Spakować walizki

14 1 0
                                    

            Semi chodził po mieszkaniu. Amalija miała zostać przywieziona przez Katarzynę pół godziny temu. Nie wiedział, dlaczego, ale denerwował się, kiedy nie było jej tak długo. Co chwilę zerkał na zegarek, z braku skupienia z rąk leciało mu prawie wszystko. Zaglądnął nawet parę razy przez okno, czy może Katarzyna już nie podjechała, choć nie znał wyglądu jej auta. Z tego powodu każdy samochód, jaki choćby zwolnił, przywoływał Semiego do szyby. W którymś momencie zaczął myśleć, że coś się stało. Na pewno. Na sto procent. Wypadek, wariat na drodze, śliska nawierzchnia. Kontrola trzeźwości dla Katarzyny nie byłaby problemem, zatrzymanie z powodu przekroczenia prędkości również. Zapięcia pasów także by ddopilnowała. Pracownicy Instytutu musieli dbać o reputację, każde zgłoszenie od straż porządkowych odbijało się na kartotece. Katarzyna nie pozwoliłaby, aby między jej dorobek doświadczalny wplotło się najmniejsze upomnienie.

Sięgał po telefon, by zadzwonić do Larsa i poprosić o zapytanie Magdaleny, co się dzieje, gdy aparat rozbrzmiał, oznajmiając połączenie przychodzące od Larsa. Semi nigdy tak szybko nie odebrał.

- Co jest?

- Hej, tu Magda. Kasia kazała ci powiedzieć, że zeszło tak długo, bo Amalija zgłodniała i wzięła ją na obiad, tylko nie w Instytucie, ponieważ się okazało, że jest remont, no i pojechały gdzieś indziej. Sama nie zadzwoniła, bo zostawiła komórkę gdzieś w laboratorium. A, i zapakowałam jej sukienkę, żeby miała w czym chodzić.

- Dobrze, dzięki.

- Coś się stało?

- Nie, nic. Dzięki. Jesteś super.

Rozłączył się i sekundę po tym sam siebie przyłapał na szerokim uśmiechu.

- Lubisz go?

Amalija ze zdziwieniem spojrzała na laborantkę. Kobieta wydawała się być ciekawa, wyraźnie oczekiwała odpowiedzi mimo skupienia na prowadzeniu.

- Kogo...? - dziewczyna udała zdziwienie.

- Wiesz, o kim mówię. Nie idźcie tam. Tylko ty możesz ich od tego odwieść.

- Nie wiem, o czym pani mówi...

- Wiesz. - naciskała, lecz jej głos brzmiał łagodnie, sympatycznie. - Z Magdą wiemy, po co cię trzymają. I ty też to czujesz.

Przełknęła ślinę. Pragnęła zmienić temat tak bardzo. Pomysł wpadł do jej głowy jasnym blaskiem.

- Pani siostra ma dziwne imię.

Laborantka uśmiechnęła się łagodnie.

- Nie jesteśmy stąd. – odparła cicho.

- Dlaczego?

Przyjaźń biła z twarzy Katarzyny coraz bardziej.

- Pewne okoliczności – rzekła enigmatycznie. – Nie mogę ci powiedzieć, wybacz. Musiałyśmy uciekać. Po prostu. Ja, Magda i jeszcze jedna, Kinga.

- Skąd?

- Z Anglii. Słyszałaś o takim kraju?

Amalija pokręciła głową.

- Panie pochodzą z Anglii? – użyła wyrażenia, które zapamiętała jako poprawne.

- Nie, z Polski. – westchnęła. Widać ciężko było opisywać niektóre fakty bez dotykania tajemniczego sedna. – W pewnym momencie przeniosłyśmy się do Kanady. Potem Czechy, Albania, Niemcy i Anglia.

- Dużo panie widziały...

Katarzyna uniosła brwi, pokiwała. Dla niej, która pracowała w tylu laboratoriach, narobiła eksperymentów i naoglądała się rzeczy nieraz wyjętych z najgorszych koszmarów; która wiele razy w pośpiechu opuszczała kwaterę, oglądając się tylko za siostrami lub usiłując je dogonić; której twarz doświadczyła bólu policzkowania z powodu wykonywanej pracy, stwierdzenie pasażerki zdało się uroczo zabawne w swej niewinności.

- Oj, masz rację... - skwitowała.

- A czy tu... Pasuje paniom?

Zmarszczka wyrzeźbiła się przy kąciku ust.

- Tak. Pasuje. – widząc przejętą twarz dziewczyny, wzruszyła ramionami i dodała: - Każdy ma coś, czemu musi sprostać. Ty też. Amalijo... Nie chcę cię martwić, ale nie uda ci się zmienić tematu na tyle, bym odpuściła. Może zabrzmi to dziwnie, ale... Z Magdą martwimy się o ciebie. Wykonujemy polecenia Instytutu, bo to nasza praca, jednak... Właśnie. Zostaje zawsze „jednak".

Amalija nie odzywała się. Nie dziwiła jej inteligencja obu laborantek. Bała się tylko, że ją wezmą do Instytutu i powtórzy się koszmar sprzed kilku lat.

- Sądziłam z początku, że jesteś potworem. - podjęła Katarzyna lekko, szczerze. - Kiedy cię przywieźli jako dzieciaka na badania już wiedziałam, że jesteś wyjątkowa. Tak, kochana. Ty nie jesteś potworem, przekonałam się o tym całkiem niedawno. Widziałam, jak teraz, gdy byłaś w Instytucie, patrzyłaś na Semiego. Lubisz go i nie musisz tego mówić na głos. Nie wiem, czego szukasz w Strefie, ale nie pozwól, by poszli. Lepiej z nim zostań.

Amalija milczała uparcie. Zacisnęła lekko usta i lustrowała lśniącymi, fioletowymi oczyma prowadzącą auto.

- Dojeżdżamy.

Semi o mało nie wyrwał drzwi z zawiasów. Uściskał Katarzynę, dziękował kilkadziesiąt razy, chciał nawet zaprosić laborantkę na kawę, ale kobieta miała jeszcze na głowie przygotowanie skryptów dla swoich doktorantów i znalezienie telefonu.

Gdy drzwi się zamknęły, mężczyzna oparł się o nie plecami. Odetchnął głęboko.

- Coś się stało?

Do przedpokoju weszła Amalija. Bosa, w zwiewnej, kwiecistej, nieco przydużej sukience, którą dostała od Magdaleny.

Patrzył na nią z półmroku. Oświetlała ją lampa pokojowa, wyglądała jak zjawa. Cokolwiek piękna. Wiedział, że nie widzi jego wzroku, jak chłonie jej drobną osobę wzrokiem tęsknym za delikatnością. Za jej delikatnością.

Zacisnął zęby.

Nie możesz, powtarzał sobie, to tylko...

- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytała nagle.

Serce przyspieszyło, na ciało wystąpił pot. Jakim cudem to dostrzegała...?

- Pobladłeś...

- Daj mi spokój – rzucił ostro. Nie mówił do Amaliji, którą karmił, ale do Amaliji-potwora.

- Przepraszam... - spuściła głowę i zupełnie dziewczęco skierowała się ku pokojowi.

Semi odprowadził ją wzrokiem, przełknął ślinę, zwilżył usta wyschnięte od strachu.

- Ama – odezwał się.

Wróciła szybko, okraszona rozwianymi od biegu fałdami sukienki.

- Tak?

- Pakuj się.

- Po co...?

- Niedługo idziemy do pracy.

Nie ucieszyła się.

- „Niedługo", czyli...?

- Jutro.

"Wytrych"Where stories live. Discover now