I. We'll go to the party?

6.3K 358 282
                                    

Wyszedłem z mojego pokoju z plecakiem na jednym ramieniu, gdy usłyszałem z dołu donośny krzyk ojca. Zerknąłem przez balustradę w dół na duży salon i zauważyłem, jak ojciec głośno dyskutuje przez telefon i gestykuluje dłońmi w powietrzu. Cóż, miałem dziwnych rodziców.

– Znowu krzyczy? – Moja siostra westchnęła, a gdy spojrzała w moje zielone oczy, jej błękitne od razu błysnęły tajemniczą iskierką. – Buongiorno, Alexy.

Zmrużyłem gniewnie powieki, mordując siostrę w myślach. Nienawidziłem swojego imienia na tyle, by się do niego nie przyznawać. Korzystałem z posiadania drugiego imienia na każdym kroku. Ja, Alexander Raphael Hathorne byłem szesnastoletnim synem słynnej pani archeolog Arabelli Hathorne i szefa FBI Charlesa Hathorna. Miałem też trzynastoletnią siostrę Eleanor Teres Hathorne. Rodzice tłumaczyli nasze dwa imiona jako kłótnię o wybranie jednego; nie potrafili się zdecydować. Moja siostra była niska jak na swój wiek, jej włosy w odcieniu ciemnego blondu opadały prosto na plecy, a błękitne oczy onieśmielały każdego. Ja natomiast byłem średniego wzrostu nastolatkiem o przydługich brązowych włosach i zielonych oczach. Żyliśmy jak pies z kotem, ale taka już chyba natura rodzeństwa. Jedyne, w czym się zgadzaliśmy to włoski i francuski; kochaliśmy te języki nad życie, choć byliśmy w samym środku Londynu w sporych rozmiarach posiadłości. No dobra, może nie do końca w środku Londynu, bo na jego obrzeżach, gdzie mieliśmy ciszę i spokój.

Jak wspominałem, matka zajmowała się badaniem przeszłości ludzkiej, wykopkami i rzeczami, których nie potrafiłem pojąć. Historia to była moja pięta achillesowa, a przecież miałem matkę jako największą historyczkę. Tragedia.

Mój ojciec za to często brał udział w akcjach, z których mógł już nigdy nie wrócić. Mama wyjeżdżała na tygodnie, ojciec znikał i nie było wiadome, czy wróci. Zostawałem tylko ja i Eleanor wraz z wszystkimi pracownikami posiadłości. Całe dzieciństwo pamiętam jako te samotne. Co rodzice wiedzieli o mnie? Co ja wiedziałem o nich?

– Żyjesz? – Szturchnęła mnie, gdy za bardzo popłynąłem w rozmyśleniach.

– Tak, wybacz. – Westchnąłem i poprawiłem ramię od plecaka.

Zacząłem kierować się w dół, ciągle obserwując ojca, który chodził z kąta w kąt. Przebyłem drogę do kuchni, aż kucharkom stanęło serce; taki urok.

– Mogłybyście się przyzwyczaić. – Wywróciłem oczami. – Moje śniadanie? – Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Pani Stephani podeszła do mnie z szerokim uśmiechem i wręczyła mi mały pakunek.

– Wiesz, dlaczego tak reagują. – Mrugnęła do mnie. – Powinieneś zaczekać na nie w jadalni, a nie przychodzić do kuchni. To wygląda tak, jakbyś nas popędzał lub karcił.

– Och, no racja. – Zagryzłem wargę, mierząc każdą z kucharek przepraszającym wzrokiem. Po chwili skłoniłem się lekko. – Mi scusi*.

Usłyszałem ciche wciąganie powietrza przez praktycznie każdego, a potem mocne uderzenie od Steph.

– Nie przystoi ci robienie takich rzeczy! – Patrzyła na mnie groźnie.

– Jednak nie zrozumiem kobiet. – Zmrużyłem powieki. – W każdym razie przestańcie traktować mnie jak hrabię. – Odwróciłem się na pięcie, by spojrzeć na moją przyjaciółkę. – Nie zasłużyłem na takie traktowanie, bo jeszcze niczego w życiu nie osiągnąłem.

Wyszedłem pospiesznie, by natrafić na ojca, który przestał już rozmawiać. Spojrzał na mnie zdziwiony i zamknął teczkę. 

– Co robiłeś w kuchni? Coś nie tak? – Ciche westchnienie znudzenia opuściło moje usta. Ten dzień zaczął się koszmarnie.

Claws of Love //mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz