47. Zanim zaczniemy...

1.5K 87 22
                                    

STEVE POV.

Idę w stronę windy skonstruowany i nie mając bladego pojęcia co zrobić dalej. Jedno jest pewne, tutaj w bazie Tarczy nie mogę się już czuć bezpiecznie. Wiem że w tym pendrivie, musi być chociaż jakaś wskazówka od Nicka, dotyczącą tego co się tu dzieję. Coś jest bardzo nie tak i nie mogę ze swojej głowy wyprzeć myśli, że ma to coś wspólnego z tym nowym projektem "Inside". Od samego początku wydawało mi się to niewłaściwe i szemrane pójście na łatwiznę, które może wykorzystać na własną rękę ktoś nieodpowiedni. To oczywiście tylko moje przeczucia, nie mam na razie żadnych dowodów na ich poparcie. Mam nadzieję, że znajdę je w tym pendrivie. Czas po niego wrócić, a następnie znaleźć Alex. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie grozi, chociaż znając życie pewnie coś kombinuje i pakuje się przy tym w kłopoty.
Wzdycham ciężko, gdy winda w końcu przyjeżdża. Wchodzę do niej szybko, od razu podchodząc do barierki, aby podeprzeć na niej ręce.
- Centrum operacyjne. - Mówię, spuszczając jednocześnie lekko głowę. Może tam dowiem się czegoś więcej.
- Potwierdzam. - Odzywa się damski głos komputera.
Drzwi po chwili się z powrotem zsuwają, jednak nie zdążają zamknąć się do końca, ponieważ ktoś w ostatniej chwili wychodzi do niej.
- Rozmieścić ludzi. - Po głosie wiem, że to Rumlow, na dodatek nie sam. - Laboratorium. - Wywołuje piętro na które chce pojechać. - Kapitanie. - Wita się również po chwili.
- Rumlow. - Również się witam  odwracając się jednocześnie przodem do drzwi, które po chwili się zamykają i jedziemy w dół.
Po za Rumlow'm weszło jeszcze trzech mężczyzny, jeden z naszego oddziału.
- Technicy znaleźli na dachu włókna. - Informacje mnie nagle Rumlow. - Wezwać zespół?
- Nie, najpierw zobaczmy co mają. - Nie ma co działać z bym pochopnie.
- Dobrze. - Znów się odwraca do towarzyszy.
Zerkam na jego z nich. Coś przykuwa moją uwagę, a dokładniej specjalny, bardzo silny paralizator w kaburze na jego prawej nodze. Takiego sprzętu nie używa się na co dzień, a już na pewno nie chodzi się z nim tak po prostu po bazie. To dość dziwne.
Nagle winda znów się otwiera. Tym razem wchodzi do nie dwóch facetów w garniturach i dwójka kolejnych agentów. Muszę się przesunąć, ponieważ robi się dość tłoczno.
- Przykro mi z powodu Fury'go. - Nagle znów odzywa się Rumlow. Kolejna dość dziwna sprawa. Zazwyczaj jednak nie był taki gadatliwy. Nie wspominając, że zachowuje się jakby... Inaczej. Ciężko to nazwać. - Paskudna sprawa.
- Dziękuję. - Odpowiadam, po czym mój wzrok przenosi się na czarnoskórego mężczyznę w garniturze. Po jego skroni spływa struga potu, mimo że wcale nie jest gorąco. Jest to oznaką sporego stresy, lub zdenerwowania.
W momencie gdy do windy wchodzi trzech osiłków, dla mnie wszystko jest już jasne.
- Archiwum. - Odzywa się jeden z napakowanych gości, z oddziału Rumlowa.
Winda znów jedzie w dół, ja mogę się tylko zastanawiać, kiedy ci wszyscy panowie rzucą się na mnie, próbując mnie ubezwłasnowolnić. To zasadzka specjalnie dla mnie i muszę przyznać że nieźle przemyślana. Ponad dziesięciu gości na jednego, w małym, ciasnym, zamierzonym na linach pomieszczeniu, z którego za bardzo nie ma wyjścia. No... Nieźle się wkopałem.
- Zanim zaczniemy... - Mówię spokojnie, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. - Ktoś może chcę wysiąść? - Pytam ironicznie, rozglądając się lekko jednocześnie.
I tak jak się spodziewałem. Facet stojący centralnie przede mną, wyciąga paralizator i próbuje mnie nim porazić. Unikam tego jednak, cofając się szybko w bok. Kolejny facet chwyta mnie za szyję i przyciska do ściany. Winda po chwili zostaje zatrzymana najpewniej między piętrami a na mnie ze wszystkich stron rzucają się agenci. Starają się mnie utrzymać, mimo że rzucam z całej siły. Do mojej klatki piersiowej jest przyciskany paralizator, a na moją lewą rękę ktoś przed chwilą założył magnetyczną obręcz. Paru mężczyzny chwyta tą rękę i próbuje podnieść, tak aby obręcz przyczepiła się do metalowej płyty nad moją głową. Walczę z nimi, z bólem przechodzącym przeze całe moje ciało od prądu jak i z niezwykle silnym magnesem z całej siły zaciskając jednocześnie zęby. Wiem, że jak mi unieruchamiają obie ręce to już po mnie. Nagłym ruchem z całej siły ciągnę tą rękę w dół, po czym kopię jednego z mężczyzny w kolano. Uderzam pięścią w twarz najpierw jednego z mojej lewej, a następnie drugiego z prawej. Wypuszcza on w ten sposób drugą magnetyczną obręcz, która przyczepa się do ściany obok. Następnie kopie jednego faceta w garniturze w klatkę piersiową, oddychając go w ten sposób ode mnie, a drugiego z ręki w twarz, trzeciego z boku z łokcia. Teraz czas się wyswobodzić z uścisku tego za łysego mną. Uderzam go tyłem głowy w twarz, chwyta go za przed ramię którym oplata moją szyję i zarzucam z siebie. Już był bym wolny, gdyby nie Rumlow który kopną moją dłoń na które znajdował się magnes. W ten sposób po chwili jest ona przytwierdzona do ręki. Na początku stara się doczepić, jednak moi pozostali, wciąż przytomni towarzysze, nie dają mi czasu. Rumlow znów zbliża się do mnie z paralizatorem. Odpycham go, jednak po chwili od wraca i przykłada paralizator do moich pleców. Walczę z bólem o oddech, oraz o posłuszeństwo moich kończyn, aby po chwili móc przywalić mu, jak i jakiemuś drugiemu. Odrzucam następnie trzeciego na ścianę. Gdy kolejny idzie do mnie z paralizatorem, ja za jego pomocą rażę drugiego. Następnie z podskoku wale ich obu z buta w twarze. Chwilę później następnemu z całej siły wykręcić rękę, pewnie ją wybijając z barku, po czym rzucam go na i tak już prawie całkiem popękaną szklaną ścianę windy. Mam teraz dosłownie chwilę, aby podskoczyć, zaprzeć się nogami o ścianę i z całej siły ciągnąc, aby oderwać się od metalowej płyty. Udaje mi się. Ląduje na podłodze z pół obrotu, następnie przywalając dwóm mężczyznom po obu moich stronach. Przytomny teraz został po za mną tylko Rumlow z dwoma paralizatorami w dłoniach.
- Tak dla jasności. Żeby nie było Kapitanie... - Dyszy. - Nic do ciebie personalnie nie mam! - Krzyczy, po czym rzuca się za mnie.
Przytrzymuje jedną jego rękę, ale za to drugą razi mnie w lewy bok. Zaciskam zęby i przywalam mu w twarz, po czym chwytam go i podrzucam do góry, tak że uderza z hukiem o sufit windy i jeszcze z większym hukiem spada nieprzytomny na dół.
Oddycham w końcu swobodnie, głęboko, patrząc na niego.
- Odnoszę inne wrażenie. - Mówię sam do siebie, po czym naciskam stopą na brzeg mojej leżącej na podłodze Tarczy, tak że wskakuje mi na rękę, a następnie za jej pomocą uwalniam się od obręczy.
Odblokowuje windę. Przydało by się w końcu z niej wyjść. Jednak po chwili żałuję, że jej drzwi się otwierają, widząc w nich grupę uzbrojonych agentów, mierzących do mnie z karabinów.
- Rzuć tarczę! - Rozkazuje jeden z nich stojący po środku, a ja mam sekundę na realizację, aby z zamachu odwrócić się i przeciąć tarczą znajdujące się za szybą liny, na których trzyma się winda. Nagle lecę parę pięter w dół, aż winda się zatrzymuje dzięki specjalnym hamulcom. Słyszałem o nich kiedyś od Alex. Na szczęście miała rację. Zatrzymałem się między dwoma piętrami. Rozsuwam szybko drzwi od góry i znów żałuję. Biegnie do mnie taka sama grupka uzbrojonych agentów. Zsuwam się z powrotem. Tedy na pewno się nie wydostanę. Wyglądam przed okno. Jestem z jakieś trzydzieści metrów nad ziemią, a pode mną jest drugi z budynków Tarczy.
Szaleństwem będzie stąd tak po prostu wyskoczyć z nadzieją, że się nie rozpłaszczę przy lądowaniu, jednak nie ma innej drogi muszę skakać. Jakby to powiedziała Alex: "Raz się żyje!".
- Kapitanie Rogers! Proszę otworzyć drzwi! - Woła ktoś za drzwiami, ja jednak chwilę po tym,  odwracam się, poprawiam tarczę na mojej ręce, biorę głęboki wdech, po czym przebijam szybę, zasłaniając głowę tarczą.
I tak lecę w dół, przebijając się następnie przez dach, a na sam koniec lądują na ziemi... Żywy. Tarcza na szczęście pochłoneła sporą część siły uderzenia. Pomyśleć o tym, że to Alex uważam za szaloną i nie raz lekko myślną. Już nigdy tego po tym nie zrobię.
Wokół mnie leży tysiące odłamków potłuczonego szkła i parę metalowych belek. Mimo że to wszystko mogło się skończyć dla mnie o wiele gorzej to i tak nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie tak wszystko bolało. Nie czas jednak na odpoczynek. Muszę wstać jak najszybciej ze sporym trudem, a następnie uciekać stąd. Tak więc robię. Wybiegam z sali i lecę ile mam jeszcze sił w nogach do hangarów, aby ukraść jeden z motorów. Muszę się końcu stąd jakoś wydostać, a jestem pewien, że ten co pociąga w tej chwili za sznurki zrobi wszystko, aby mi to utrudnić. Wydostaje się stąd jak najszybciej, przebieram w jakieś normalne rzeczy, zabieram pen drive z automatu, no i przede wszystkim szukam Alex. Mam tylko nadzieję, że jej nie spotkała tak "miła" niespodzianka jak mnie.

ALEXANDRA POV.

Szlak! Nigdzie go nie ma, ani nawet nie odbiera telefonów. Zaczynam się coraz bardziej martwić. Skoro mnie chcieli załatwić to jego z jeszcze większą pewnością też. Nie wspominając, że jest poszedł do bazy Tarczy, czyli teoretycznie pieprzonego gniazda szerszeni! Nie mogę w to uwierzyć... W miejscu w którym czułam się najbezpieczniej, w którym miałam wszystkich swoich bliskich i znajomych, oraz które niejako było sensem mojego życia... To miejsce okazało się wypełnione zdrajcami, którzy w każdej chwili na czyjeś zlecenie mogą cię załatwić. Kojarzyłam tego faceta, który miał mnie po cichu sprzątnąć. Parę razy w mijałam go w bazie, raz nawet zmieniłam z nim służbowo dwa zdania, a tu okazał się niezłym sukinsynem. Ta myśl jest przerażająca, zwłaszcza że nie wiadomo ile tego typu bydlaków i pasożytów w całej Tarczy jest... I jak wysoko są postawieni. Mam nadzieję, że się mylę i ten bydlak kłamał. Może był jakimś szpiegiem innej organizacji? Oby. Inaczej... Chyba stracę wiarę we wszystko co przez te prawie pięć lat robiłam.
- Cholera... - Klnę pod nosem. - Co się z tobą dzieję Steve? - coraz bardziej martwić. Jeśli mu coś się stanie to... Nie mam pojęcia co zrobię. No i znów to przedziwne uczucie, ogarniające moje serce i sprawiające, że nie dopuszczam do siebie tego, że Steve'owi coś się stało. I kolejny raz uświadamiam sobie coraz bardziej, że..  Jestem w nim zakochana. Coraz więcej na to wskazuje, jednak póki nie mam pewności nic mu nie powiem... Mam nadzieję, że będę miała okazję to zrobić.
- Z tego co widzę, to ty już też wiesz, że coś się kroi. - Słyszę za sobą głos swojej przyjaciółki. Odwracam się szybko w jej stronę i oddycham z ulgą, jednocześnie zdejmując z oczu okulary. Ciesze się, że jest cała.
- Jakby tak nie było, to nikt nie spróbował by mnie zabić. - Odpowiadam sucho i na tyle cicho, aby tylko ona usłyszała.
Mierzę ją wzrokiem. Również jest przebrana po cywilnemu. Widać, że myślimy podobnie i ona również postanowiła wtopić się w tłum. Z jej rudą czupryną nie jest to ładne, dlatego ma na głowie kaptur od bluzy tak jak ja.
- Chodźmy z widoku. - Mówi, po chwili chwytając mnie za ramię i prowadząc w stronę łazienki. Zasuwa za nami drzwi.
- Masz kontakt z Rogers'm? - Pyta, odwracając się w moją stronę.
Patrzymy sobie prosto w oczy.
- Nie. W ogóle ode mnie nie odbiera. Z tego co wiem, to poszedł z Rumlow'm do bazy. Od tego czasu nie daje żadnego znaku życia. - Mówię z irytacją, krzyżując ręce na piersi.
- Nic dziwnego. Cała Tarcza na niego poluje. Na nas z resztą też.
Patrzę na nią marszcząc brwi.
- Ale jak to możliwe? Przecież my nic złego nie... - Milknę od razu, gdy Nat wyjmuje z kieszeni pendrive, który dostaliśmy od Nicka. Macha mi nim dosłownie przed nosem.
- Mamy to i tyle im wystarczy. - Mówi spokojnie.
- Skąd ty go masz?- Przecież Steve go miał przy sobie.
- Steve jest sprytny, ale na szczęście ja bardziej. Zobaczyłam jak chowa go w atomacie. - Chowa go z powrotem do kieszeni, po czym wyjmuje z drugiej... Paczkę gumy do żucia?! - Po za tym wisicie mi dziesięć dolców za parę opakowań gumy balonowej.
Przewracam oczami.
- Jak myślisz co w nim jest? - Pyta po chwili.
- Póki co nie mam pojęcia. Muszę go podłączyć do komputera, ale w tedy od razu włączy się namierzenie.
- Można by to zrobić w jakimś klepie na przykład "Apple'a". Tam na pewno są komputery, lub laptopy do użytku, a w centrum handlowym będzie ciężej nas im znaleźć. - To chyba dobry plan. Ewentualnie do jakiegoś centrum pomocy, czy czegoś w tym stylu.
- Też tak myślałam, ale najpierw trzeba znaleźć twojego faceta.
- Łatwo powiedzieć.
- Znając go przy odrobinie szczęścia niedługo sam tutaj przyjdzie. W końcu nie wie, że mam pen drive. Z pewnością po niego wróci. - Uśmiecha się lekko.
Ma rację. Jeśli Steve jest chociaż w połowie uparty jak ja "a jest" to zrobi wszystko, aby tu wrócić.
- Tak, pendrive z pewnością go zmotywuje.
- Wiesz... Nie tyle pen drive co ty. - Znów się uśmiecha delikatnie, przechylając głowę w bok, a ja... Kurde, spuszczam głową i rumienie się lekko.

-------------------------------------------------------------

Nie sprawdzony! Od razu mówię. Tak na dobranoc do poduszki trochę akcji. Wiem że prawie cały ten rozdział to scena w windzie, ale bardzo chciałam ją dobrze napisać. Mam nadzieję, że mi wyszło. Piszcie proszę swoje opinie.
Na razie i dobranoc kochani. 😘

AGENTKA - "Pękanie szkła" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz