Prolog

15.6K 342 85
                                    

- Melanie! - Usłyszałam głos mamy z dołu. Prędko chwyciłam moją koszulę i zaczęłam ją w szybkim tempie zakładać.

- Idę! - krzyknęłam, schodząc szybko do kuchni. Była 7:45, więc jak zwykle musiałam wszystko robić na ostatnią chwilę.

- Znowu o 10 minut wszystko robisz za późno. Czy chociaż raz zdążysz się ze wszystkim wyrobić? - zapytała moja mama, patrząc, jak próbuję zapakować mój telefon ze słuchawkami do torby.

- No myślę, że poczekamy na to jeszcze tak z 25 lat - odpowiedziałam żartobliwie. Moja rodzicielka lekko się zaśmiała, za to ja znowu wybuchnęłam śmiechem.

Nie wiem z jakiej planety pochodzę, ale jestem stuprocentowym śmieszkiem. Nie było dnia, kiedy się nie zaśmiałam. Nawet jak jestem nieźle wkurzona i mam złe samopoczucie i tak się śmieję. Nie będę ukrywać, że jestem wariatką i to chyba jedyną z tak upośledzonym mózgiem na świecie, ale zawsze mi się to podobało. Lubię być szalona i nigdy mi się to nie znudzi.

Gdy tylko na dół zszedł mój ojczym, wyszłam z domu i weszłam do samochodu. Czekałam aż mój przyrodni brat i Steve dołączą do mnie.

No, a mój tata. A mojego taty już z nami nie ma.

Ledwo go pamiętam, więc nie opowiem Wam dużo o nim. W moim pokoju mam dwa zdjęcia razem z nim, kiedy byłam mała. Wiem, że byłby cudownym ojcem, bo zawsze mnie kochał.

Za to bardzo lubię Steve'a. Jest dobrym człowiekiem i zaopiekował się mamą. Cieszę się, że jest z nami. Uwielbiam moją rodzinę i moją ukochaną paczkę. Są takimi samymi wariatami jak ja. Na całe szczęście, bo nie wiem, kto by ze mną wytrzymał. Po prostu moje życie jest niesamowite i nic bym w nim nie zmieniała.

Fakt, że nie mam chłopaka, ale nie jest mi potrzebny do szczęścia.

***

- To do popołudnia - rzuciłam na pożegnanie, wysiadając z samochodu.

Steve się do mnie uśmiechnął, a Oscar jak zwykle słuchał czegoś na słuchawkach, dlatego nawet nie zauważył, kiedy wychodziłam. Szłam powolnym krokiem w stronę drzwi wejściowych, gdy nagle do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka. Szybko wparowałam do szkoły i pobiegłam do klasy od geografii. Na szczęście zdążyłam przed naszą ukochaną panią. Nawet trudno udawać, że taka jest.

W moje oczy rzuciły mi się bardzo znane osoby - Max, Leo, Tiffany i Tori. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam zmierzać w ich kierunku. Stanęłam jednak, bo nie widziałam mojej najlepszej przyjaciółki Cassidy.

- Zgadnij kto to? - Poczułam, jak ktoś zasłania mi z tyłu oczy.

- Moja najcudowniejsza Cass - odpowiedziałam, po czym ujrzałam dziewczynę. Przytuliłam ją mocno na przywitanie i razem usiadłyśmy przed Tiffany i Tori.

W czasie lekcji nasza szóstka się wydurniała i śmiała z byle powodu. To nie żadna nowość, więc wcale nie zwracałam na to uwagi. Zawsze byliśmy najbardziej energiczni z całej klasy, a nawet szkoły.

***

Dwie pierwsze lekcje minęły mi dość szybko. Poszłam z Maxem do szafki po książkę do bioli.

- No i teraz tortura - zapowiedział mój przyjaciel. Przytaknęłam na jego słowa i ruszyłam w stronę klasy.

- O, proszę, proszę! Idzie nasz szkolny wesołek. - Usłyszałam znienawidzony głos.

- O, proszę, proszę! Siedzi tu nasz szkolny kretyn - warknęłam i niestety spojrzałam na mojego śmiertelnego wroga.

Jest to chłopak, który nie ma szacunku do innych i jest kompletnym samolubnym idiotą. Pewnie myślicie, że to nasz bad boy, ale tak nie jest. Może jest przystojny, lecz jego charakter jest totalnie zrąbany.

- Nie tak ostro - powiedział chytrze Lucas, a ja przerzuciłam oczami i ominęłam go bez słowa.

Chciałam usiąść koło Leo, gdy przypomniało mi się, że na ostatniej lekcji nasz profesor mnie rozsadził i kazał mi siedzieć samej. Pożegnałam się z moimi przyjaciółmi i usiadłam w ostatniej ławce obok ściany.

Lekcja się zaczęła, a ja już odliczałam minuty do końca. Nagle drzwi od klasy się otworzyły, a w nich stanęła nasza wychowawczyni wraz z dwoma chłopakami. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam takich przystojniaków jak ta dwójka.

Szczególnie ten jeden...brunet o brązowych oczach, które były jak czekolada.

Spojrzałam się w lewą stronę i zobaczyłam nasze klasowe plastiki, które już wzdychały na naszych nowych kolegów. A przynajmniej tak mi się wydaję, bo nie znałam innego powodu, dla którego by tu byli.

- Dzieciaki poznajcie Christophera i Michaela - przedstawiła nam dwóch nowych uczniów. - Chłopcy usiądźcie i wdrążcie się w lekcje - dodała, po czym wyszła.

- Zajmijcie miejsca. - Nasz nauczyciel pokazał na ławki w klasie.

Chris usiadł przed Cass i Tori. Oczywiście musiał posłać im swój czarujący uśmiech, bo jak inaczej. Tak myślałam, że są to szkolne przystojniaki, za którymi ogląda się cała szkoła. Tori na ten gest zaśmiała się i posłała mi spojrzenie typu "Idiota", a Cass przewróciła oczami. Zaczęłam się śmiać z tych dwóch wariatek. Mike rozglądał się po klasie i zaczął zmierzać w moją stronę. Nagle rzucił książki na ławkę, w której siedziałam i usiadł koło mnie.

- Nie krępuj się - powiedziałam.

- Nikt nie pyta Cię o zdanie ska... - Nie dokończył, bo zaczął mi się przyglądać. - Hej, jestem Mike, a Ty?! - przedstawił się jeszcze raz i podobnie jak Chris posłał mi cudowny uśmiech.

- Mel, a tam masz towarzystwo dla siebie. - Wskazałam na dziewczyny, które raz patrzyły na Mike'a, a raz na Chrisa.

- Zobaczymy... - powiedział i puścił mi oczko, a ja poczułam przyjemny dreszcz.

Nie wiem nawet dlaczego!?

Crazy LoveWhere stories live. Discover now