1. Nie, tylko tak mi się wydaje.

8K 339 22
                                    

Kolejna seria. Pocisk przeszywa po raz dziesiąty z rzędu tarczę w sam jej środek. Może to dziwne, ale właśnie w całym tym huku wystrzałów, najlepiej mi się myśli. Tutaj jest najspokojniej. Mimo, że tyle razy już słyszałam ten dźwięk i wiem ile nieszczęścia za sobą niesie, to nie boje się go, już nie. 

- Potrafisz przespać choć jedną noc porządnie? - kiedy celuję kolejny raz, dociera do mnie z prawej strony głos mojego przyjaciela, jednego z niewielu.
To oczywiście głos Clinta.
- Twój nawyk przeszedł na mnie. Teraz i ja noce spędzam na strzelnicy- mówię, a w tym czasie znów porządnie strzelam do wyznaczonego celu.
- Wiem, ale ja przynajmniej znam umiar - podchodzi bliżej mnie.
- Nie mogę spać - dukam.
- Koszmary?
Za dobrze mnie zna.
- Tak, koszmary. Tutaj przynajmniej mogę myśleć.
Po tych słowach patrzy na mnie z żalem.
- No już... - wyciąga rękę w moją stronę - Pistolet - z niechęcią oddaję mu broń - A teraz spać. Phil się wkurzy, jak będziesz znów niewyspana na porannym zebraniu.
Ma rację. Jak zwykle jest głosem rozsądku, choć w jego wypadku brzmi to idiotycznie, w końcu to pajac, ale lubię go za to.
Idę za nim ospale. Jestem zmęczona jest druga w nocy, a ja i tak nie potrafię zasnąć jak normalny człowiek.
- No szybciej! Rusz tyłek, Alex! - popędza mnie.
- Bo zaraz Cię strzelę i to nie z ręki.
- Nie masz przecież broni - drwi.
- W każdej chwili mogę mieć.
- Wiem, zdolna jesteś...
W tych sprawach aż za bardzo. Chciałbym oddać choć pół mojego doświadczenia bojowego albo przynajmniej zmienić sytuację w jakiej je zdobyłam.
Nie wstydzę się swojej przeszłości, nawet kryminalnej, ale chciałabym w niej parę rzeczy zmienić. Nie teraz jednak czas na rozpamiętywanie tego całego gówna. Pora spać, choć w moim przypadku to bardziej leżenia w łóżku...
.
.
.
Wyglądam jak siedem nieszczęść. Wory pod oczami i siano na głowie. Nawet kok nie pomógł. Przed tym jak zasnęłam, kręciłam się w łóżku, jak ryba która trafiła na brzeg. Ale w okolicach trzeciej w końcu mi się to udało. Teraz jest siódma punkt. Powinnam być już ubrana w kombinezon, ale szczerze... Pieprzyć to. Niech Phil się na mnie denerwuje cały dzień, a później każe za karę sprzątać bazę, trudno spóźnię się trochę.
- Alex, spóźnisz się! - słyszę pukanie do drzwi mojej łazienki.
- Mam to gdzieś. Powiedz, że dzisiaj nie przyjdę - jęczę z poirytowaniem.
- Ale to coś ważnego. Wiesz, chodzi o tą dziwną, świecącą kosmiczną kostkę. Pewnie będzie kazał nam do niej pojechać, aby jej strzec, czy coś w tym stylu.
- Nie jadę. Jak chce, niech przyjdzie, wtedy porozmawiamy- myję ręce i ochlapuję twarz wodą. To mnie trochę rozbudzi.
Wychodzę z łazienki. Clint stoi z założonymi rękami, opierając się o ścianę.
- Jesteś pewna?
- Nie, tylko tak mi się wydaje... Oczywiście, że jestem pewna. Idź już i uważaj na siebie.
Mimo wszystko, jego życie należy do jednej z niewielu rzeczy, które mnie obchodzą.
- Nie martw się. Mnie nic nie ruszy.
- A kto powiedział, że się martwię. Po prostu nie chcę mieć później kłopotów, przez to, że z tobą nie pojechałam. Ty mnie w ogóle nie interesujesz- rzucam się brzuchem na łóżko.
Spać... Nic więcej.
- Wmawiaj tak sobie. Ty mnie kochasz - mówi radośnie.
- Niby to ja majaczę na jawie... Spadaj już i daj mi spać, bo za chwilę sam się spóźnisz.
- Okej. Na razie! .
- Pa! - wołam, a po chwili słyszę dźwięk zamykanych drzwi.
Otulam się kołdrą i w mojej dość dziwnej, ale wygodnej pozycji w końcu porządnie zasypiam.
.
.
.
Co do kurwy nędzy! Jestem cała mokra!
- Clint, pojeba... - milknę, kiedy widzę kto przede mną stoi, z wiadrem w rękach.
Już nie raz mnie tak budził. Mogłam skojarzyć, że to on.
- Nie tak się mówi do szefa.
Och, daj spokój Philip...
- Nie możesz mnie normalnie obudzić? Jak lubisz ekstremalne pobudki, to po prostu mnie zrzucaj z łóżka - mówię błagalnie.
- Przynajmniej teraz jesteś całkiem rozbudzona. Jakbym Cię zrzucił z łóżka, to pewnie byś spała na podłodze - pewnie faktycznie by tak było - Czemu nie stawiłaś się na poranne zebranie, drugi raz w tym tygodniu, a już mamy czwartek?
- Nie mogłam spać... Znów - przeglądam się w lustrze. Widzę w nim stojącego za mną Coulson'a.
- Jesteś z siebie zadowolony? Cała jestem przemoczona - mówię wkurzona.
- Bierzesz proszki nasenne? - pyta spokojnie.
Wiem, że się o mnie martwi, choć rzadko mi to mówi wprost. Zresztą ja jeszcze rzadziej.
- Przecież wiesz, że tak - wyjmuję z szafy suche rzeczy i wchodzę za parawan w rogu pokoju, aby się w nie przebrać i wytrzeć.
- Powinnaś pójść do terapeuty. Z mojego doświadczenia wiem, że to pomaga.
- I słuchać jak daje mi durne rady, które nic nie dadzą, a tylko mnie wkurzą? Ta jasne - sama muszę się z sobą uporać.
- Jak chcesz, do tego akurat zmusić Cię nie mogę... W sumie to choć jestem twoim szefem od kilku dobrych lat, to i tak nie mogę Cię do niczego zmusić, bo i tak za bardzo się mnie nie słuchasz- w jego głosie słyszę lekkie rozbawienie.
- Nie kazałam Ci mnie werbować do Tarczy. Sam tego chciałeś. Zresztą, chyba całkiem nieźle mi idzie w roli agentki. - Wychodzę zza parawanu, ubrana w szary t-shirt i czarne spodnie od dresu.
- Mogłem albo wziąć cię pod swoją opiekę albo oddać do poprawczaka. Nie wiem jak ty, ale ja bym się cieszył z twojej decyzji - przysiada na fotelu, kiedy ja zmieniam mokrą pościel.
- Pewnie teraz tej decyzji żałujesz - te słowa ledwie przechodzą mi przez gardło.
Narobiłam mu nieraz wiele kłopotów. Jest tego sporo. Kiedyś nawet przyjął za mnie kulkę. Mogę śmiało powiedzieć, że on jest jedyną osobą której cokolwiek zawdzięczam. Milknie przez chwilę.
- Pewnie Cię zdziwi moja odpowiedź, ale nie... nie żałuję. I zgadzam się z tobą, jesteś mimo wszystko jedną z najlepszych agentek Tarczy i najprawdopodobniej najlepszą jaką wyszkoliłem.
Zamieram. Chciałbym w to wierzyć. Wiem, że dzięki Tarczy zrobiłam wiele dobrego. Odkupiłam sporo swoich grzechów. Nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale Tarcza jest najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Bez tego wszystkiego byłabym nikim. Zwykłym śmieciem, jakich pełno w więzieniach.
- Trochę w to wątpię... - mówię cicho, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Wiem... - mówi zrezygnowany - Może przynajmniej chcesz wiedzieć co było na zebraniu?
- Nie za bardzo, ale udam, że to mnie interesuje - siadam na oparciem krzesła do przodu, aby oprzeć o niego głowę.
- Wysłałem paru agentów, w tym Clinta, na wszelki wypadek, aby pilnowali Tesseractu.
- Tej kosmicznej kostki?
Słyszałam o tym projekcie. Jak twierdzi Nick, to źródło nieskończonej energii, które zapewni ludzkości lepszą przyszłość. Jakoś czuję, że będą z tego kłopoty, ale co ja mam do powiedzenia?
- Czyli jednak mnie czasem słuchasz?
- Zdarza mi się - przyznaję - Coś się dzieje, że wysłałeś tam swoich podwładnych?
- Nie do końca wiadomo, ale rada woli dmuchać na zimno. I ty powinnaś tam jechać...
- Po co, świetnie dadzą sobie radę beze mnie- jak znam życie, tylko denerwowałabym Fury'go.
- Bo to misja ściśle tajna, dla agentów specjalnych. Wiem, że nie o to mu chodzi.
- Phill, nie traktuj mnie jak dziecka. Od tego wypadku, dajesz mi tylko lekkie misje, zazwyczaj zwiady. Umiem sobie radzić nawet w najgorszych sytuacjach. Pamiętasz Tokio lub Moskwę? - wtedy to dopiero była zadyma i wyszłam z tego cało.
- Chcę abyś w pełni wydobrzała. - Minęły dwa miesiące, Phill, a to była chwila słabości. Ostatnia taka! - nigdy już nie pozwolę na taką sytuację.
- Alex... Walczysz z tym strachem od tylu lat. Myślisz, że nie wiem o czym są te koszmary?
Kurwa. Prawda jest taka, że Phill jest jedyną osobą, może jeszcze poza Fury'm, której nie potrafię okłamać. Zawsze wie kiedy kłamię.
- Ale z tego co słyszałam, ta baza jest na pustkowiu, gdzieś na pustyni więc na ma problemu, tak?
Jestem w tej chwili wkurzona. Nie jestem już tym bachorem, co kilka lat temu... No dobra, może czasami. Zresztą, mniejsza o to.
- Aż tak Ci zależy aby wrócić do pełnej służby?
- Bardzo - przyznaję.
Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Czuję się wtedy bezwartościowa. Misje pomagają mi przestać myśleć, sprawiają, że czuję się lepsza, kiedy robię coś wartościowego, ratując ludzkie życie, narażając przy tym swoje. To już weszło mi w krew.
Phill wzdycha. Widzę, że jest mu w tej chwili ciężko.
- Dobrze, ale masz pojechać jutro z samego rana to tej bazy i dołączyć do Clinta, zrozumiano.
Po raz pierwszy od wczoraj się uśmiecham. Kolejna rzecz którą rzadko robię.
- Dobrze, mamy umowę - wyciągam rękę w jego stronę, a on z uśmiechem ją lekko potrząsa.
- Skoro, już mamy wszystko ustalone, będę się zbierał.Jadę za chwilę do bazy. Muszę się stawić przed Fury'm. Ty się wyśpij, a później zjedz porządne śniadanie- wstaję z krzesła.
- Dobra - kładę się na łóżku - Ale ono wciąż jest mokre!
- To już nie mój problem... - uśmiecha się szeroko, po czym wychodzi z mojego pokoju.
No oczywiście! Prześpię się więc na fotelu, chociaż później mój kark będzie później nawalać. Trudno, wolę być obolała, ale wyspana. Zresztą to tylko godzinka. Później zjem śniadanie na stołówce i stanę pewnie na nogach. Teraz tylko słodki, spójny sen. Bez żadnych głupich myśli i koszmarów. Okrywam się kocem i idę w kimę. Tym razem los mnie oszczędza i zasypiam mocno bez żadnych większych kłopotów, przede wszystkim bez koszmarów...i wody.

---------------------------------------------------------
Oto i pierwszy rozdział! Bardzo dziękuję za tak fantastyczne przyjęcie mojej nowej książki. Jak widać Alex różni się nieco od moich poprzednich bohaterek, ale o to mi chodziło. Twarda sztuka z niej, ale czy na pewno, przekonacie się w następnych częściach. Oczywiście czekam na wasze komentarze, czy wam się podoba. Na razie kochani

AGENTKA - "Pękanie szkła" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz