Rozdział 1

898 146 153
                                    

Autobus zatrzymał się na Leśnym przystanku i Jaemin opuścił go z kilkoma pierwszakami ze swojej Wioski. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył tą samą drogą co zawsze, przez las w stronę swojego domu. Przeciskał się między drzewami i na pamięć omijał kamienie, przeszedł przez omszały pień, na którym zdążyli z Donghyuckiem wydeptać ścieżkę. Nie musiał już przeskakiwać płotu, w zeszłym roku założyli tutaj furtkę.

Wszedł na podwórko i natychmiast radosnym beczeniem przywitały go trzy kozy. Lele i Lulu wyrosły na piękne młode kozy, mimo to nadal zdarzało im się psocić, a to zjadły koszyk wypleciony przez Annę, a to zrobiły dziurę w ścianie szopki. Pogłaskał je między rogami i za uszami tak jak lubiły najbardziej i wszedł do domu Niny. Teraz to był w zasadzie dom ich wszystkich, w tym w którym mieszkał on z mamą, zamieszkało starsze małżeństwo Moon.

- Wróciłem. - Rzucił w przestrzeń, chociaż wiedział, że i tak nikogo nie ma w domu i nikt mu nie odpowie. Donghyuck był w Wiosce Dzieci Nieba, a Anna w pracy w tartaku. Rzucił torbę i zaczął przygotowywać obiad. Wstawił mięso z kurczaka do garnka i obrał warzywa, zabrakło mu marchewki, więc wyszedł na ogród, żeby wykopać ją z ogródka. Trzy kozy stały za płotkiem i patrzyły na niego zaciekawione licząc, że warzywa będą dla nich. Kiedy wyrwał trzy satysfakcjonującej wielkości wyprostował się i zobaczył w oknie sąsiedniego domu postać.

- Dzień dobry panie Hyesung! - Zawołał machając, ale mężczyzna zniknął bez słowa zaciągając zasłonę. Jaemin pokręcił głową, nie należeli do najbardziej sympatycznych sąsiadów, zwłaszcza pan Hyesung, praktycznie wcale się do nich nie odzywał i ledwo odpowiadał na „dzień dobry". 

Na szczęście nie przeszkadzały im zwierzęta, nawet kiedy koza Amber zjadła rabatkę pana Erica, ten nie odezwał się ani słowem, Jaemin był pewny że znoszą je bardziej niż Donghyucka, na którego widok prawie pluli. Ogarnęło go poczucie niesprawiedliwości, nie mógł uwierzyć, że Dzieci Lasu potrafią być tak dwulicowe z jednej strony mówiąc, że każda istota ma prawo do życia i należy jej się szacunek, a z drugiej wykluczając Donghyucka tylko ze względu na to jaki się urodził.

 Mieszanka uczuć jakie kotłowały się w Jaeminie nie mogła znaleźć ujścia. Należał do osób, które rzadko dzieliły się ze światem tym co myślą, ale teraz czuł, że w jego głowie dzieje się zbyt dużo. Planował pójść do lasu, aby wśród dzikiej przyrody zapomnieć o ludzkich sprawach i odkryć to co jest naprawdę ważne, kiedy przeszedł przez płot i znalazł się pomiędzy starymi wierzbami, które rosły wzdłuż, chwycił w palce jedną z gałązek, żeby odsunąć ją od twarzy. W tym momencie zakręciło mu się w głowie, a przed oczami pojawiła się wizja. Była ostra i wyraźna, jakby sam Jaemin brał w niej udział, ale kiedy spróbował zrobić krok do przodu okazało się, że nie może, jakby jego stopy wrosły w ziemię niczym korzenie drzewa.

Była wiosna, bo w trawie dookoła ich podwórza poutykane były kwitnące stokrotki, na schodach drewnianej werandy siedziała kobieta, nie widział jej twarzy, bo zasłaniały ją długie brązowe włosy sięgające aż do pasa, miała na sobie lekką sukienkę, a jej dłonie poruszały się szybko tworząc wianek ze stokrotek. Cztery wróbelki skakały dookoła niej przekomarzając się jeden przez drugiego, spychając z drewnianej balustrady i tańcząc dookoła jej bosych stóp. Wtedy na podwórko wszedł mężczyzna był wysoki i szczupły, jego delikatne rysy wskazywały na to, że był Dzieckiem Lasu, jego długie nogi ubrane były w granatowe spodnie z kantem, w nie włożona była beżowa koszula, na piersi lśniła odznaka Ochronny Porządku The Elements, kiedy zobaczył kobietę ściągnął z głowy policyjną czapkę i odgarnął w tył swoje gęste włosy. Ona zbyt zajęta była kończeniem wianka, żeby zauważyć jego przyjście, ale wróbelki odleciały na gałęzie pobliskiego drzewa. Jaemin próbował coś powiedzieć, żeby ją ostrzec że zbliża się Policjant Ochrony Porządku, ale nie mógł otworzyć ust, mógł tylko obserwować.

Fire Kingdom (Markhyuck Nomin)Where stories live. Discover now