36. Masz za swój głupi pomysł!

2.1K 109 18
                                    

ALEXANDRA POV.

Od rozmowy z Nataszą minęły prawie dwa tygodnie, a ja przez ten czas wzięłam się za mój pierwszy związek. Zrozumiałam, że choćby się zapierała rękami i nogami, to nie ucieknę przez przeszłością, która jest ważną częścią mnie. Zawsze to wiedziałam... Obiecałam sobie, że kiedy nadejdzie czas Steve pozna prawdę. Ale jeszcze nie teraz... Jeszcze nie. Na razie będę bardzo ostrożnie dawkować informacje, aby zaspokajać jego ciekawość. Aby mnie bardziej rozumiał. Inaczej na pewno mnie zostawi i ten związek nie będzie miał szansy przetrwać. On od siebie daje mi mnóstwo, mimo że dla niego to też wszystko całkowicie nowe. Wiem, że muszę robić to samo. Bardzo się staram i moim zdaniem są już efekty.
Staram się także go dotykać z własnej inicjatywy. Czasem poprawiać mu ubranie, lub włosy, zdjąć jakiś mały paproszek z kurtki, a gdy siedzimy na kanapie, lub idziemy spać to po prostu lekko, czasem mocno w niego wtulić. To pomaga mi się przyzwyczaić do jego bliskości. Już nie uciekam, gdy mnie dotyka, ani tak nie spinam, tylko staram się tym cieszyć.
Po za tym, mamy niestety masę pracy. Do wystartowania tego wielkiego projektu, który ma wręcz zmienić świat zostało trochę więcej niż tydzień. Myślę że czegoś gorszego niż Tesseract nie wymyślą, więc jestem w miarę spokojna. Nick prawie codziennie wysyła nas gdzieś w świat, jak nie na terrorystów, to na złodziej i tak w kółko. Wracam padnięta i śpiąca w pół, przez co niestety mamy ze Steve'm dla siebie dość mało czasu. Każda chwila to skarb, a dzisiaj mamy do dyspozycję całą ich skrzynię. Niedziela! Dzień wolny! Z tak wielkim utęsknieniem na nią czekałam. Wymazałam ze swojej świadomości, że po tym jakże pięknym dniu nadejdzie poniedziałek i obudziłam się z wielkim uśmiechem około ósmej rano. Steve'a niestety nie było. On by w życiu tyle nie przespał. Poszedł pobiegać, a ja w tym, wciąż będąc w piżamie... O zgrozo... Postanowiłam wziąć się za śniadanie. Może nie będzie to arcydzieło, bo tylko zwykła jajecznica ze szczypiorkiem, papryką i szynką, ale najważniejsze że zrobione przeze mnie.
Gdy zaczynam nakładać jajecznice na talerze i zastawiać się gdzie jest do licha ten Steve, słyszę jak otwierają się drzwi. Skubany przyszedł akurat na gotowca.
- A tu co się dzieje? - Pyta mnie, chyba najwyraźniej lekko zdziwiony,  opierając się ręką o ścianę i wyglądając za rogu.
- A nie widać? Planuje cię otruć. Może tym razem mi się uda. - Odpowiadam sarkastycznie, uśmiechając się jednocześnie szeroko.
- To za dobrze wygląda i pachnie, jak na truciznę. - Podchodzi do mnie bliżej. Wzrok ma wlepiony w talerze, które trzymam.
- Tak miało być. - Mówię, omijać do i kładąc talerze na stoliku. - A teraz siadaj i jedz. - Wskazuje na krzesło tuż obok mnie.
Steve uśmiecha się szeroko, po czym siada obok mnie i chwyta za widelec.
- No i jak? - Pytam go zanim sama spróbuję.
- Chyba jednak zapomniałaś dodać trutki. - Odpowiada z lekkim przekąsem. - Podłóg twoich pierwszych wyrobów kulinarnych jest naprawdę bardzo dobra. Ale jeśli chodzi o jajecznice to akurat ja robię lepszą.
Prycham, ale niestety muszę się zgodzić.
- Masz jakieś uwagi mistrzu patelni? - Pytam.
Uśmiecha się szeroko i kręci jednocześnie głową. Po chwili sama również biorę kęs. Jest... Niezła. Mi osobiście naprawdę smakuje, ale według Nat mój gust kulinarny jest wypaczony więc, może się mylę. Nie wiem, ale tak czy siak zjadam swoją porcję ze smakiem, zastanawiając się jednocześnie co byśmy w ten piękny, słoneczny i wolny dzień porobili. Rozerwała bym się trochę, zabawiła... W sumie to już strasznie dawno nie byłam w żadnym parku rozrywki, a kiedyś było to moje ulubione zajęcie w chwilach wolnych...po za spaniem i oglądaniem Gwiezdnych Wojen. Na dodatek jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu w Waszyngtonie, co tylko jeszcze bardziej zachęca. Tylko co powie pan sztywniak, wole czytać książki Steve? Zgodzi się? A jak nie, to jakby go tu przekonać? Ogólnie to widzieć Steve nic nie robiącego można tylko i wyłącznie pod czas tych kilku godzin snu na dobę. Po za tym gdy znajdzie czas, aby wziąć się za czytanie książek, a tak to praca i treningi. Tak, Steve kocha to co robi, kocha walkę i pomaganie ludziom... Tak jak ja. Tylko że moja skromna osoba wie również co to zasłużony odpoczynek w przeciwieństwie do niego. Staram się go nauczyć nic nie robić i po prostu cieszyć się pięknem, spokojnej, leniwej chwili. Chwili która dzieje się w XXI wieku. Nauczyć go tak samo jak uczyłam go obsługi komórki, czy telewizji, lub mikrofali. Uśmiecham się szeroko na wspomnienie jego skupionej miny, oraz tego jak się denerwował, gdy coś mu nie wychodziło.
- A ty czemu śmiejesz się do talerza? - Z moich rozmyślań wyrywa mnie głos Steve'a.
- Po prostu już wiem co będziemy dzisiaj robić. - Mówię wesoło wstając z krzesła, aby zebrać nasze talerze i włożyć je do zmywarki.
- Tak? - Nie wiem czemu, ale brzmi jakby był zdziwiony. - I co wymyśliłaś?- Pyta gdy zamykam zmywarkę.
- Dzisiaj spędzimy nasz wolny czas aktywnie w parku rozrywki. - Informacje z dumą w głosie. Sama osobiście bardzo się ciesze, że na coś takiego wpadłam.
Steve marszczy brwi. Chyba kolejny raz go zdziwiłam. Mam już ten dar...
- No co? Kapitan Ameryka nie może się trochę rozerwać? Była by to obraza flagi, czy co? - Pytam, widząc jego minę. Krzyżuje również ręce na piersi.
- Nie... - Kręci spuszczoną głową, którą jednak po chwili podnosi. - Po prostu chyba ostatni raz byłem w takim miejscu jako... - Milknie na chwilę, jakby się zastanawiał. - Jako chuderlak z Brooklynu.
Prycham, jednocześnie przywracając oczami. Mogłam to przewidzieć.
- A zrobiłeś w sumie sobie jaką przerwę od czasu gdy stałeś się wiekiem mięśniakiem? Znaczy po za tym jak byłeś bryłą lodu i po tym jak cię rozmrozili. - Z tego co wiem to Steve jak znalazł się w tych czasach przez jakieś trzy miesiące dochodził do siebie.
- Nie za bardzo miałem kiedy. - Odpowiada, po chwili upijając łyk soku pomarańczowego.
- Dzisiaj masz. - Na dodatek możesz go spędzić ze mną, więc nawet nie masz co się zastanawiać.
- Jak ostatnio byłem na kolejce to zwymiotowałem. - Zapiera się ale ja nie odpuszczam.
- Sam mówisz, że w tedy byłeś jeszcze przed eksperymentem. - Byłeś jeszcze chudzielcem... Szczerze to nie potrafię go sobie wyobrazić. Mówił że był z trzy razy mniejszy, chorowity i miał twarz jak dziewczynka, co jest całkowitym przeciwieństwem tego co mam przed oczami. Ja w sumie też się bardzo zmieniłem z upływem czasu...
- Bo byłem, ale... - Zaczyna, jednak szybko mu przerywam.
- No właśnie... - Podchodzę do niego powoli. - Dlatego dzisiaj się trochę rozerwiesz i to z twoją super dziewczyną. - Chwytam go za rękę, po czym ciągnę aby wstał. Tak robi. - Chyba są gorsze rzeczy?
Steve wzdycha cicho i spuszcza głowę. Szybko łapię go za szczękę, aby na mnie spojrzał.
- Ej no proszę... Będzie fajnie. - Robię lekko psie oczy, uśmiechając się lekko zadziornie.
Po chwili na jego twarzy również pojawia się uśmiech. Chwilę po tym przyciąga mnie do siebie za rękę... I przytula mocno, kładąc ręce na moje plecy i zatapiając nos w moich włosach. Na początku jestem ciut spięta, ale skoro on zdobył się na odwagę to zrobić, to ja zdobędę się na to samo i zarzucam mu jedną rękę na szyję, zaś drugą kładę na jego sercu. Tak fajnie bije pod moimi palcami.
- To może pójdziemy do parku wodnego? - Pyta przerywając słodką błogość, która na parę sekund mnie ogarnęła. Wytrąca mnie z niej całkowicie...
- O nie, nie, nie, nie!- Kręcę głową odsuwając się trochę od niego. Wciąż jednak obejmuje mnie w pasie. - Wszystko tylko nie woda! - Naprawdę wszystko...
- Czemu..? - Pyta zdziwiony. - Wrzucił bym cię  znienacka do wody, lub wepchnął. Ty byś piszczała, później jakoś zmyślnie zemściła. - Mówi wesoło.
Mi jednak nie jest do śmiechu. Wręcz krew mi w żyłach stygnie na tą wizję przedstawioną przez Steve'a.
- Nie, Steve, nie! Po prostu nie! - Mówię jak najbardziej poważnie patrząc mu w oczy.
- Czemu? - Z jego twarzy po chwili zniknęła cała wesołości. Chwyta mnie za obie ręce.
Wzdycham cicho i zamykam na chwilę oczy. To wszystko wiąże się chyba najbardziej ciemnym zakątku mojej duszy... Tak bardzo nie chcę tak zaglądać, ale muszę jakoś odpowiedzieć.
- Nie umiem pływać. - Mówię poważnie, gdy otwieram oczy. - Po za tym nie znoszę wody, wręcz nienawidzę. - Jestem szczera do szpiku. To strach którego się wstydzę, ale i boję jak cholera i to nie bez powodu. Nieustraszona agentka Tarczy boi się wody... To brzmi absurdalnie.
- Ale dlaczego? - Pyta po dłuższej chwili. Widać po jego wyrazie twarzy, że się czegoś takiego nie spodziewał.
Nie! To za dużo i to stanowczo!
- Po prostu się boję i proszę cię Steve skończymy ten temat... - Spuszczam wzrok na nasze splecione dłonie. - Proszę. - To o wiele dla mnie za ciężkie.
Nastaje cisza. Stoję tak zawstydzona, aż Steve dotyka mojego policzka i całuję w czoło, zdecydowanie za krótko. Ten niezwykły i słodki gest sprawia, że na moim jeszcze przed chwilą lodowaty sercu, zabłysł płomyk.
- W ostateczności postaram się nie zwymiotować i kupię ci watę cukrową. Może być? - Pyta głaszcząc mnie po włosach.
Jejku... Chyba po raz pierwszy raz mogę to sama do siebie powiedzieć... Kocham cię Steve.
.
.
.

AGENTKA - "Pękanie szkła" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz