XV Obecnie

11 1 0
                                    

- Anno, zaczekaj! - Usłyszałam za sobą wołanie Sary. Nie mogłam udawać, że jej nie słyszę więc zwolniłam kroku i poczekałam, aż do mnie dołączy.

- Tak szybko nacieszyłaś się pięknem przyrody?

- Było pięknie, dopóki nie pojawił się troll górski.

- Słucham? Kto się pojawił? - Przyjaciółka nie bardzo wiedziała o czym mówię.

- Nieważne. Lepiej ty mi powiedz, dlaczego biegasz za mną po ogrodzie, zamiast spędzać miłe chwile w towarzystwie przystojniaka?

- Też się nad tym zastanawiam - westchnęła. - W zasadzie wyszło jak zawsze. Gdy poszłaś, zapadła niezręczna cisza, którą nieporadnie próbowaliśmy przerwać. W efekcie wymieniliśmy kilka wyświechtanych frazesów, po czym George stwierdził, że musi rano wcześnie wstać i czas na niego.

- Przykro mi. Wiesz, praca stajennego nie jest lekka.. - Próbowałam podnieść ją na duchu.

- Dziękuję ci Anno, ale nie musisz mnie pocieszać. Postanowiłam dać sobie z nim spokój. Nie jestem idiotką, widzę, że nie jest mną zainteresowany.

- Skoro nie widzi jaka jesteś wspaniała, to jego strata. Zasługujesz na faceta, który będzie za tobą latał i o ciebie zabiegał, a nie odwrotnie.

- Masz całkowitą rację. I tak za dużo czasu na niego zmarnowałam.

- Mądra dziewczyna! Skoro jeden problem mamy rozwiązany, czas się zastanowić co zrobić z resztą wieczoru, bo jakoś nie mam ochoty wracać na salę.

- Szczerze mówiąc, ja również - przytaknęła. - Mam pewien pomysł. Myślę, że ci się spodoba.

- Zamieniam się w słuch.

- Co ty na to, żebyśmy zakradły się do kuchni, wzięły butelkę wina i coś do jedzenia, a następnie ukryły się w miejscu, w którym nikt nas nie znajdzie?

- Brzmi idealnie! - Pisnęłam z zachwytu. - A co to za miejsce?

- Zobaczysz.

Po kilkunastu minutach obładowane koszami pełnymi pyszności i niezauważone przez nikogo, a przynajmniej taką miałyśmy nadzieję, znalazłyśmy się ponownie w ogrodzie.

- Nie chcę marudzić, ale tutaj widać nas jak na dłoni. Wystarczy tylko, aby ktoś wyszedł na zewnątrz i po nas.

- Nie dramatyzuj i wykaż trochę więcej wiary w swoją przyjaciółkę - wyszczerzyła się konspiracyjnie. - Widzisz tamten wielki dąb nieopodal altany? To jest nasz kierunek.

Kilka chwil później staliśmy pod lecimym drzewem.

- Miałaś rację, faktycznie nikt nas tutaj nie zauważy.

- Cieszę się, że ci się podoba, ale spójrz w górę kochana.

- Patrzę, jednak nie wiem co mam takiego zobaczyć - zaczęłam się niecierpliwić.

- Wysil się bardziej. Chyba, że wzrok masz tak ostry jak nasz Ben - odpowiedziała kąśliwie.

- O to martwić się nie musisz, widzę doskonale - burnkęłam.

Podwoiłam wysiłki i w końcu go zauważyłam. Między potężnymi konarami drzewa, doskonale ukryty w gęstym listowiu, znajdował się niewielki domek.

- Czy to jest to, o czym myślę? - W moim głosie nie dało się nie słyszeć ekscytacji.

- Cudowny, niepowtarzalny, a przede wszystkim zapomniany przez wszystkich domek na drzewie? Tak, to jest dokładnie to, o czym myślisz - prawie piszczała z zadowolenia.

- Skąd o nim wiesz? Bo nie podejrzewam Cię o zdolności stolarsko-budowlane. - Szturchnęłam ją lekko w bok.

- Jak sama widzisz w sezonie letnim jest on niewidoczny dla oka, jednak jesienią i zimą nietrudno go zauważyć.

- Czyli pewnego, zimowego dnia go odkryłaś?

- Niezupełnie. Pewnego zimowego dnia rzucił mi się w oczy i sobie o nim przypomniałam. Został zbudowany lata temu i służył Maxowi i jego kolegom za twierdzę jak byli mali.

- Czyli nie jest to jednak tak tajemnicze miejsce, jak mówiłaś - podsumowałam z lekkim rozczarowaniem.

- Ty i ten twój brak wiary! - Obruszyła się. - Po tym jak go zobaczyłam, zaczęłam obserwować czy ktoś nadal z niego korzysta. Trwało to kilka miesięcy zanim nabrałam pewności, że stoi nieużywany. Sukcesywnie i pod osłoną nocy zaczęłam go doprowadzać do dawnej świetności oraz wyposażać. Minęło kilka lat i nikt prócz mnie tam nie był, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

- W takim razie zwracam honor - wyszczerzyłam się. - Będziemy tak tu kwitły, czy zaprosisz mniew końcu na górę?

- A poradzisz sobie z drabinką linową?

- Skoro ty sobie radzisz, to nie może to być takie trudne.

Zdążyłam odskoczyć zanim mała piąstka mojej przyjaciółki uderzyła mnie w żebra.

Drabinka była sprytnie ukryta. Żeby się do nie dostać, najpierw trzeba było długim patykiem odhaczyć ją z wysokiej gałęzi. Gdy już była na swoim miejscu, Sara pierwsza wspięła się na górę.

- Łap linę i przywiąż ją do koszyka, wciągnę go na górę.

Chwilę zajęło mi zrobienie na tyle mocnego węzła, by nie puścił pod ciężarem przyniesionego prowiantu. Gdy się z tym uporałam, nadszedł czas na wspinaczkę.

Nie była to czynność tak łatwa, jak myślałam. Drabinka kołysała się w przód i w tył, przez co ledwo utrzymywałam równowagę. Za to Sara niemal leżała na podłodze, śmiejąc się histerycznie. Gdy w głowie już układałam plan morderstwa, ta zlitowała się nade mną, dając przydatne wskazówki.

- Widać, że nigdy tego nie robiłaś. Przełóż stopę tak, by drabinka znalazła się między twoimi nogami. W ten sposób nie będzie się tak kołysać.

- Wcześniej nie mogłaś mi tego powiedzieć?

- Miałam pozbawić się takiego przedstawienia? Nigdy w życiu - rechotała.

Nie miałam siły tego komentować. Wreszcie, bez odrobiny godności, opadłam bez życia na heblowane deski.

- Przypomnij mi proszę, bym następnym razem nie zgadzała się na żaden z twoich pomysłów - wysapałam.

- Nim noc dobiegnie końca odszczekasz to.

- Nie sądzę.

- Może się założymy? - wyciągnęła dłoń w moją stronę.

- Bierz tę rękę ode mnie - fuknęłam. - Albo nie. Zrób z niej użytek i postaw mnie na nogi.

- Z uwagi na to, że jesteśmy kilka metrów nad ziemią, to ty może sobie tutaj jeszcze poleż, a ja wszystko przygotuję.

- To dzisiaj najlepszy pomysł na jaki wpadłaś - odparłam z ulgą.

- Ja zawsze mam dobra pomysły.

- Taa.

Słyszałam jak przyjaciółka przestawia w środku różne przedmioty. Dyskretnie to ona tego nie robiła, jednak w tym momencie było mi to obojętne. Musiałam przysnąć, ponieważ nie zauważyłam, kiedy dziewczyna znalazła się przy mnie. Zaczęła mną potrząsać, jednocześnie szepcząc gorączkowo:

- Ziemia do Anny, wstawaj!

- Co ty wyprawiasz? - Syknęłam.

- Ciii.

Gwałtownie przystawiła mi palec do ust. Chciałam się odsunąć ale nie pozwoliła mi na to. Wskazała głową ścieżkę i bezgłośnie powiedziała, że ktoś nadchodzi. Przestałam się szarpać i zajęłam wygodną pozycję. Głosy stawały się coraz bardziej wyraźne, a my z rosnącą ekscytacją czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Może ten wieczór nie będzie jednak taki zły.

DestinationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz