XVI. Nathaniel Lemaire

2.5K 243 40
                                    

Podróż była chyba jedną z najbardziej męczących w moim życiu. Trwała coś koło dziesięciu godzin, a ja miałem przy sobie czujnych obserwatorów w postaci Maxa i Theo. W końcu udało mi się zasnąć, choć ja przeważnie nie sypiałem w tak głośnych i niestabilnych miejscach – woda dookoła to koszmar. Ten facet z pasemkami we włosach wydawał się całkiem spoko, ale nie znałem go za dobrze, a sam życzył mi śmierci, nim w ogóle poznałem jego imię. Czy to się nie wykluczało? Okay, przyznaję; szukałem pocieszenia, że może jednak znajomi Theo okażą się spoko i będzie do kogo gębę otworzyć, bo ten typ nie zawsze miał na to ochotę, a i ja nie zawsze chciałem rozmawiać z nim. Potrzebowałem nowych twarzy i nowych opinii, a on mi się już przejadł, jakkolwiek to nie brzmi.

– Nie wierzę, że to robimy. – Max zaparkował w podziemiach.

Byliśmy pod jakimś hotelem albo nowocześniejszą kamienicą. Raczej nie widniały tu nasze nazwiska, bo aż tak głupi nie byli, ale ciekawiło mnie, kto tu wynajął mieszkanie.

Wysiadłem z auta, które de facto należało do Theo tylko ze słowa, bo na papierach rzecz jasna do Maxa. Tak przynajmniej twierdzili.

Poszedłem za nimi po schodach, które poprowadziły nas na trzecie piętro. Otworzyli drzwi z zamków i weszliśmy wreszcie do środka. Było przestronnie i nowocześnie, czyli tak, jak się spodziewałem.

– Dobra, ja spadam, bo mam swoje do roboty, a kilka dni z wami mi starczyło. – Rzucił pęk kluczy na stolik, bo to właśnie salon był miejscem, gdzie się wchodziło do domu. Po chwili zniknął za drzwiami, zostawiając nas samych.

Theo podszedł do sporych rozmiarów okna i stanął, chowając dłonie w kieszeniach spodni.

– Dobrze się czujesz? – Podszedłem do niego, ale zostawiając mu przestrzeń.

– Wszystko jest zupełnie inaczej. – Przymknął powieki, wzdychając.

– Jeśli żałujesz, to mnie zabij. Zawsze możesz mnie gdzieś zawieźć i odstrzelić. – Chociaż w głębi liczyłem, że jednak pożyję trochę dłużej przy nim. Z jego ust wydobyło się prychnięcie, a chwilę potem spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Na to już za późno... – zawiesił się w pół słowa, marszcząc czoło. – Chciałbym ci zaufać, Rapha.

– To to zrób? – Zaśmiałem się, pozbawiając go tej przestrzeni i stając obok niego.

– Ja... – znów się zaciął. – Nie rozumiem cię. Wiem, że byłeś przytłoczony mieszkaniem z nim, ale w jakim stopniu, by być szczęśliwym i wdzięcznym za porwanie cię. Rapha, kurwa, to nie jest normalne. Jak mogę ci ufać, skoro mnie przerażasz swoją nieprzewidywalnością? – Dotknął mojego podbródka, a przyjemny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie. Może nie byłem tylko zabawką?

– To działa w dwie strony, Theo. Nie znam cię. – Pokręciłem głową. – Ale mimo naszej krótkiej znajomości wolałem uwierzyć, że nie pociągniesz za spust po tym, jak dobrze się razem bawiliśmy. Wolałem nie myśleć, że to też było grą, by się do mnie zbliżyć, a potem zabić z zimną krwią. Wierz lub nie, ale wolałem uwierzyć, że jesteś taki, jakim pozwoliłeś się poznać raptem w kilku sytuacjach. Zranionym, zmęczonym i... osamotnionym. Ale potem pokazałeś, że umiesz się też szczerze śmiać, być normalny.

Zapadła między nami cisza, a wzrok Theo wręcz wywiercał we mnie dziurę. Wtedy właśnie spojrzał na coś za oknem.

– Nie potrafię tego zrobić. Naprawdę chciałem cię zabić, ale zdałem sobie sprawę, że ty też jesteś poszkodowany, że to nie twoja wina, kim jest twój ojciec i co zrobił. – Jego wzrok stał się zamglony. – Jeśli bym cię zabił, byłbym taki jak on a może i gorszy. Zabiłbym niewinnego dzieciaka z winy jego ojca, co za bezsens. – Zaśmiał się nerwowo, a zaraz znów na mnie spojrzał. – To była desperacja, nie chciałem jeszcze tego kończyć, bo wydawałeś się podobny do mnie, ale jednocześnie cholernie inny. Chciałem cię jeszcze poznać, pomóc ci. Chciałem zaplanować coś innego, może nawet poprosiłbym cię o pomoc. W momencie, gdy usłyszałem, jak pytasz ojca o te rzeczy, zrozumiałem, że on już zna prawdę i musiałem działać... Ale ten cholerny palec nie potrafił nacisnąć na spust. – Zacisnął powieki. – Jestem przerażony, bo nie wiem, co robić. Bo nie wiem, czy nas tu nie znajdzie. Nie wiem, czy nie zostawiłem śladów. Czuję się tak zagubiony, tak zdezorientowany. – Usiadł na podłokietniku, pochylając się.

Claws of Love //mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz