75.Przyciąganie

1.5K 76 46
                                    

ALEXSANDRA POV.

Muszę przyznać, że to pływanie było dobrym pomysłem i nie tylko dlatego, że odwrócił uwagę Steve'a od niewygodnego dla mnie tematu, ale dlatego iż poprawił mi humor. Kto by pomyślał, że będę czuć się tak dobrze w wodzie i na dodatek, że będę tak dobrze pływać. Mogę się tutaj pośmiać, że Steve'em, popluskać, ponurkować, ale i unosząc się na wodzie tak, że tylko na powierzchni wystawę moja twarz, oglądać jak pojawiają się gwiazdy na coraz bardziej granatowym niebie. To ostatnie właśnie robię w tej chwili, lekko zmęczona już chyba pół godzinnym pływaniem.
- Nie jest ci zimno? - Pyta mnie z troską Steve.
- Jest spoko. - Odpowiadam.
Woda faktycznie robi się coraz mniej ciepła, ale na razie jest jeszcze na tyle, aby w niej pływać.
- Ale jest tu pięknie. - Stwierdzam nagle, po chwili zachwytu nad tutejszym morzem i zachodami słońca. - Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
- Gdyby nie ty, to nawet bym nie pomyślał o przyjeździe tutaj.
Steve w tej chwili również unosi się na wodzie, tuż obok mnie.
- Obiecaj mi coś proszę... - Zaczynam dość niepewnie, po dość długiej chwili ciszy, jednocześnie przekręcając się znów do pionu.
Steve robi to samo, zamieniając się w słuch.
- Obiecaj mi, że jeszcze kiedyś gdzieś pojedziemy, albo chociaż że zawsze będziemy umieli znajdywać czas tylko dla siebie, nie ważne jak wiele będziemy mieli obowiązków i jak często świat będzie w potrzebie. - Mówię cicho patrząc mu prosto w oczy i zarzucając ręce na jego szyję.
Przyznając szczerze, po prostu boję się, że ten tydzień przed nami tutaj, będzie ostatnim takim w naszym życiu. Że już nie będziemy mieli dla siebie tyle czasu i że Steve kompletnie odda się ratowaniu świata, byciu kapitanem, a zapomni o mnie... O tym co jest między nami jest. Że po przez zaniedbanie, to po prostu zniknie. A nie chcę tego. Tak bardzo tego nie chcę.
- Nie wiem czy mogę ci to obiecać, zważywszy na to kim jesteśmy, ale obiecuję ci że nie ważne czy na polu walki, czy w naszym mieszkaniu, czy gdziekolwiek indziej... Ja będę obok ciebie. - Zapewnia mnie, kładąc ręce na moich plecach, gładząc mnie jednocześnie po nich.
Wzdycham cicho, mierzwiąc mu lekko jego mokre włosy. Ta obietnica musi mi wystarczyć. I tak jest czymś więcej, niż to na co zasługuję. Zwłaszcza, że Steve zawsze dotrzymuje swoich obietnic. Uśmiecham się do niego delikatnie.
- A ja ci obiecuję, że postaram się być na tyle znośna, żeby ci się to udało.- Rzucam, starając się lekko rozładować atmosferę.
Steve odwzajemnia mój uśmiech.
I znów... Pojawia się we mnie ta wielka ochota pocałowania go. Nie wiem czy to przez jego słowa, czy może klimat stworzony przez zachód słońca i kojącą wodę, ale już po chwili przysuwam się do niego z uśmiechem na ustach, aby złączyć nasze wargi. Steve oczywiście od razu oddaje mi ten lekki pocałunek, po czym odsuwamy się od siebie na chwilę, tylko po to, aby się do siebie szeroko uśmiechnąć i następnie znów pocałować bardziej głęboko. Steve jedną rękę ma wplecioną w moje włosy, podobnie jak ja w jego. Drugą rękę trzymam na jego ramieniu, a on na mojej talii. Nagle Steve robi coś czego bym się nie spodziewała, czyli składa dwa dość szybkie pocałunki na mojej szyi i jeden na szczycie dekoltu, po czym wraca do moich ust, budząc we mnie coś niezwykłego... Coś czego od dawna nie czułam... Coś cudownego. Rzeczą którą jednak cuci mnie z tej jakże przyjemniej chwili jest jednak coraz mocniejszy mrok wokół nas i chłód spowodowany wodą i po części wiatrem.
- Chyba czas stąd wychodzić. - Mówię, jednak jego usta znów na jakąś sekundę zakrywają moje. - Zimno mi.- Dodaję szybko i to wystarczy, aby przestał. - Może ty lubisz takie klimaty po tym czasie spędzonym w lodzie, ale ja nie jestem na tyle zahartowana.
Steve wygląda na rozbawionego.
- Racja. Chodźmy, bo jeszcze się przeziębisz.
I tak po chwili płyniemy szybko w stronę brzegu, po czym dość szybko biegniemy w stronę domku, aby się rozgrzać. Wybiegnięcie z wody na brzeg, gdzie z powodu wiatru jest jeszcze zimniej nie było zbyt miłym uczuciem, ale na szczęście właśnie zamknęliśmy za sobą drzwi. Steve przynajmniej w biegu zarzucił na siebie t-shirt, ja za to wciąż jestem w stroju kąpielowym i trzymam swoją sukienkę pod pachą.
- O matko, ale chłodno. - Stwierdzam, rzucając sukienkę na fotel w salonie.
- Chodź szybko na górę, trzeba cię wysuszyć i ogrzać.
Kiwam szybko głową, po czym ruszam po schodach za Steve'm. Wchodzę szybko do sypialni, oplatając swoimi rękami, aby się trochę rozgrzać, a on do łazienki, po czym wraca po chwili do mnie z dwoma ręcznikami i swoim wielkim, szarym i z pewnością ciepłym szlafrokiem
- Proszę bardzo. - Steve szybko otula mnie swoim szlafrokiem.
- Dziękuję bardzo. - Mówię, siadając na łóżku, już porządnie obwinięta materiałem.
Steve po chwili podaję mi ręcznik, abym osuszyła sobie włosy. Sam w tym samym momencie robi to ze swoimi jedną ręką. Ja jednak wpadam na pewien pomysł, który wydaję mi się być całkiem fajny. Mianowicie gdy Steve wyciąga do mnie rękę z ręcznikiem, ja ujmuję ją, aby przyciągnąć go do siebie,
- Klęknij przede mną proszę. - Mówię.
Steve ściąga brwi. Wygląda na totalnie skołowanego, jednak wykonuję moje polecenie bez słowa. Ja wtedy chwytam ręcznik którym wycierał głowę i sama zaczynam suszyć mu włosy jak małemu chłopcu.
On nagle parska śmiechem.
- Skąd wziął się w twojej głowie ten pomysł? - Pyta.
- Nie wiem... Może stąd, że sama zawsze bardzo lubiłam jak mama wycierała mi włosy. - A później długo czesała... Tak, uwielbiałam to. - A teraz zdejmuj ten przemoczony t-shirt.
Tak robi. Zdejmuję go przez głowę, a ja wtedy szybko, ale dokładnie wycieramy jego kark, szyję, ramiona i ręce. Następnie przenoszę się na jego klatkę piersiową, a później z lekkim zawstydzeniem na jego brzuch. Nie mam odwagi zejść jednak poniżej pępka.
- I już jesteś w miarę suchych. - Stwierdzam cicho.
Dopiero teraz zauważam sposób tego jak Steve na mnie patrzy. Centralnie na moją twarz. Tak... Głęboko i uważnie. Oczy ma szeroko otwarte, źrenice rozszerzone. Kurde...
- A teraz pozwól, że się odwdzięczę. - Mówi, biorąc do ręki drugi ręcznik i sam zaczyna wycierać moje włosy.
Nie wiem dlaczego, ale śmieję się, czując jak trzepie lekko moją głową. To naprawdę fajne uczucie. Gdybym jeszcze tylko cokolwiek widziała. Ręcznik i włosy skutecznie zasłaniają moje oczy i w sumie to sporą część twarzy.
- Zrobisz mi z włosów siano. - Marudzę będąc rozbawiona.
Wyczuwam, że w tej chwili Steve ma niezłego banana na twarzy, jednak po chwili znów dzieję się coś... Niecodziennego.
Steve wyciera moje włosy coraz wolniej, aż w końcu przestaję. Delikatnie i pozwoli przeciąga ręcznik na tył mojej głowy odsłaniając w ten sposób moją twarz, jednak tylko do połowy. Oczy mam wciąż zasłonięte. Nagle uczuję jak Rogers wyciąga dłoń w moją stronę i dotyka czule mój policzek, przesuwając po nim kciukiem. Przesuwa go po chwili po mojej dolnej wardze, która drży pod tym subtelnym muśnięciem, ale za to ja się ani trochę nie ruszam. Jedyne co to rozchylam wargi, a tak poza tym moje ręce wciąż grzecznie spoczywają na moich kolanach. Czekam cierpliwie na każdym ruch Steve'a.
Czuję i słyszę jak przysuwa się do mnie i przyciąga moją twarz. Ulegam temu naciskowi i tak w miejscu jego kciuka pojawiły się jego usta. Mrugam parę razy zaskoczona, jednak oddaję z tą samą czułością ten pocałunek. A gdy stopniowo go pogłębiamy, czuję jak Steve ściąga w końcu ręcznik z mojej głowy. Przez sekundę patrzy mi w oczy, tuż po tym jak odrywa się ode mnie,po czym znów wraca do moich ust. Zarzucam mu ręce na szyję, a on powoli zsuwa mnie z łóżka na swoje kolana, aby było nam wygodniej. Przesuwam ręce po jego klatce piersiowej, karku, zachwycona czuciem jego miękkiej skóry pod palcami, oraz tym jak Steve dotyka moich pleców przez szlafrok.
Steve przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej,tak że oplatam go nogami w pasie, a następnie zsuwa wargi na moją brodę i szyję. Wygląda na to, że to polubił i chociaż to tak niezwykłe, wręcz cudowne uczucie to muszę to przerwać. Muszę to zrobić ponieważ wiem do czego to zmierza, a ja mimo że tak bardzo tego chcę to z drugiej strony mam tyle wątpliwości... Boję się... Po prostu się boję. Nawet nie tyle tego jakie to będzie, ale że go zawiodę. Spanikuję w najmniej odpowiednim momencie i go zrażę. Z resztą i tak to teraz zrobię, ale już wolę w taki sposób. Dlatego gdy Steve wraca do moich ust, a jego dłonie wędrują do paska szlafroka, odsuwam się od niego i ściągam ręce ze swojego ciała.
- Steven... Nie mogę. Przepraszam. - Mówię z spuszczaną głową, a wraz z wypowiedzeniem tych słów zaczynam czuć pod powiekami łzy, które usilnie powstrzymuje.
Nastaje cisza, którą przerywa ciche westchnienie Steve'a, który kładzie ręce na moich ramionach i gładzi je delikatnie.
- Co jest nie tak kochanie? Proszę... Powiedz mi. - Słyszę jak prawie szepcze z troską.
- Sama nie wiem... - Odpowiadam zakłopotana. - Z jednej strony... - Zaczynam nerwowo grzebać w paznokciach. - Tak mocno tego chcę, bo... Naprawdę ufam ci i kocham cię... Bo jesteś cudownym facetem. - Pociągam nosem. Jedna łza spływa mi po policzku. - Ale z drugiej po prostu się boję. Boję się ponieważ kompletnie się na tym nie znam i...
Steve kręci głową, po czym przerywa mi wszystko w pół zdania.
- A myślisz, że ja się znam. Mam o tym nawet znacznie mniejsze pojęcie niż ty... - Podnoszę na niego wzrok. - Przed tobą nigdy nie miałem dziewczyny i całowałem się z pięć razy... Nic więcej... - Znów kręci głową. Zamyka na chwilę oczy, po czym szybko otwiera. - I ja też się boję. Naprawdę... Bo to będzie dla mnie coś zupełnie nowego, ale chcę się tego podjąć mimo tego... Bo cię kocham i w końcu spotkałem kobietę z którą chciałbym to przeżyć.
Mówi spokojnie, mimo że przepełniają go różne emocje. Wyciagam rękę aby pogładzić go po policzku. Jak to możliwe, że w ciągu kilku miesięcy nauczył się mówić... Tak pięknie o tym co czuje, patrząc na to, że był tak samo skryty jak ja gdy się poznaliśmy.
- To masz jakiś dziwny gust. - Stwierdzam cicho.
On uśmiecha się lekko, po czym przyciąga mnie do siebie, aby przytulić. Kładę głowę na jego ramieniu i w ten sposób uspokajam się powoli.
- I nie martw się proszę... - Mówi Steve gładząc mnie po plecach. - Czekałem tyle na swój pierwszy raz, to mogę poczekać jeszcze drugie tyle jeśli będziesz trzeba. Nic na siłę. Nie mamy się po co śpieszyć.
Wzdycham. Oh Steve... Ciężko mi uwierzyć, że takie bóstwo jak ty może być prawiczkiem. Ale ty przecież nie jesteś taki... Nie uganiasz się za ładnymi panienkami po barach z kumplami, tylko ratujesz świat, aby to inni mogli to robić w spokoju. I w sumie za to cię kocham. Za to że myślisz najpierw o innych, a nie o sobie. Za jego wielkie, czyste, waleczne serce, na które nie zasłużyłam... A mimo to wśród miliona dziewczyn wybrał sobie mnie.
Podnoszę głowę aby spojrzeć mu w oczy i ująć jego twarz w dłonie. Steve opiera swoje czoło o moje, a w jego oczach nie widzę pretensji, czy urazy, tylko miłość. I wtedy w mojej głowie pojawia się głos mówiący "Chcesz tego.", "Wszystko będzie dobrze." i wręcz krzyczy "Dasz sobie radę!". I co do jednego ma na pewnie rację... Chcę tego, aby po pierwsze mieć to już za sobą, po drugie ponieważ to idealna okazja i po trzecie... Ufam mu ponad wszystko! On mnie nie skrzywdzi, nie zostawi! Zadba o mnie najlepiej jak będzie mógł, a ja postaram się robić wszystko, aby mu w tym pomóc i wesprzeć, sprawić przyjemność... Tak, wiem że tak będzie. I w sumie nie ważne, jakie to będzie, udane czy jednak bardziej nie... Ale to nie ważne. Ważne, że z nim. Z facetem którego kocham. To nie tamten sukinsyn, który zostawił na moim ciele i umyśle piętno... Piętno, które tylko Steve będzie mógł wyleczyć... Ale najpierw muszę mu na to pozwolić. Tak... Podjęłam już decyzję.
- Steve... - Odzywam się niepewnie.
- Tak? - Pyta.
Biorę głęboki wdech, po czym całuję go jeszcze raz przez chwilę, aby dodać sobie odwagi.
- Ja już wiem czego chcę, więc pytanie brzmi teraz, czy ty też na pewno tego chcesz... Czy chcesz się ze mną kochać tu i teraz? - Wyduszam z siebie, po tym jak zebrałam w sobie całą swoją odwagę, aby zadać mu to pytanie.
On patrzy mi prosto w oczy, zszokowany moją nagłą zmianą zadania.
- Szczerze to mnie nieźle zaskoczyłaś. - Odpowiada lekko zmieszany.
Uśmiecham się zawstydzona, rumieniąc się.
- Ja samą siebie też. - Dukam, spuszczając na chwilę głowę.
On jednak chwyta mój podbródek, abym na niego spojrzała.
- Ale bardzo pozytywnie. - Stwierdza. - Ale obiecaj mi, że będziesz wszystko mi mówić. Jeśli coś cię zaboli, lub nie spodoba, to od razu mi o tym powiesz.
- Jasne. Obiecuję. - Mówię cicho. - Ale z wzajemnością. Ja też chcę wiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Szczerze, to jak na razie nigdy nie było mi lepiej. - Stwierdza, po czym nasze usta łączą się.
O matko! Czy to naprawdę się dzieję?!

---------------------------------------------------------

Tak, tak moi drodzy... Musiałam wam to zrobić właśnie w tej chwili, bo rozdział był by za długi. Ale na pocieszenie ma dla was jakże genialny filmiki. Przygotujcie sobie chusteczkę, przed jego odpaleniem.

Był piękny prawda... Jeden z lepszych jakie widziałam.

Okej, także mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Czekam na wasze komentarze. Na razie kochani.

AGENTKA - "Pękanie szkła" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz