XIV Lata 30

22 2 25
                                    


Kiedy udało nam się złożyć zamówienia, a Lili musiała skorzystać z łazienki, Matt postanowił przerwać ciszę.

- Izz, mam nadzieje, że nie żywisz nadal  urazy za tamto. Przecież byliśmy wówczas dzieciakami... - Spojrzałam na niego groźnie, a jego głos stał się jeszcze bardziej przepraszający. – Wiem, że nic nie usprawiedliwia mojego zachowania, ale ja naprawdę zmieniłem się od tamtego czasu.

- Ludzie się nie zmieniają.

- Oczywiście, że się zmieniają. Będąc dziećmi nie zastanawiamy się, czy nasze zachowanie może kogoś zrani. Nie liczymy się z konsekwencjami naszych czynów. Kto jak kto, ale ty najlepiej powinnaś o tym wiedzieć. – Patrzył na mnie wymownie.

- Nie porównuj mnie do siebie – warknęłam. - Ja nigdy nikogo nie skrzywdziłam, nie byłam niemiła, nie wyśmiewałam się bez powodu i co mnie za to spotkało? To, co się stało Lucy, to tylko i wyłącznie twoja wina! – Teraz już prawie krzyczałam.

- Spokojnie Izz. Nie rób scen, bo ludzie zaczynają zerkać w naszą stronę. – Faktycznie, kilka oczu przyglądało się nam z zainteresowaniem. – Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego uważasz, że to moja wina?

Żartujesz? – Nie wierzyłam w to, co słyszę. – Wiedziałeś, jaka jestem samotna i bez skrupułów postanowiłeś to wykorzystać. Wyciągnąłeś mnie do lasu tylko po to, by po raz kolejny mnie upokorzyć i to w tak okrutny sposób! – Do oczów napłynęły mi łzy. – Pragnęłam bliskości, zainteresowania... Wiesz jaka byłam szczęśliwa, że jakiś chłopak chce się ze mną umówić? Gdy tak staliśmy pod drzewem i zapytałeś, czy możesz mnie pocałować myślałam, że umrę z radości. Kazałeś zamknąć mi oczy jednak zamiast miękkich i ciepłych warg, poczułam na ustach coś śliskiego i zimnego. Odskoczyłam z krzykiem na widok ropuchy spoczywającej w twojej dłoni, a ty zanosiłeś się śmiechem. Gdy w końcu odzyskałeś głos oznajmiłeś spokojnie, że zrobiłeś to dla mojego dobra. Przecież jako czarownica powinnam pocałunkiem zamienić żabę w księcia i w końcu mieć towarzystwo. Nie widziałeś nic złego w swoim zachowaniu, a na drugi dzień opowiedziałeś o tym całej klasie. Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył jak ty! - Nie mogłam dłużej powstrzymać łez, które obficie spływały po moich policzkach.

- Nawet nie wiesz jak tego żałuję – w jego głosie spychać było prawdziwą skruchę. – Gdybym tylko mógł cofnąć czas, bez chwili wahania bym to zrobił.

- Nie ważne – odzyskałam panowanie nad sobą, a smutek zastąpiła zimna determinacja. – To ty zapoczątkowałeś przysięgę, którą złożyłam sama sobie, że nikt więcej mnie nie skrzywdzi. Widziałam, jak od tamtej pory spoglądacie na mnie ze strachem, a wyzwiska i zaczepki się skończyły. Minęło kilka lat i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka jestem potężna. – W jego oczach błysnął strach, a ja nie potrafiłam ukryć satysfakcji. – Dlatego zapamiętaj sobie raz na zawsze, wejdź mi w paradę, a źle się to dla ciebie skończy.

- Czy ty mnie próbujesz nastraszyć? 

- Ja cię tylko lojalnie informuję. 

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie do stolika wróciła Lili.

- Powspominaliście, jak mnie nie było?

- O tak – odpowiedziałam. - To było interesujące doświadczenie, prawda Matt? – Spojrzał tylko na mnie ale nic się nie odezwał.

- Stało się coś? – Przyjaciółka lekko się zaniepokoiła.

- Ależ skąd, Li. – Objęłam ją ramieniem. – Wszystko jest w porządku. O, nasze zamówienie już jest gotowe.

DestinationWhere stories live. Discover now