Rozdział 15: Ten prawdziwy pierwszy raz

19.5K 1K 299
                                    

Gabriel

Każdy dzień przypominał sen na jawie, z którego budziłem się po powrocie do domu.

Kiedy budziłem się rano, myślałem o odebraniu Josepha.

Kiedy jechałem do niego, myślałem o tym, czy już na mnie czeka.

Kiedy siedziałem na lekcji, zastanawiałem się, co robi.

Kiedy wracaliśmy ze szkoły, myślałem jak by tutaj przedłużyć nasz czas razem.

A kiedy byłem w domu, myślałem, kiedy będę mógł znowu po niego pojechać.

Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do szału. Ukojenie nastało dopiero w piątek. Po szkole Joseph jak zwykle poszedł razem ze mną do auta. Był już prawdopodobnie przyzwyczajony, choć ciekawskie spojrzenia wcale nie osłabły. Zaczął się rozglądać, dopiero kiedy ruszyłem inną drogą niż zwykle.

– Gdzie jedziemy? – zapytał zdezorientowany.

– Jak to gdzie? Jest piątek, nie ma dzisiaj żadnego meczu, treningu, imprezy czy innego rodzinnego obiadku. Myślałeś, że nie wykorzystam tego? – Zaśmiałem się, trącając go palcem wskazującym w nos.

– Moja mama oszaleje, jeśli nie wrócę do domu! – spanikował Joseph. – Pomyśli, że mnie uprowadziłeś!

– To zadzwoń i ją uspokój – powiedziałem ze stoickim spokojem. Wcale nie uważałem słów partnera za nieprawdopodobne. Przez cały tydzień balansowałem na granicy cierpliwości tej kobiety. Starałem się naturalnie powstrzymywać przy niej, lecz białowłosy zbytnio mnie prowokował. Dzisiaj nie miałem jednak zamiaru się powstrzymywać tylko dlatego, że ta kobieta najpewniej już szukała moich włosów na ubraniach omegi, by móc je dodać do swojej laleczki voodoo.

Joseph patrzył na mnie przez chwilę, jakby nad czymś rozmyślając, po czym ku mojemu zdziwieniu faktycznie wyjął telefon i wybrał numer. Zaśmiałem się po usłyszeniu pierwszych słów, za co zasłużyłem sobie na słabe uderzenie w ramie. Starałem się uspokoić, choć wciąż drżałem z rozbawienia.

– Charlotte? – zaczął niezręcznie. – Jesteś sama? Słuchaj, mam prośbę. Bo widzisz... Jadę właśnie z Gabrielem i... To nie tak! – Zaczerwienił się gwałtownie. Słyszałem, że w słuchawce rozbrzmiewa podekscytowany pisk, a po chwili da się rozróżnić też drugi głos. – Amelia, oddaj jej telefon. Nie, nic wam nie powiem, bo sam nie wiem – wymamrotał nieśmiało. – Dokładnie. Powiedz mamie, że jestem z nim... Tak, jeśli skłamię, to będzie jeszcze gorzej. – Słuchał przez chwilę. Po chwili spojrzał na mnie niepewnie. – Nie mam pojęcia. Pewnie późno. Nie, wcale nie zamie...!

Nie mogąc znieść dłużej tego krążenia wokół tematu, szybkim ruchem zabrałem chłopakowi telefon i przyłożyłem sobie do ucha.

– Cześć, dziewczyny. Tu Gabriel – powiedziałem, uprzejmie uśmiechając się, choć nie mogły tego zobaczyć. Po drugiej stronie momentalnie zapanowywała cisza. – Słuchajcie, chciałbym porwać Josepha na czas nieokreślony. Myślicie, że wasza mama będzie miała z tym jakiś większy problem? – zapytałem, jakby wcale nieświadomy prawdopodobnej reakcji kobiety.

– Oh, daj spokój – odparła onieśmielona dziewczyna. – Wszystko się załatwi. Wiesz, zrobimy jej na babski wieczór. A tę nieistotną informację przekaże się między wierszami. – Byłem pewien, że jakbyśmy rozmawiali twarzą w twarz, w tym momencie puściłaby mi oko.

– Tylko zaopiekuj się naszym braciszkiem! – wtrąciła druga dziewczyna. – I postaraj się odstawić go do niedzieli, bo dłużej mama raczej nie wytrzyma. – Zaśmiały się obie na tę insynuację.

Historia o wilczku (LGBT+)Where stories live. Discover now