20

3.5K 122 56
                                    

Emily

Rano jak się obudziłam strasznie bolała mnie ręka, ale co się dziwić, jak zdarłam sobie skórę na palcach tak, że pewnie będzie potrzebny przeszczep.

Było coś około piątej trzydzieści, ale i tak widziałam, że już nie zasnę, więc stwierdziłam, że pójdę do pielęgniarki.

Ociągając się wstałam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Trochę męczyłam się z włosami i popłakałam się ze trzy razy jak myłam zęby i przypadkiem dotknęłam swoich ran.

Prawie godzinę później, gotowa wyszłam z domku i ruszyłam do mego celu.

Zapytałam i poczekałam chwilę, aż w drzwiach pojawiła się nieco zaspana starsza kobieta w dresie - pielęgniarka.

- Co cię dziecko do mnie sprowadza o tak wczesnej porze? - spytała ziewając.

- Umm... No wie pani... Ja Eee

- Masz okres i chcesz coś przeciwbólowego? - spytała, a ja mimo, że to nie był powód dla którego tu przyszłam to mnie twarz zapiekła, co oznaczało, że zrobiłam się czerwona jak strój Świętego Mikołaja.

- Nie, nie, nie, to nie tak. Wczoraj po prostu się przewróciłam i dosyć poważnie zdarłam sobie skórę na palcach, niech pani zobaczy - powiedziałam pokazując jej swoją zranioną rękę.

- Czy ty sobie ze mnie dziecko żartujesz? - spytała zirytowana, a ja stałam jak na odpowiedzi z matematyki nic nie rozumiejąc - masz lekko zdarty naskórek, w dodatku te rany zaczęły już się zrastać. Nie potrzebujesz nawet plastra. Wracaj do domku i przygotuj się na zbiórkę, bo słyszałam, że po śniadaniu macie iść na miasto - gdy tylko skończyła mówić zatrzasnęła mi drzwi przed twarzą i tyle ją widziałam.

Spojrzałam na swoje palce i faktycznie coś w tym było - wszystko się już prawie zrosło, a rany najwyraźniej nie były tak poważne, jak mi się wydawało.

Ale i tak nie lubię tej pielęgniarki. Co to w ogóle miało być? Wygląda na taką miłą staruszkę, a gdy przyjdzie co do czego to zamyka ci drzwi przed twarzą.

Oburzona odwróciłam się i już chciałam iść dalej, ale runęłam na ziemię.

- Przeklęte schody!

Co jeszcze mnie dzisiaj spotka? Narpięw ta pielęgniarka, teraz te głupie schody. Kto je tu w ogóle postawił?

Spojrzałam na godzinę w telefonie i stwierdziłam, że stołówka powinna być już otwarta, więc skierowałam się właśnie w tamtą stronę.

Mam taki dziwny nawyk, że jak się zdenerwuje to coś jem. Wiem, że to nie zdrowo, ale no cóż...

Gdy weszłam do środka okazało się, że wszyscy już tam byli i jedli w najlepsze.

Fajnie, że na mnie poczekali.

- Hej - przywitałam się z Chloe i resztą.

- O hej, jednak przyszłaś? - spytała zdziwiona.

- A miało mnie nie być? - zdziwiłam się.

- Victor coś mówił, że dzisiaj cię nie będzie, bo jedziecie coś znowu załatwiać - wzruszyła ramionami, jedząc naleśnika.

- W sensie ja i Victor?

- Mhm.

Znowu? Od kiedy to ja coś z Victorem załatwiam? Chyba, że chodzi o Nick'a...

- Co ci się stało? - spytał Rick, wskazując widelcem na moją rękę.

- Wywaliłam się - wzruszyłam ramionami udając, że nie widzę jak patrzy na mnie miną typu "Serio? Jesteś aż tak ułomna?".

No cóż, odpowiedź jest prosta - tak.

Gdy skończyliśmy jeść, poszliśmy na małe boisko do siatkówki i usiedlismy na boisku rozmawiając w najlepsze. Do zbiórki jeszcze trochę czasu, więc mogliśmy sobie na to pozwolić.

- Ej, Emily - zaczął różowowłosy - a ty z Nickiem to masz jakieś ciche dni, czy jak? - spytał, a ja prawie się oplułam wodą, którą piłam.

- Co? Czekaj... Ty serio myślicie, że ja i  on... Że my...?

- A nie?

- Boże Rick, to że jakoś się dogadują, albo znikają na parę dni razem jeszcze niczego nie oznacza, prawda Em?

- Dokładnie! - krzyknęłam zadowolona, że ktoś to rozumie.

Chwilę później na szczęście ktoś zmienił temat, a ja wolałam się już nie odzywać.

Po jakimś czasie oni poszli na miasto, a ja miałam czekać na Victora u siebie w domku.

- Na litość boską, gdzieś ty była?!

- Co? - spytałam jakże inteligentnie, zatrzymując muzykę w swoim telefonie i wyjmując jedną słuchawkę z ucha.

- Szukałem cię przed śniadaniem i nie było cię w domku, później poszedłem cię szukać w lesie, bo myślałem, że tam wczoraj zasnęłaś, albo się zgubiłaś, a ty leżysz tu sobie w najlepsze i..... - coś tam jeszcze mówił, ale włożyłam drugą słuchawkę i kontynuowałam poprzednią czynność, zamykając oczy.

- CZY TY SOBIE ZE MNIE ŻARTUJESZ?! - wydarł się tak, że mimo słuchawek doskonale go słyszałam i aż się wzdrygnęłam, gdy zobaczyłam jak bardzo jest wściekły.

- O co ci chodzi Victor? Przychodzisz tu sobie i drzesz się na mnie, jakbym co najmniej kogoś zabiła. Rano byłam u pielęgniarki, bo sobie rozwaliłam wczoraj trochę rękę - pokazałam mu już zasklepione rany - później byłam na śniadaniu, a jak zjadłam to poszłam ze znajomymi na boisko i sobie rozmawialiśmy.

Wampir zamknął oczy i głośno westchnął, trzymając się za skronie.

- Dobrze. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Masz dokładnie trzy minuty na spakowanie się i zabranie wszystkich swoich rzeczy przed ten cholerny domek. Rozumiesz? - spytał już spokojniej, ale dalej wyglądał jakby chciał mnie zabić.

- Co? Czemu?

- Zostały ci dwie minuty i czterdzieści pięć sekund.

Cholera.

Pospiesznie wstałam i zaczęłam się pakować.

Jak ja mam niby zdążyć? Trzy minuty na spakowanie wszystkiego? I gdzie ja mam niby znowu jechać? I dlaczego mam wszystko zabrać? O co tu chodzi?

Gdy byłam w połowie pakowania Victor wpadł do mojego domku jak burza i zaczął coś krzyczeć, że mam resztę zostawić i iść za nim jak najszybciej, a sam wziął moją walizkę. Ja jedynie wzięłam swój plecak i telefon z łóżka.

- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Gdzie my idziemy i czemu się tak spieszymy? - spytałam niemalże biegnąc za nim. Nigdy nie byłam typem sportowca.

- Nic nie mów i chodź. Później ci wszystko wyjaśnię.

Gdy byliśmy już jakimś samochodzie, Victor ruszył przed siebie jadąc w nieznanym mi kierunku.

- Powiesz mi teraz o co chodzi?

- Później.

- To jakieś porwanie czy jaka cholera?

- Zamknij się. To nie jest żadne porwanie, przecież sama ze mną poszłaś.

- Czekaj, co? Mam już tego wszystkiego dość. O co tu chodzi? Wyjaśnij mi. Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, prawda?

- Wystąpiły pewne... komplikacje. Nick nie dogadał się z ojcem i musimy uciekać jeżeli chcesz jeszcze trochę pożyć.

- Co masz na myśli?

- Tyle, że ojciec Nick'a po ciebie idzie, a my nie wiemy gdzie na chwilę obecną jest.

- A czego on ode mnie chce?

- Tego nie wiemy, ale...

- Ale?

- Ale raczej nie chce się z tobą zaprzyjaźnić.

- Skąd to wiesz? I gdzie jest Nick?

- Nick... On tak jakby nie żyje.

Co?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 21, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jesteś MOJA i tylko MOJAWhere stories live. Discover now