Rozdział 16 czI

329 70 16
                                    


 Gdyby Donghyuck nie wiedział, że jest w Królestwie Dzieci Ognia, wziąłby to przyjęcie za zwykłą szkolną imprezę, tyle że wszyscy obecni w pomieszczeniu mieli mniej lub bardziej czerwone włosy i co krok można było zobaczyć niebezpiecznie otwarty ogień.

Poza tym dzieciaki były trochę bardziej rozebrane niż pozwalał szkolny regulamin. Donghyuck zdążył zauważyć, że Dzieci Ognia ukrywają skórę przed słonecznymi promieniami w dzień, ale kiedy tylko słońce zajdzie chwalą się swoimi atletycznymi sylwetkami i zdrową skórą.

Reszta wyglądała bardzo znajomo. Długi korytarz ciągnął się w głąb pomieszczenia i już tutaj zaczynały się stoliki, na których leżały owoce i inne suszone przekąski, później wchodziło się do większej sali, gdzie było jeszcze więcej stolików, ale też dużo miejsca do tańczenia. Pod ścianą siedziało kilka osób z bębnami, gitarą i kilkoma instrumentami, których Donghyuck nie znał. Okna były otwarte, ponieważ dużo małych i większych ognisk w pomieszczeniu nie wpływało dobrze na powietrze i bez problemu można było wyjść na zewnątrz, gdzie znajdował się swoisty taras  z którego widać było oddalone nieco Królestwo Dzieci Ognia.

Kiedy Donghyuck szedł na czele przez salę, a za nim jego przyjaciele, wszystkie stoliki po kolei milkły i patrzyły na nich. Zatrzymali się w dużej sali zastanawiając się gdzie powinni usiąść, na szczęście z ratunkiem przyszła im Joy. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która opinała jej ciało aż do kolan, za to jej ramiona i plecy były nagie, nie licząc kilku sznureczków, trzymających całą kreację w miejscu.

- Wasze miejsce już czeka. - Powiedziała chwytając Donghyucka pod ramię. Poprowadziła ich do stołu, który stał dalej od innych, pod ścianą, w ten sposób, że siedzący przy nim mieli widok na całą salę i pozostałych uczestników zabawy.

- Tutaj jest miejsce feniksa. - Wskazała na żeliwny tron, który był cały czarny i składał się z poskręcanych prętów, wyglądał imponująco, ale na pewno nie wygodnie.

- Ja mam tam usiąść? - Szepnął do niej chłopak, czując na plecach spojrzenia wszystkich osób w pomieszczeniu.

- Oczywiście, jesteś naszym Feniksem. - Powiedziała ciągnąc go za rękę bliżej tronu. Kiedy stanął za nim, spojrzał na resztę miejsc ustawionych po jego prawej i lewej stronie.

- A to? - Wskazał głową. - Moi przyjaciele mogą tu siedzieć?

- Oczywiście. - Pokiwała głową Joy. - To feniks wybiera sobie swoją drużynę, zazwyczaj są to najsilniejsi wojownicy.

Donghyuck spojrzał na swoich przyjaciół, stali bardzo blisko siebie i rozglądali się nerwowo na boki, jakby oczekiwali zagrożenia, które może zaskoczyć ich z każdej strony. Nie wyglądali na wojowników, na pewno nie w tej chwili. Jeno obejmował ramieniem Chenle, a jego dłoń spleciona była z dłonią Jaemina, Mark natomiast stał przed nimi, jakby mógł zasłonić ich własnym ciałem. Mimo odpowiednich ubrań, bardzo wyróżniali się wśród Dzieci Ognia,

Donghyuck zastanowił się, czy tak samo wyglądał będąc w szkole. Złapał spojrzenie Marka i kiwnął na niego, żeby podeszli. Dziecko Nieba zajęło miejsce po jego lewej stronie, bo po prawej siedziała Joy, koło niej usiadł Jaemin, a obok niego Jeno, natomiast z drugiej storn koło Marka Chenle. Kiedy wszyscy byli już na swoich miejscach Donghyuck z lekkim wahaniem usiadł na tronie, przez podwyższenie znajdował się wyżej od reszty i rzeczywiście widział stąd prawie wszystkie stoły.

- Tradycja mówi, że Feniks powinien rozpocząć przyjęcie. - Powiedziała dziewczyna nachylając się w jego stronę.

- To znaczy? Co mam zrobić? - Zapytał zerkając nerwowo na wpatrzony w niego tłum.

- Na stołach stoją duże świece, musisz je zapalić. - Odpowiedziała.

Donghyuck spojrzał na stoły, a później na płonące ogniska w różnych częściach pomieszczenia. Mógłby wykorzystać istniejący już ogień, ale czuł, że nie tego oczekują od niego zebrani tu ludzie. Wstał i wyciągnął przed siebie dłoń, zmusił swoje wewnętrzne ciepło na skumulowaniu się w zaciśniętej pięści, a kiedy ją otworzył płomień buchnął w powietrze.

Po zebranych rozniosły się pojedyncze okrzyki zdumienia. Donghyuck bardzo precyzyjnie, żeby nikogo nie poparzyć wysłał płomień do pierwszego stolika, a później do kolejnych. Kiedy wszystkie zapłonęły Dzieci Ognia wstały i zaczęły krzyczeć oraz głośno tupać nogami.

Chłopak rozejrzał się zaskoczony, ale po chwili zrozumiał, że wiwatują na jego cześć, że uśmiechają się do niego i podziwiają go. Wyprostował się, czując jak energia Dzieci Ognia rozpala w nim żar. Wyciągnął obie ręce przed siebie i stworzył kolejną kulę ognia, która rosła i rosła, miał już rozmiar piłki od koszykówki, ale chłopakowi nie było dość, powiększał ją, aż była tak wysoka jak on i posłał ją na środek pomieszczenia. Dzieci Ognia zaczęły szaleć z radości i skakać.

Fire Kingdom (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz