Początek koszmaru

Beginne am Anfang
                                    

- Oni wiedzą, prawda?- zapytał ochrypłym głosem.

- Myślałem, że to oczywiste, że wiedzą...po wypowiedzianej przepowiedni.

- Oh- Chłopak westchnął.

Nie wyglądał na syna bogini mądrości i chyba starał się ukrywać swoje korzenie. Percy dobrze pamiętał tego dzieciaka, blondyna z błyskiem w stalowych oczach. Teraz Mason nie wyglądał tak samo. Przefarbował włosy na brązowo i nosił soczewki przez co jego oczy przybrały brązowej barwy.

- Mam rozumieć, że zabieram ich do Hogwartu?

Chejron pokiwał głową. Mason skrzywił się.

- Rozumiem, że nie chcesz się mieszać w sprawy bogów w czasie roku szkolnego, to twój ostatni rok nauki w szkole i chciałbyś się skupić, ale...

Griffin pokręcił głową zaciskając oczy.

- Nie, nie o to chodzi, Chejronie. Tak się składa, że przyda się tam pomoc. Zobacz

Podał gazetę z ruchomymi obrazkami centaurowi.

- Coś atakuje czarodziejów i to na pewno jest powiązane z bogami. Zaczęło się niewinnie. Dziwne zmiany pogody, przestraszone stworzenia wybiegające z lasów...teraz olbrzymy wyłażą z kryjówek, te górskie zjadają coraz więcej turystów, pokazują się. Coraz trudniej jest zapanować nad tym wszystkim aurorom. A teraz ta afera w Ministerstwie Magii. Kościotrupy i Inferiusy chciały zabić ministra. To nie koniec. Pojawiły się również w Gringottcie. Pod ziemią. Wątpię, czy sam Voldemort byłby w stanie zawładnąć taką armią.

Percy nie zrozumiał połowy tego co powiedział Mason, ale Chejron zdawał się być zaniepokojony.

- Pod koniec sierpnia zabierzesz ich na Pokątną. Tam wszystko im opowiesz, teraz...jak widzę pisałeś esej?- centaur spojrzał na kawałek pergaminu przy stopach Masona.

Chłopak potarł skroń.

- Oh, tak. Profesor McGonagall chce mnie zabić, a ja dopiero co uzyskałem pełnoletność!

Annabeth odchrząknęła.

- Wczoraj miałeś urodziny, ale... dopiero siedemnaste.

Chłopak zachichotał, najwyraźniej czymś ucieszony.

- Musicie się trochę dowiedzieć o moim drugim domu zanim tam wyruszycie. Ale nie teraz. Jurto wracam do domu. Wrócę tu pod koniec sierpnia i razem pójdziemy na zakupy.

***

Stał przed bramą pięć minut zanim postanowił wejść do ogrodu. Coraz bardziej bał się rozmów z ojcem, który siał zniszczenie. Bał się, że i on w końcu wpadnie w to bagno i będzie zmuszony mu pomagać. Jako dziecko nie miał nic przeciwko zabijaniu i napadom. Pewnie dlatego, że nie wychodził z domu, a jego jedynymi towarzyszami były obrazy w tej zatęchłej rezydencji. Nie mógł przekraczać bram posiadłości. Choć pola, które widział z okna kusiły go, nigdy nie odważył się wyjść i w nich pobawić. Z czasem doszło do niego, dlaczego był trzymany, jak pies, na łańcuchu. Ojciec chciał z niego zrobić swoją marionetkę, ale niestety. Mimo klątwy trochę oleju mu w głowie zostało.

Klątwa.

Jego własna matka go przeklęła, wyrzekając się go. Pozbawiła go cech charakterystycznych dla dzieci Ateny. Zawsze udawało mu się wmawiać, że farbuje włosy i nosi soczewki, ale prawda była taka, że bogini, która poczuła się upokorzona, że za ojca swojego dziecka wybrała czarnoksiężnika, wyrzekła się go pozbawiając wszystkiego co miał. A przecież to nie była jego wina.
I tak Mason przestał był najinteligentniejszym dzieciakiem na swoim roku, przestał być zapraszany na spotkania Klubu Ślimaka. No cóż. Wciąż był dość mądry, by odgadnąć hasło kołatki i dopasować się do reszty Krukonów, ale czuł się upokorzony. Napiętnowany przez własną matkę.

Szedł pomiędzy krzakami różowych róż, które dodawały rezydencji uroku. Jednak historia tego miejsca nie była taka piękna. Zamordowano tutaj mnóstwo ludzi. Masona przeszedł dreszcz. Jak był mały słyszał krzyki tych ludzi, umierających w piwnicach domu. Myślał, że to normalne. Jednak tak nie było.

Wszedł do domu i odstawił walizkę w kąt.

- Wróciłem!

Z cienia wyłoniła się sylwetka mężczyzny, niezwykle przystojnego. Mason był bardzo do niego podobny.

Mężczyzna był ubrany w garnitur, a na palcach miał sygnety w kształcie czaszek. Mason nie mógł nic poradzić, że mimo wszystko kochał swojego ojca. Przerażał go, ale wciąż to był jego ojciec, który był dla niego dobry i opiekował się nim. Choćby się starał, nie potrafił go nie cierpieć.

Ojciec Masona podszedł do niego i ucałował go w czoło, po czym przycisnął do siebie.

- Miło cię znowu widzieć

Mason nie potrafił odtrącić od siebie mężczyzny. W połowie dlatego, że się bał, w połowie dlatego, że nie chciał.

- Piszą o tobie w gazetach- powiedział po chwili.

Mężczyzna zacmokał i zaśmiał się. Miał sztuczne, metalowe zęby. Ohyda.

- Nie o mnie, synu tylko o moich podwładnych.

- Nadużywasz daru od Hadesa.

Mason zaczął bawić się palcami. Ojciec pogłaskał go po włosach, jakby był dzieckiem.

- Raczej w końcu odważyłem się go użyć, nie to co nasi przodkowie! Gdyby nie ta przeklęta Atena ty też byłbyś tak potężny i razem moglibyśmy władać armią umarłych!- zaśmiał się i rozłożył ręce, jakby miał zagarnąć wszystkie skarby świata.- Czy to nie brzmi cudownie? A teraz szykuj się! Za chwilę kolacja.

Mason udał się do swojego pokoju- jedynego zadbanego miejsca w tym domu, po czym usiadł przy oknie zastanawiając się co ma robić dalej. Był rozdarty.

Bał się powiedzieć ojcu, że Atena nie zabrała aż tak dużo. Istnieją rzeczy nad którymi bogowie nie mogą władać, nie mogą zabierać. Mason ścisną fioletowy kamień na swojej szyi, a podłoga zadrżała.

Stał pod wysokim dębem w sadzie. Było ciemno, a on był zapłakanym dzieciakiem opatulonym kocem. Obok niego, oparta o drzewo stała bogini zemsty. To był dzień w którym Atena się go wyrzekła. Nawiedziła go wtedy we śnie, a ten przerażony wybiegł z domu, do ogrodu, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Nie jesteś tak bezużyteczny, jak ci się zdaje- powiedziała mu wtedy Nemezis.- Kamień, który znalazłeś nie jest zwyczajny. Kiedyś go użyjesz przeciw swojemu ojcu albo przeciw swoim przyjaciołom. Ty decydujesz. Ten kamień będzie pozwalał ci na korzystanie ze swoich mocy odziedziczonych po Hadesie, synu Ateny. Nikomu o nim nie mów. Używaj tylko, kiedy to konieczne, pamiętaj.

I wtedy się rozpłynęła, uleciała razem z wiatrem.

Jedna z desek pękła i wyfrunął z niej martwy motyl nagle przywrócony do życia. Usiadł na ramieniu Masona.

- Wracaj skąd przybyłeś i nigdy nie wracaj

Motyl posłusznie wleciał za deskę, która natychmiast powróciła do dawnego stanu. To wszystko było dziwne i mimo siedmiu lat z magicznym, fioletowym kamieniem, Mason wciąż nie potrafił tego pojąć i zapewne nigdy nie pojmie.

- Chciałbym zniknąć za taką deską i nigdy nie wrócić- mruknął sam do siebie i zasnął zapominając o kolacji.




Ok, jeśli nikt tego nie będzie czytał to nawet nie będę marnować czasu na dalsze pisanie. Dajcie znać w komentarzach czy pisać to badziewie dalej.

Death BoyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt