57. Jestem W Ciąży

295 7 2
                                    

*Martyna*
Mam coś do powiedzenia Piotrkowi, ale ten jak na złość jest zajęty. Albo ktoś przychodzi. I nie mam kiedy. Teraz poszedł odprowadzić małego do przedszkola i do sklepu. Zaraz powinien wrócić.
Położyłam się na kanapie i czekam na niego. Po chwili przyszedł.
- jestem kochanie
- cześć Piotruś - podeszłam do niego
Pocałowaliśmy się.
- muszę Ci coś powiedzieć
- co? Znowu masz raka?
- nie. Spadaj
Zaczęliśmy się śmiać.
- jestem w ciąży
- naprawdę?
- yhym
Pocałowaliśmy się.
Przytulił mnie mocno.
- a to niespodzianka
- kocham cię
- wzajemnie kochanie. - dał mi buziaka w czoło.
Usiedliśmy na kanapie.
Wtuliłam się w niego.
Dotyka mojego brzucha.
- który to tydzień
- 5.
Nie miałam kiedy ci powiedzieć.
Przepraszam
Uśmiechnął się.
- nic się nie stało.
Rozumiem, że przegapiłem trochę wizyt
- yhym. Byłeś w pracy
Przytulił mnie i pocałował w czoło.
- to idź się połóż
- nie. Jedziemy do bazy. Muszę dać karteczkę
- nie dałaś jeszcze?
- yym
- chciałam najpierw tobie powiedzieć
Uśmiechnął się.
- to chodź. Jedziemy a potem grzecznie pójdziesz się położyć, ok?
- ok
Wzięłam torebkę i poszliśmy do auta.
Wsiedliśmy i jedziemy do bazy.
Chwycił mnie za rękę.
- a dobrze się czujesz?
- tak.
- to dobrze.
Zatrzymał się przed pasami. Przeszła kobieta z wózkiem. Ruszył dalej.
Uśmiechnęłam się. Mam kochanego męża.
- co tak się uśmiechasz? - pyta
- na twój widok
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili byliśmy na miejscu.
- o stary. Dobrze cię widzieć - Adam
- od kiedy? - Piotrek
- a mnie już nie? - pytam
Zaczęliśmy się śmiać
- ciebie też. Jedziemy na staż
- co? Znowu? - mówię
- no to nieźle
Kiedy?
- jutro
- nie
JEST Wiktor?
- na wezwaniu.
Wogóle wszyscy są na wezwaniu.
- a ty?
- a ja strajkuje
Usiedliśmy na ławce.
Adam poszedł.
- jedziesz? - pytam z spuszczoną głową
- coś ty? Przecież nie zostawię cię samej w ciąży i na dodatek z małym.
Uśmiechnij się
Przytulił mnie mocno.
- uśmiechnięsz się czy nie?
- jak będę miała pewność, że nigdzie nie pojedziesz
- oj marudna jesteś
-. Nie no żartuje. Jak chcesz to jedź - uśmiechnęłam się
- są rzeczy ważniejsze niż jakiś głupi staż. - odwzajemnił uśmiech - a rodzina jest najważniejsza
Przytuliłam się do niego
- co ty myślisz, że tak po prostu cię zostawię? Żałuję, że wtedy pojechałem. Wolałbym spędzić ten tydzień z wami.
Uśmiechnij się. Głowa do góry i idziemy.
Uśmiechnęłam się.
Poszliśmy do bazy.
- a ty Adaś co? - pytam
- spóźniłem się ok - odpowiada przybity
- będę się za tobą modlił. - Piotrek
- dzięki
Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili przyjechał Wiktor.
- o cześć dzieciaki
-cześć
- Piotrek pakuj się. Jedziemy
- nie jadę
- weź mnie nie denerwuj co
- Wiktor nie zostawię Martyny
- stary weź. To tylko tydzień
Ostatnio zostawiłeś i przeżyła
- i tego żałuję.
- Piotrek wszystko jest załatwione.
Jedziesz i koniec
- chodź pogadamy co
- no dobra
Wziął mnie za rękę i poszliśmy do gabinetu za Wiktorem.
- oddychaj bo zawału dostaniesz
Patrzy się na niego złym wzrokiem.
- czemu nie chcesz jechać. Człowieku - wziąłem karteczkę od Martyny
- Wiktor - dałem mu karteczkę i chwyciłem Martyne za rękę - nigdzie nie jadę
Czyta tą karteczkę.
- nie można było tak odrazu?
- nie - Piotrek się zaśmiał
- to gratuluję.
- i co nadal mam jechać?
- teraz cię nie mogę zmusić
- no i dziękuję.
Wyszliśmy z gabinetu.
- jedziesz - Adam i wszyscy się patrzą
- no. Do domu
- Strzelecki jedziesz - wszyscy
- zostawcie go już. Nie jedzie - Wiktor
- dlaczego? - rodzice
- bo będziemy mieli drugie dziecko - mówię
Mama nas przytuliła.
- gratulacje - wszyscy.
Tata też nas Przytulił.
- to ja zostanę. Pomogę wam - mama
- zapomnij - Wiktor
- damy radę mamo - mówię
- potwierdzam - Piotrek
- no dobrze
- nie są już mali - tata
- wiem, że nie.
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do domu.
- kochanie teraz idziesz się położyć. - Piotrek zaczyna rutynę
- yyy
- Martynko
- powiedz tak jeszcze raz - mówię z uśmiechem
- Martynko odpocznij - uśmiecha się
-. No dobrze
- chodź
Poszliśmy do sypialni. Położyłam się. Przykrył mnie kocem i pocałował w czoło.
- pójdę z Charlie a ty sobie grzecznie odpoczywaj
- Oki
Wyszedłem z pokoju.
- Charlie chodź idziemy na spacer - wołam i biorę smycz do ręki
Przyszedł. Zapiąłem go.
- chodź chodź
Wyszliśmy z domu. Zamknąłem drzwi na klucz i idę. Widzę ojca. No tak. Przecież on nie odpuści.
- Piotrek pogadaj ze mną?
- nie mam o czym
Idę dalej z Charlie i zamykam bramę na hasło.
- mamy. Jesteś moim synem do cholery
- od kiedy. Jakoś sobie nie przypominam żebyś mnie traktował jak syna.
Dzwoni mój telefon.
Krzysiek.
Odebrałem.
- cześć. Co tam?
- cześć. Tylko sprawdzam czy żyjesz
- miło.
Zaczęliśmy się śmiać.
- słyszałem, że na staż jedziecie
- no ja nie jadę
- aha.
Dlatego Wiktor taki wściekły
- przejdzie mu.
- a tak na serio twoja żona została zatrzymana
- tak wiem.
Zatrzymana w domu w sypialni.
- na serio mówię
- jasne.
Martyna sobie śpi
- kurde
- nudy masz?
- nie
- aha
Zaczęliśmy się śmiać.
- a tak w ogóle słyszałem, że będziesz po raz drugi ojcem
- no tak.
- gratulacje. Ja się chyba tego nie doczekam
- dzięki.
Wiesz jest parę wolnych dziewczyn w Warszawie.
- dobra kończę. Mam wezwanie
- jasne
- pa
- pa
Wyłączył się.
Ehh.
- od zawsze jesteś moim synem
- jasne. A moja mama żyje
- Piotrek do cholery
Przepraszam
- spoko. A teraz proszę przywróć mi mamę i możemy udawać, że nic się nie stało
- Piotrek czasu nie cofne
- no właśnie. To daj mi spokój.
- nie. Pomyśl co byś czuł kiedy twój syn by cie tak odtrącał
- ty się o to nie martw. Nie odtrąci mnie bo nie jestem taki jak ty.
W porównaniu do ciebie nie zabiłem swojej żony.
Dzwoni do mnie przedszkolanka.
- dzień dobry. Pan strzelecki?
- tak. Dzień dobry.
Coś się stało?
- tak. Mały się wywrócił i płacze. Proszę po niego przyjść.
- dobrze. Zaraz będę.
Rozłączyła się a ja pobiegłem do domu. Zajżałem do Martyny jeszcze.
Śpi sobie słodko.
Zostawiłem jej karteczkę i ubrałem marynarkę. Wziąłem kluczyki od auta i poszedłem do auta. Pojechałem do przedszkola.
- dzień dobry
- dzień dobry.
Poszedłem do małego.
- cześć Antoś.
- tata
Przytuliłem go mocno i wziąłem na ręce.
- cichutko skarbie.
- Boli
- Zaraz przejdzie.
Podpisałem listę, że odbieram małego.
- dowidzenia - mówię i wychodzę z małym
- dowidzenia.
Poszliśmy do szatni.
- uśmiechnij się skarbie - wygłupiam się i przebieram małemu butki
Ubrałem mu bluzę i wziąłem plecaczek.
- idziemy?
- tiak
- to uśmiech maluchu - wziąłem go na ręce i poszliśmy do auta.
Zapiąłem mu pasy i wsiadłem za kierownicą.
Pojechaliśmy do domu.
Wziąłem małego na ręce i otwieram drzwi. Oczywiście ojciec rozmawia z Martyną.
- a ty co tu robisz? - daje Martynie buziaka. Zwracam się do ojca wiadomo.
- chce z tobą pogadać
- tata Pana nie lubi - Antoś
- dokładnie. Nie mamy o czym. Idź. No dowidzenia - wyszedł a ja zamknąłem drzwi.
Czy on się już nigdy od nas nie odczepi?


































~dwa serca~ ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz