1. Mogę pomóc

269 10 4
                                    

Bill spojrzał na Toma, unosząc głowę, by móc śledzić wzrokiem bliźniaka; łzy zbierały się mu w oczach jak woda w zatkanej rurze, gotowe wypłynąć z każdym krokiem Toma w stronę drzwi.

Pieprzonych, hotelowych drzwi.

— Tomi... nie — załkał, dławiąc kolejny szloch i zamglonym, pożądliwym wzrokiem obejmował uciekającą sylwetkę brata.

Tom zamarł na dźwięk drżącego głosu Billa, wciąż z głową zwróconą w stronę drzwi. Wiedział, że Bill tylko płacze, znowu, jak zawsze. A widok jego drugiej połówki w łzach zawsze łamał jego serce na pół.

Ale nie mógł teraz stawić temu czoła.

Nie teraz, nie. Nie mógł ugiąć się pod spojrzeniami i błaganiami Billa.

Z ich dwójki to on musiał być tym silnym i przejąć kontrolę, zanim obaj całkowicie ją stracą.

Nie mógł nawet dłużej się oszukiwać, wiedział, że to musi się skończyć.

Nie ma szans, by mogli być ze sobą na zawsze.

Takie historie zdarzają się w książkach, nie w rzeczywistości.

— To-tomi... P-proszę!

Głos Billa sprawił, że przez jego ciało przebiegły ciarki i serce rozdarło się na dwoje.

Jego jedna połowa chciała odwrócić się, podbiec do Billa i zapewnić go, że nigdy, przenigdy go nie opuści. Chciał powiedzieć mu, że będzie z nim na zawsze.

Zawsze i wszędzie.

Ale to nie była pieprzona bajka.

Więc zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić.

Odwrócił się na pięcie i spojrzał na Billa, patrząc na stertę kończyn rozwaloną na hotelowym materacu, tę smutną figurę, która w niczym nie przypominała mu jego brata.

Westchnął przeciągle i spojrzał głęboko w jego oczy, starając się sprawić, by zrozumiał, choć przecież wiedział, że to się nie stanie.

Nawet nie dlatego, że nie mógł... po prostu nie chciał zrozumieć.

Bill i ten jego pieprzony upór, nie mógł go całkowicie winić. Miał tę samą, idiotyczną cechę.

— Tomi... proszę, nie — bąknął nieskładnie, głosem skręcającym się od niesłyszalnych prósb serca.

— Billy... kochanie, przecież... — zaczął delikatnie, starając się uważnie dobierać słowa, choć wiedział, że nie ma sposobu na to, by powiedzieć to bez rozbicia serca jego ukochanego brata na miliony małych kawałków.

Ale musiał to powiedzieć.

— Bill, wiesz, że nie możemy ciągnąć tego w nieskoń...

— Siema, Gus, co tam? — Głos Georga dopadł go wraz z nagłym ruchem odsuniętej zasłony.

Kurwa!

— Ee, y, n-nic! — odparował prędko z rękoma latającymi po klawiaturze laptopa, klikając szybko przycisk „zapisz" i natychmiastowo minimalizując okienko Worda, jednocześnie odwracając ekran od wścibskiego spojrzenia Georga.

Microsoft Word w końcu zareagował i jedynym śladem jego pracy było maleńkie okienko na dole ekranu, podpisane „Gustavs.doc". Z jego ust wymsknęło się westchnienie ulgi i w końcu podniósł wzrok na Georga.

Autorzy za kulisami - izzapWhere stories live. Discover now