XV. I won't let you go.

2.3K 247 50
                                    

Przetarłem twarz dłonią, gdy do moich uszu zaczęły dochodzić nieprzyjemne dźwięki awantury. Domyślałem się, że to Theo robił ambaras od rana. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem po pomieszczeniu, które wreszcie było dobrze oświetlone dzięki słońcu z zewnątrz. Przeciągnąłem się i zrzuciłem stopy na podłogę. Chciałem się ubrać, ale wtedy dostrzegłem nowe ciuchy w nogach łóżka. Chwyciłem je i moje stare, idąc do łazienki. Mężczyzna dostrzegł mnie z końca korytarza i zmierzył wzrokiem, dalej dyskutując przez telefon.

Wskoczyłem pod prysznic, by jak najszybciej się ogarnąć i porozmawiać z moim porywaczem, co planuje dalej. Istniało ryzyko, że gówno mi powie, no ale warto było chociaż spróbować. Wysuszyłem swoje włosy ręcznikiem, by narzucić na ramiona beżowy sweter, który był na mnie za duży swoją drogą, a potem wciągnąłem moje spodnie. Gdy na kafelki wyleciał mój telefon, zamarłem. Szybko wziąłem go w dłonie, by wyłączyć, ale odetchnąłem z ulgą, gdy okazało się, że bateria mi padła. Postanowiłem włożyć do końca spodnie, a dopiero potem zająłem się moją kartą SIM. Przełamałem ją na pół i wrzuciłem do kieszeni, do drugiej wsuwając urządzenie.

Theo mógł zauważyć mój telefon, ale póki mi w pełni nie zaufa, nie mogłem mu go pokazać. Pistolet też postanowiłem na razie zostawić pod szafką. Zbyt ryzykowne. Wyszedłem z łazienki i poszedłem do salonu, gdzie właśnie go zastałem. Usiadłem obok na kanapie, a na stoliku dostrzegłem śniadanie.

– No proszę, dbasz o swój łup. – Nabiłem na widelec kawałek jajecznicy. Cieszyłem się, że z nas dwóch to on sobie chociaż radził w kuchni.

– Puszysz się. – Szturchnął mnie łokciem.

– To ty mnie zaciągnąłeś do łóżka – przypomniałem mu, na co tylko wywrócił oczami. – Jakie plany na dziś?

– W zasadzie żadne. – Mlasnął językiem. – Nie możemy pokazywać się na mieście, bo twój ojciec wciąż jest w naszym zasięgu, a z kolei wyjazd jest niemożliwy bez paszportu. Dla ciebie rzecz jasna. – Spojrzał z przekąsem.

– Więc jednak uciekamy z kraju? – Nie odpowiedział.

Domyślałem się, że przecież to musiało się tak skończyć. Zostanie w zasięgu Charlesa, było niebezpieczne, a ja nie chciałem wracać. Owszem, może ucieczka od samego Theo w pewnym momencie to dobry pomysł, ale na starcie potrzebowałem go, bardziej niż by tego sobie życzył.

– Posłuchaj. – Odsunął swój pusty talerz, koncentrując się na mnie. – Moje plany się zjebały, bo nie wchodziłeś w to żywy. Ale to jest opcja, bo twój ojciec będzie to przeżywał; nie wie, czy żyjesz, kiedy umrzesz i czy ktoś cie nie torturuje.

Ewidentnie był z siebie dumny. Martwiło mnie to, nawet zakłuło gdzieś w środku. Może...

– Apetytu zabrakło? – Uszczypnął mnie w policzek. Zaraz strzeliłem go lekko w rękę.

– Jak przy jedzeniu mówisz o zabiciu mojej osoby, to każdemu by się odechciało.

– Oj, nagle zrozumiałeś, że i tak cię zabiję. – Wysunął lekko język, zakrywając swój górny kieł. Znów ociekał dumą.

– Jesteś kurewsko irytujący. – Obróciłem się do niego, zginając nogę i umieszczając kostkę pod udo drugiej. – Przecież wiesz, że umiem się obronić.

– Już byś to zrobił, polubiłeś mnie, nawet jakbyś nagle postanowił się rzucać, to i tak większej mi krzywdy nie zrobisz.

Wiecie co mnie najbardziej wkurwiło? Fakt, że mógł mieć rację. Byłem jakoś dziwnie rozjebany, jeśli chodzi o tego faceta. Raz w sumie pragnąłem jego uwagi, ale potem nagle doznawałem olśnienia i chęci ucieczki od niego. Co tak właściwie mogłem zrobić?

Claws of Love //mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz