9. Ciekawe, co?

2.1K 153 7
                                    

To, że byłam zakładnikiem jakiejś kompletnie niezorganizowanej grupy przestępczej, przestało mi zupełnie przeszkadzać.

To, że ostatnio wyczuwało się atmosferę niebezpieczeństwa w powietrzu, nie obchodziło mnie.

To, że nie miałam żadnego planu na ucieczkę, zaczęło mi być obojętne.

To, że nie przejdę do następnej klasy... kto by o tym wszystkim pamiętał?

Dni znowu zaczęły płynąć mi szybciej, tym bardziej, że je przesypiałam. Moje nowe życie toczyło się nocą.

Razem z Rupertem budziliśmy się około dwudziestej. Mój doktorek natychmiast gdzieś znikał, a kiedy pytałam się go po powrocie, co robił, odpowiadał, że kontaktował się z ojcem, albo rozmawiał z Afryką. Rzecz jasna, nie zdradził im naszego sekretu- nikt poza mną, Rupertem, Ethelelem i Ypsaką nie wiedział (i nie mógł wiedzieć) o nocnych spotkaniach nad jeziorem. 

Ypsaka przynosiła mi kolację do pokoju, którą pochłaniałam w mgnieniu oka. Potem schodziłam na parter do łazienki i demonstrowałam swoją senność i zmęczenie Afryce.

- Koniecznie muszę już iść spać. To nieustanne siedzenie w pokoju męczy mnie bardziej, niżby się można spodziewać- kłamałam, poziewując co chwila.

Po wyjściu z łazienki kładłam się do łóżka i udawałam, że śpię. Zresztą, Afryka nie zwracał na mnie specjalnej uwagi i nigdy nawet nie zawitał do mojego pokoju.

Jednak Rupert chciał, aby przynajmniej zachować pozory, więc w zamian za jego gigantyczne ustępstwa, co do opuszczania przeze mnie domku- grałam nieszczęśliwą, tęskniącą za domem, zagubioną nastolatkę. 

Około dwudziestej drugiej Rupert także przywdziewał pidżamę i szykował się do snu. Oboje czuwaliśmy w miłym półśnie, do póki nie usłyszeliśmy jak Ypsaka i Afryka odjeżdżają na całonocną imprezę do klubu. Wtedy zrywaliśmy się ze swoich łóżek i ubieraliśmy się ciepło. Chociaż był prawdopodobnie koniec lipca, noce bywały chłodne. Kiedy raz zapomnieliśmy swetrów, na drugi dzień oboje mieliśmy porządny katar.

Rupert miał zapasowe klucze, więc z domku wydostawaliśmy się głównymi drzwiami. Zauważyłam, że mój lekarz zawsze nerwowo rozgląda się po lesie. Widać bał się, czy aby Afryka nagle nie wróci, albo jego ojciec nie złoży nam niezapowiedzianej wizyty.

Na szczęście nigdy nic takiego się nie wydarzyło się, więc udawaliśmy się nad jezioro, gdzie czekał już na nas Ethelel, kilka czarnych worków i piktogram.

Ten wynalazek Milovliańczyków chyba nigdy nie przestanie mnie fascynować. Chociaż miałam już grubo ponad dziesięć lat, to bawiłam się jak dziecko, układając te trójwymiarowe puzzle. Tym bardziej, że nie musiałam nachylać się nad tą układanką, bo ona unosiła się tuż przed moimi oczami.

Muszę jednak przyznać, że puzzle były jednymi z najtrudniejszych, z jakimi miałam do czynienia.

Po pierwsze irytujący był fakt, że każdy kawałek miał naprawdę miniaturową wielkość i inny kształt, co utrudniało dopasowywanie do siebie fragmentów. Co więcej, nadruk nieustannie się zmieniał. Czasami bywało tak, że już, już byłam blisko dopasowania puzzla do ułożonej wcześniej całości, aż tu nagle obrazek zmieniał się.

Co z tego, że kształt pozostawał ten sam? Oprócz kształtu należało także dopasować widok, aby wszystko tworzyło logiczną całość. Muszę też koniecznie dodać, że z nieprzyjemnością na własnej skórze doświadczyłam, co miała na myśli Ypsaka, mówiąc, że układając piktogram może mnie spotkać niebezpieczeństwo.

Wypadek miał miejsce już w kilka minut po ułożeniu pierwszego większego fragmentu, który przedstawiał kamienną posadzkę. Razem z Rupertem patrzyliśmy w nią urzeczeni i żartowaliśmy, że powinni nam dać Nobla, za ułożenie płytek w powietrzu. Ethelel moczył stopy w jeziorze i nie zwracał na nas uwagi. Kiedy pracowaliśmy, nigdy nie zbliżał się do nas. Krępujące dla niego było to, że nie widział, co my tak właściwie układamy. Z jego punktu widzenia odgrywaliśmy pantomimę, albo wykonywaliśmy jakiś dziwny taniec.

Porwana, poszukiwana [12+, ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz