyczaj do szkoły podróżowałam pieszo. Oczywiście mogłabym jeździć autem lub innymi środkami transportu ale szczerze mówiąc lubiłam rano odświeżyć sobie umysł. Droga do szkoły zajmowała mi około 20 minut. Chodziłam do 1 klasy licealnej w płatnej szkole. Miałam za zadanie przejąć w przyszłości firmę rodziców, dlatego też obowiązkowa była ciężka nauka. Tak naprawdę dopiero niedawno dowiedziałam się o tym pomyśle. Wcześniej nawet nie wiedziałam czym zajmują się rodzice. Dopiero kiedy ukończyłam gimnazjum dali mi do zrozumienia że byliby ze mnie dumni gdybym została twarzą ich firmy. Miałam być osobą, która potrafi dobrze zarządzać sprawami finansowymi i budżetowymi. Zostałam także przekonana do rozpoczęcia kariery w modelingu, i często mama za pośrednictwem swoich znajomosci załatwiała mi wiele sesji i innych głupot. Można powiedzieć że to rodzice wybrali mi to co mam robić w życiu, jednak ja wolałabym chociaż trochę mieć wpływ na to co będę robić w przyszłości. Zbliżałam się już do budynku szkoły kiedy podbiegła do mnie dziewczyna, o ciemniejszej karnacji lecz bardzo naturalnej cerze. Brunetka miała włosy splecione w koka i wesoło maszerowała w moją stronę. Była to moja jedyna przyjaciółka - Nina. Owszem miałam dużo znajomych tylko że większa część była fałszywa. Wykorzystywali to że byłam bogatsza i bardziej sławniejsza. Zaprzyjaźniali się ze mną a kiedy potrzebowałam ich rady odwracali się ode mnie. Uważali ze skoro wszystko posiadałam to napewno nie mam żadnych problemów i tajemnic. Właśnie wtedy poznałam Ninę, która wyciągnęła do mnie pomocna dłoń i stała się moja najprawdziwszą przyjaciółką. Dziewczyna przytuliła się do mnie i powędrowałyśmy razem do klasy na lekcje angielskiego. Rozpakowałyśmy się w szkolnych szafkach, gdy za rogu wyleciał rudowłosy chłopak - Evan. Był to trzeci członek naszego zespołu. Pełen poczucia humoru siedemnastolatek chodził ze mną i Niną do klasy. Razem jadaliśmy w stołówkach czy też rozkręcaliśmy niezłe imprezy. Właśnie dlatego Evan wyskoczył nie wiadomo skąd i krzyknął do nas żebyśmy usłyszały przez tłum uczniów.
- Moje drogie Panie szykuje się niezła imprezka w ten weekend! - krzyknął uradowany.
- Jezusku Evan jest początek tygodnia a ty już myślisz o weekendzie? Co ty masz w tym twoim móżdżku? - powiedziała Nina z miną wykrzywioną w uśmiechu.
- Z ciebie wieczna nudziara!- wymachiwał rękami chłopak próbując udowadniać słuszność swoje wypowiedzi.
Miałam ochotę rechotać z jego reakcji, ale powstrzymałam się bo ujrzałam na korytarzu odsuwających się uczniów tworzących przejście dla pewnej grupki osób. Nie musiałam nawet patrzeć kto szedł środkiem korytarza, ponieważ odrazu wiedziałam że idzie najprzystojniejszy chłopak liceum - Jordan. Był to wysoki blondyn z długą grzywką, którą co jakiś czas przeczesywał.  Miał umięśnioną sylwetkę o której zapewne marzyła każda dziewczyna. Ubrany był w czarne rurki, t-shirt i lekką bomberkę. Stylizacje podkreślały sportowe buty. Każdą dziewczynę którą mijał robiła niewinny uśmieszek i próbowała wypchnąć cyce i tyłek tak żeby podkreślać swoje atuty, których tak naprawdę nie miała. Chłopak praktycznie nie zwracał uwagi na takie laski. Minął długi korytarz, podszedł do swojej szafki, wyciągnął potrzebne książki i ruszył przed siebie. Kiedy mijał mnie i moich znajomych przystanął na chwilę i powiedział:
- Wiecie co myślałem, że do tej szkoły nie wpuszczają rozpuszczonych małp, a tu jednak takie rzeczy widzę - zaśmiał się szyderczo.
Myślałam ze przywalę mu prosto w tą jego śliczniutką twarz i ją oszpecę. Tak to zdecydowanie był by dobry pomysł. Ale moja nagła odwaga uleciała i z ust wyleciało tylko krótkie:
- Odwal się.
- Uuu ktoś tu taki odważny to pewnie ta sławna Camilla, która myśli ze jak jest bogata to wszystko może - takie słowa bolały mnie najbardziej. Ludzie nie rozumieli ze dla mnie pieniądze nie miały tak dużego znaczenia. - jeżeli myślisz ze możesz tak się do mnie wyrażać to się grubo mylisz - wykrzyczał mi to w twarz.
Natychmiast przede mną pojawił się Evan, który próbował stanąć w mojej obronie gdyby ten gnojek chciał mi coś zrobić. Usłyszałam głośny śmiech Jordana.
- Hahaha ten rudzielec to twój obrońca, tak się nim wysługujesz. Cała wasza trójka jest nic nie warta że aż mi się na was nie chce patrzeć - odszedł do swoich kumpli z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
Jego zachowanie było okropne a i już jego cała osoba budziła we mnie jakąś odrazę. Nienawidziłam go od samego początku, tak samo jak on mnie. Czasem zastanawiałam się o co tak naprawdę mu chodzi. Czy o to że naprawdę mam trochę forsy. Chociaż zawsze wykluczałam tę opcje, ponieważ Jordan też miał zamożnych rodziców. Nigdy nic mu nie zrobiłam, nie poniżyłam go przy nikim, a on od samego początku ośmieszał mnie przy wszystkich. To już chyba taki typ człowieka, który uwziął się na moją osobę. Jedno wiedziałam napewno - jest to wróg numer jeden. Po skończonych lekcjach udałam się z Niną do pobliskiej kawiarni. Zawsze w ciepłe dni zamawiamy kawę z lodami, natomiast w zimniejsze gorąco czekoladę. Dzisiaj wybrałyśmy pierwsza opcję. Lubiłyśmy poplotkować o wszystkim, poobgadywać parę osób czy po prostu się pośmiać. Czas leciał nam bardzo szybko. Mogłybyśmy spędzać ze sobą całe dnie. Przeszkodził mi jednak pewien telefon. Spojrzałam na komórkę i ujrzałam połączenie od mamy. Odebrałam i usłyszałam jej głos trochę zdenerwowany:
- Camilla mogłabyś przyjechać do domu jak najszybciej możesz - usłyszałam w słuchawce telefonu. Przeraziłam się odrobinę bo raczej mama zawsze była spokojną osobą.
- Tak oczywiście za chwile będę, ale czy coś się stało? - zapytałam.
- Nie, nie nic się nie martw po prostu musimy Ci coś powiedzieć, ale to nie jest rozmowa na telefon. - teraz powiedziała już stanowczym głosem kobiecym, którego bałam się gdy byłam dzieckiem.
- Okej do zobaczenia - rozłączyłam się i opowiedziałam Ninię o tej dziwnej rozmowie.
- No więc sama widzisz, nie wiem co im znowu do głowy przyszło, ale muszę tam być za parę minut. Będę dzwonić jak się dowiem o co im chodziło. Módl się tylko żeby nie wysłali mnie na Syberie - zażartowałam.
- Ale śmieszne wiesz, co ja bym tu bez ciebie robiła!
- Znalazła byś wspaniałą kumpele i plotkowałybyście jak najętę. 
- Taa idź już bo teraz to tobie zaczyna się mieszać w główcę.
- Dzięki wielkie, do zobaczenia jutro!
Pożegnałyśmy się i postanowiłam że pojadę środkiem komunikacji miejskiej skoro mama prosiła abym się jakokolwiek pośpieszyła. Nie musiałam jednak nawet ruszać się spod kawiarnii a przede mną stanęła dobrze mi znana limuzyna, z której wysiadł miły szofer.
- Witam panienko, pani matka kazała przywieź cię od razu do domu - powiedział zbyt przesłodzonym tonem.
- Tak już wiem, a więc jedźmy - i wsiadłam od strony pasażera.
Jadąc do domu główkowałam o co chodzić może tym razem, czy coś zrobiłam. Nie przypominałam sobie nic co mogło by zasługiwać na jakąkolwiek karę czy nawet rozmowę i pouczania. Droga minęła szybko bo pewnie matka nagadała mu że ma mnie szybko tu sprowadzić. Sprytna z niej kobieta. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę mojego domu. Był to ogromny dom, kiedy byłam jedynym dzieckiem w tej wielkiej przestrzeni, potrafiłam zanudzić się tu na śmierć. Na szczęście gdy miałam 5 lat urodził się młodszy brat - Dylan. Od najmłodszych lat spędzaliśmy dużo czasu ze sobą, dlatego też jesteśmy związani wyjątkową więzią. Gdy pojawił się on w naszym domu, porozweselał on trochę a my znajdowaliśmy sobie przeróżne zabawy. W tym momencie Dylan miał 12 lat, a my nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Potrafiliśmy rozmawiać o przeróżnych rzeczach, a częstym naszym zajęciem było obgadywanie zachowań rodziców. Byliśmy typowym rodzeństwem, które jak na pięcioletnią różnicę wieku miało świetny kontakt. Przekroczyłam próg domu i odczuwałam dziwne napięcie. Poczułam że coś jest nie tak i już w pół sekundy dowiedziałam się przyczyny szybkiego powrotu do domu. W salonie siedział Jordan rozwalony na fotelu z nogą na nodze. Byłam w szoku. Co on robi w moim domu?
- Yyy mamo, tato dlaczego on do cholery znajduje się w naszym domu?! - powiedziałam wypowiadając słowa coraz pewniej i głośniej.
- Oj widzę wspaniałe przyjęcie mnie w swoim domu, kultura sięga dna. - te słowa wydobyły się z ust Jordana całkiem spokojnie i uprzejmie, ale ja poczułam jad jaki miało przynieść to zdanie.
- Dzieci uspokójcie się, nie musicie od przywitania witać się tak zgryźliwie - powiedział głos pochodzący z drugiego fotela. Dopiero teraz zauważyłam że siedzi tam jakiś mężczyzna a obok niego na kanapie kobieta. Przez chwilę rozmyślałam kto to może być i dlaczego jest w naszym domu. Mężczyzna wstał i podał mi rękę
- Jestem Spencer a to moja żona Elizabeth - kobieta posłała mi miły uśmiech. - Myśle że domyślasz się że jesteśmy rodzicami Jordana i jesteśmy tutaj z jednej ważnej przyczyny.
- Zaraz Ci wszystko wyjaśnimy Camill, ale może lepiej usiądź - tym razem głos zabrał mój tata.
Posłusznie usiadłam i zapytałam:
- No więc co za ważny powód sprowadza do nas nieznajomych wam ludzi i jego syna, który na każdym kroku potrafi mi dokuczyć. - Chłopak siedzący w fotelu tylko prychnął i spojrzał pytającą na swoich rodziców. Czyżby on też nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi?
- Czekam na to co macie do powiedzenia, ponieważ mam zamiar wrócić na imprezę z której mnie ściągneliście. Wyjątkowo dużo ładnych dziewczyn do zaliczenia się trafiło - na te słowa aż mnie zemdliło. Czy on traktował dziewczyny jak przedmiot do pobawienia się i wpisania na liście zaliczone. Był okropny. Nie mam pojęcia co widziały w nim te wszystkie laski. Z moich rozmyślań wyrwał mnie poważny głos jego rodziciela.
- Jordan! Jak śmiesz się tak wypowiadać - ryknął a ja zauważyłam że chłopak lekko się skrzywił.
- Sprowadziliśmy was tutaj, aby poinformować was o waszym wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. - wtrącił się mój ojciec a mnie wmurowało w ziemie.

Zimny gnojek^^Where stories live. Discover now