List od L.

4.2K 268 18
                                    

Rozdział 10

Pierwsze myśli skupiły się na przerażającym bólu głowy, ból nie pozwalał mi otworzyć oczu, ani w ogóle się ruszyć. Moim wielkim błędem było to, że otworzyłam oczy i przekręciłam się na drugą stronę wygodnego łóżka. Dopiero potem poczułam prawdziwy ból. Głowa mi pulsowala,a ciało było gorące jak płynna lawa. Z ust wyleciało mi długie sykniecie bólu, usłyszałam przy tym jak ktoś się podnosi z fotela obok mnie. Nie widziałam twarzy, ale czułam starch. Nie miałam pojęcia co się wczoraj wieczorem stało i gdzie jestem, to musiałam bardzo ładnie zabalować jak znalazłam się w pokoju jakiegoś obcego chłopaka. Mam tylko jedną wielka nadzieję, że zostałam dziewicą bo inaczej mama mnie zabije i ja samą siebie też.
Poczułam czyjąś obecność bardzo blisko mojej twarzy, a to przerażało mnie jeszcze bardziej. Nie byłam w stanie się obrócić, jednak osoba ta nie była w takim stanie jak ja i po otworzeniu oczy przed moją twarzą zauważyłam dwie wielkie gały wpatrzone prosto na mnie. Kolor ich był zielony jak wielkie kamienie. Wzrok też mnie troche zawiódł i dopiero po kilku sekundach wszystko stawało się być ostre. Chłopak się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie. Szatyn usiadł na drugiej połowie łóżka i zapytał:- Jakie się spało ? Uriel? Co ty tu robisz, hmm co ja tu robię ?- Odchrząknęłam bo się wkurzyłam
i nie chciał wiecej się bawić. Znalazłem Cię przed moim domem, upitą i brudną. Wiec dałem Ci nowe ciuchy i położyłem spać, do mamy już napisałem więc o to też się nie musisz martwić.  Dziękuje... - To wszystko w głowie jakoś mi nie pasowało. Nie pamiętam żebym się przebierała ani żebym szła do domu Uriela. Coś tu nie grało. A może po prostu byłam tak pijana, że mam jakieś lukii w głowie. Nie na pweno nie dobrze pamiętam jak wysoki umięśniony chłopak niósł mnie przez ogród. Boże, ale mnie bolała głowa. Nie miałam wiecej ochoty na gadanie, zakryłam poduszką głowę i poczułam ciemność. Ale masz kaca co. Masz tu tabletkę i wodę, pomoże. Nie....Tak tak ,szybko. - Jasność od razu wbiła mi się w oczy, a w ręku poczułam małą białą tabletkę ze szklanką wody. Po pierwszym łyku wody, poczułam jak bardzo byłam spragniona. Piłam wielkim łykami, aż o mało się nie zachłysnełam. Chłopak odrazu dolał mi przeźroczystej cieczy, a po kilku oddechach szybko próbowałam zaspokoić suchości w ciele. 4 szklanka i dość, w tedy poczułam ciśnięcie w dolnej części brzucha. Toaleta jest na końcu korytaża w prawo.- Jakby czytał mi w myślach .Dzięki.- Wstałam w mgnieniu oka z łóżka,
a ból głowy troche zmalał. Miałam na sobie ogromna koszulkę hardrocka i białe majtki. Chłopak spojrzał na mój prawie goły tyłek, ale szybko się opanował i odwrócił wzrok. Szybko przebiegłam korytarz i trafiłam do niebieskiej łazienki. Dość skromna ale przytulna, z małym oknem i wygodną wanną. Chętnie bym się do niej położyła. Ale łóżko wyglądało o wiele bardziej wygodnie. Nie byłam w stanie niczego się pojąć, a Uriel pozwolił mi spać tyle ile będę potrzebowała. Problemy
w tej chwili wydawały się jakby zakopane głęboko w mojej pamięci. Po kilku godzinach wstawania i spania w końcu postanowiłam wstać. Uriel ugotował mi przepyszny obiad i zawiózł do domu. Mama była lekko zdenerwowana moim wyjściem, ale w końcu ją uspokoiłam i rzuciłam się do mojego pokoju. Miałam na sobie leginsy i duża bluzę od Uriela. Była pochłonięta jego zapachem kwiatów i wody po goleniu. Cała pachniałam jego wonią. Dopiero jak położyłam się do łóżka poczułam różnice zapachów. Moje włosy były lekko sklejone i brudne ale, zapach uspakajał mnie przy śnie. Oczy opadły,
a chwile pózniej znalazłam się w podziemiach. Hej. - Siedzący koło mnie blondyn pocałował mnie w policzek. Hej...Co Ci sie stało w szkole ?Mówiłam już, wspomnienia. Ah no tak. - Białe zęby i wydatne usta zachęcały do pocałunku.A co Ty robiłeś w szkole?Postanowiłem zmienić szkołę i teraz będę w twojej. Ohh... - Super, teraz będę ich obu codziennie widywać. Lepiej być nie może. Będziemy się częściej widzieć.Dokłandnie..Co jest ?Nic tylko głowa mi pęka.Od kaca ?Skąd Ty... Nie bez powodu nazywają nas aniołami. Latamy nad ludźmi, przy tym wszystko widzimy. Te słowa dały mi do myślenia. Może to on mnie podniósł i zaprowadził do Uriela ? Ale nie napewno by mnie do niego nie zaprowadził. Widziałem Cię na tej imprezie jak ostro piłaś. Już chciałem zawieść Cię do domu, ale nagle zniknęłaś. Właśnie też próbuje to zrozumieć tylko problem w tym że nie pamiętam.W tym mogę Ci akurat pomóc. Z pamięcią nie mam problemów.Jak niby to zrobisz ?Podaj mi twoje ręce. - Usiedliśmy na sofie na przeciwko siebie, chłopak złapał moje zimne ręce swoimi dłońmi.Odrazu po dotyku drgnął i otulił mnie. Zamknął oczy i wypowiedział słowo,  "atmiņas" poczułam wielki ból głowy jeszcze większy niż poprzedni. Czułam jakby ktoś rozrywał mi czaszkę. Krzyk wydrał się z moich ust i próbowałam wyrwać ręce, ale nic z tego. Dłonie Sylviana były jak przyklejone, nawet nie drgnęły. Oczy zamknięte, zmrożone cały czas bardziej się wykrzywiał.
W uszach słyszałam szumy głosów, a krzyk rozrywał mi uszy. Ciemność zbliżała się coraz szybciej, dokładnie przed omdleniem ręce Sylviana wypuściły mnie z cierpeniena.  Zdyszana opadłam na łóżko, a chłopak wpatrzony w sufit nie ruszył się nawet o milimetr. Ból ustał, wszystko minęło, a ciemność odeszła w dal. Chłopak odckął się z transu i wpatrywał się we mnie. Nie wiedziałam co mu się stało, ale napewno nic dobrego. Poczułam mrowienie na karku. Chłopak złapał mnie za rękę i zapytał się gorźnym tonem. - Co zrobiłaś, dlaczego.- Oczy zaszły mu czarną mgłą, a skóra stała się w ręcz biała. - O czym Ty mówisz?! - Czułam starch, przerażenie targało moim ciałem. - Zdenerwowałaś go, teraz jest wściekły, wszyscy na tym ucierpimy, to twoja wina!  - Boże Sylvian co Ty wygadujesz?! - Umrzemy. Wszyscy zginiemy! - Powierzchnia się rozpłynęła, strach nie mijał, a oczy napłynęły łzami, o czym on mówił? Co ja zrobiłam?  Słońce oślepiło moje zapuchnięte oczy, wszystko wydawało się mdłe i nierealne. Moje problemy wychodziły za granice tego świata. Czerkiusz miał racje, nie pasuję do tego świata, już nie. Nie byłam w stanie tego wszystkiego opanować. Kiedyś wyobrażałam sobie moją przyszłość jako bogata pani psycholog z własnym gabinetem i pacjentami, sekretarką i dużym biurkiem z wygodnym krzesłem.
W dużym rodzinnym domku czekły by na mnie dwójka wspaniałych dzieci, chłopiec i dziewczynka. Mąż pracujący, ale zawsze mający czas dla rodziny. Wszystko wtedy wydawało się takie proste. Teraz kiedy patrzę w przyszłość widzę ciemność. Czarna pustkę, śmierć albo zwycięstwo. Teraz pieniądze nie mają znaczenia tylko wybory. Dobro czy zło. Długa droga czy krótka. Ulga czy ból. Wybory prowadziłą mnie do zwycięstwa lub śmierci. To wszystko mnie przerastało. Za czyny płacę cenę której nikt inny nie musi zapłacić, za myśli jestem karcona jak żaden, modlitwy nie wysłuchuje nikt, ale zdrady wyczuwają wszyscy.  Powolutku wstałam z łóżka i ogarnęłam moją opuchnięta twarz. Ubrałam dżinsy i koszulkę
z wielkim nadrukiem „Angel". No przynajmniej mogę porobić sobie z tego żarty. W domu już nikogo nie było. Tata jak obiecał wyjechał w delegacje. Mama nie była zachwycona, ale pożegnała go z całusami i wielkim prowiantem. Kochała go jako swoją pierwszą i ostatnią miłość, on za to szukał w prawie perfekcyjnym życiu wymówek do małego co nie co. To wydawało się wręcz obrzydliwe. Czułam łzy w oczach gdy przechodziłam koło komody na której stała wielka rama ze zdjęciami. Na jednej znajdowała się mama z tatą za młodu, na następnej podczas ślubu, na trzeciej w szpitalu ze mną
w rękach i na koniec z ostatniego zakończenia roku. To była wielka historia, jak z filmu idealne życie psuje się przez wypadek męża lub żony, a dziecko cierpi. Tak też było tutaj tylko mniej teatralnej i mama nie miała jeszcze pojęcia co ją czeka.  Szkolny autobus jechał dziś dość wolno. Całe miasto było pozatykane dużymi korkami. Na tablicach wisiały plakaty z ogłoszeniami wielkiej miastowej imprezy. Wszyscy dzwonią o tej imprezie w szkole jak i innych miejscach. Nawet na moim zadupiu wisiał ten plakat. Całe miasto tam będzie, dosłownie wszyscy. Nie miałam nawet ani jednej drobinki ochoty na takie zabawy, a przede wszystkim po ostatnim śnie z Sylvianem. Dziś muszę z nim to wyjaśnić. Nie miałam pojęcia o czym on gadał i to najbardziej mnie przerażało. Szkoła była całkowicie oklejona tymi strasznymi plakatami, a gdzie się obróciłam każdy gadał o tym samym. Szybko ruszyłam do klasy i czekałam aż ktoś się pojawi. Nauczycielka przyszła kilka minut później. Łacina nie jest moim ulubionym przedmiotem, ale jest niestety obowiązkowa. Dziś mieliśmy lekcje grania. W sensie graliśmy i przy tym uczyliśmy się słów, bardzo miła gra. Każdy musiał napisać na kartkach trzy słowa i ma na to 6 sekund. Nauczycielka zaczęła liczyć a my pisaliśmy: inferno*caelum*Mortem. Wysoka brunetka zebrała nasze kartki
i wymieszała je w wielkiej misce. Wyciągnęła jedno i przeczytała na głos.  Inferno, caelum, mortem. Po przeczytaniu otworzyła szerzej oczy i szybko zamieniła ją na inną ale było już za późno. Wysoki blondyn za mną powtórzył słowa tym razem przetłumaczone. Każdy obrócił sie w jego stronę. Jego wzrok nadal wpatrywał sie na mnie. Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Zabrałam mój plecak i wybiegłam na pusty, szkolny korytarz. Na początku miałam nadzieje, że chłopak wybiegnie za mną ale drzwi pozostały zamknięte. Ruszyłam w stronę boiska szkolnego. Myślałam że tam znajdę spokój.Myliłam się. Na boisku grał wysoki blondyn o morskich oczach w basebol. Za to pod wielkim dębem obok szkolnych okien siedział zielonooki szatyn z książką w ręku. Już miałam jak najszybciej z tamtąd uciec, ale było już za późno. Blondyn spojrzał wporst na mnie i pomachał mi z wielkim uśmiechem, za to szatyn wstał z zielonej trawy i podszedł do mnie.  - Hej. - Hej. - Jego ciepłe ramiona otuliły mnie i moje nerwy.  - Jak się czujesz ?  - Może być, ale już lepiej, dziękuje. - Masz może dziś ochotę pouczyć się magii ? - Co masz na myśli, moje dary ? - Tak bo posiadasz nie tylko "wyssysanie z ludzi zła" są też milsze rzeczy. - To by było wspaniale. - Super! To spotkajmy się o17 koło czerwonej łąki w lesie. - Ok. - Ja muszę już iść, lekcje wzywają.  - Rozumiem, do zobaczenia. - Tak, do zobaczenia. - Chłopak ruszył w stronę wejścia, ja za to poszłam na wielkie trybuny znajdujące się wokół boiska. Niebieoskooki był najlepszy, można było od razu dojrzeć. Podczas meczu momentalnie spoglądał na mnie z uśmiechem na twarzy. Mecz nie trwał już długo. Chłopcy zeszli z boiska, a ja nadal siedziałam wpatrzona w zieloną murawę. Już wstawałam ale blondyn mnie dopadł. - Witaj.  - Hej. - Podobało Ci się jak przpoceni nastolatkowie grają w piłkę. - Hah nawet nie wiesz jak bardzo.  To mnie cieszy. Wybierasz sie gdzieś?  - Właściwie powinnam być na lekcjach, ale jak widać nie jestem i nie mam ochoty tam wracać.  - Rozumiem. Możemy poczekać do następnej lekcji i wtedy możemy wrócić.  - To brzmi już o wiele lepiej.  - Tak właśnie myślałem, a na co masz ochotę? Grałaś już kiedyś w basebol ? - Nie miałam okazji... - To masz teraz. Chodź nauczę cię kilku rzeczy. - Super.- Ruszyliśmy w storne zielonej trawy, chłopak podał mi kij, a sam wziął rękawice i piłkę. Postawił mnie na odpowiednim miejscu i złapał w talii by ustawić mnie w odpowiedniej pozycji. Blondyn przylgnął do mojego ciała i Wyszeptał do ucha : "postaw prawą nogę do przodu i lekko się nachyl" poczułam ciarki na plecach ale tylko przez moment bo jak szybko trwała ta sekunda tak szybko się skończyła.  Spędziliśmy na graniu z półtorej godziny, dokładnie na rozpoczęcie następnej lekcji. Anthonio zaprowadził mnie pod klasę i serdecznie przytulił. W klasie nie było jeszcze nauczyciel i na wielkie szczęście. Każdy się na mnie gapił, ale to mnie w ogóle nie obchodziło. Nie zwracając uwagi na tych głąbów usiadłam przy biurku
i wpatrywałam sie w zegarek.  Tak przesiedziałam następne 4 lekcje, aż w końcu mogłam wrócić do domu.  Mieszkanie było puste jak zwykle. Mama pojechała na pewno na spotkanie. Nerwowo położyłam się na sofe i oglądałam telwizje. Ruszyłam do kuchni czując głód. Lodówka nie była zbytnio pełna lecz w prawym rogu stała otwarta butelka wina. Mama zaczęła ruszać wino, to źle wróży. Otworzyłam korek i już czułam smak czerwonej cieczy na języku gdy usłyszałam głośny dzwonek do drzwi.  Odłożyłam butelkę spowrotem na jej miejsce i ruszyłam zirytowanym krokiem w stronę drzwi. Po otworzeniu ich znalazłam tylko krwisto czerwona kopertę. Była inna niż poprzednie. Wydawała się parzącą lawą. Ruszyłam do mojego pokoju. Koperta leżała na moim łóżku, a ja bałam się jej otworzyć. W uszach słyszałam ciche szepty dusz: otwórz, otwórz. Koperta sama podniosła się z pościeli i przeleciała na moje kolana. Jak zahipnotyzowana otworzyłam kopertę. List był krótki, ale wyraźny. " Uważaj co robisz, księżniczko L. " "Ps. Niedługo urodziny."  Cała zawartość mną wstrząsnęła. W tym samym momencie zegar wybił 17. To był Lucyfer. Sam diabeł napisał do mnie list, strach zatkał moje gardło, ale musiałam iść do Uriela. Musiałam mu to powiedzieć. Ze strachem w żyłach trzasnęłam drzwiami.

Witajcie moi kochani czytelnicy. Wybaczcie mi to spóźnienie ale kończy sie rok szkolny i mam 100000 rzeczy do zrobienia i nie wyrabiam na zakrętach. Jestem taka szczęśliwa że już tyle osób przeczytało moją historie. Jesteście tacy wspaniali nawet sobie nie wyobrażacie jak świece uśmiechem jak wchodzę na moja stronę. Bardzo zapraszam do komentarzy i ocen. Piszcie wszyskto co wam wpadnie do głowy, lub uczucie jakie czujecie czytając te rodziły. Bardzo bym sie cieszyła usłyszeć wasze opinie i co moge jeszcze poprawić. Kocham was <333 wasza Sara <3333

Prawnuczka LucyferaWhere stories live. Discover now