III Obecnie

59 4 17
                                    


Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez wielkie okno, osadzone w białej, drewnianej ramie. Rozejrzałam się po pokoju. Fotel Marty stał pusty. Wiedząc, że czuję się już w miarę dobrze, przestała nade mną czuwać podczas snu. Usiadłam na brzegu łóżka, opuściłam nogi na podłogę i ostrożnie wstałam. Zakręciło mi się lekko w głowie, więc przytrzymałam się drewnianego, wysokiego wezgłowia. Na chwilę zamknęłam oczy. Wdech i wydech. Poczułam, że jest już lepiej. Otworzyłam oczy i jak każdego ranka przyjrzałam się pomieszczeniu. Pokoik był niewielki, jednak znajdowało się w nim wszystko, czego potrzeba człowiekowi w codziennym użytkowaniu. Był też bardzo jasny, co od razu napawało optymizmem, którego tak mi brakowało. Stół, a na nim nieodzowny dzbanek ze świeżą wodą, stał pod oknem naprzeciw łóżka. Obok ustawiono dwa krzesła obite kwiecistym materiałem. Po prawej znajdowały się drzwi do maleńkiej łazienki, a obok nich dwuskrzydłowa, ogromna szafa ze zdobieniami w kolorze złota. Po lewej stronie natomiast stała wspaniała, rzeźbiona toaletka z lustrem.

Lustro. To przed nim stawałam codziennie, wpatrując się w osobę, której nie znałam. Byłabym piękna, gdyby nie te szpecące blizny. Cieszyłam się jednak, że łatwo mogłam je ukryć. Z uwagi na to, że nadal nie przypomniałam sobie swojego imienia, musiałam wybrać nowe. Wraz z Martą uznałyśmy, że Anna będzie odpowiednie. Człowiek bez imienia jest niekompletny, wybrakowany, dlatego poczułam się lepiej, mając świadomość, że zrobiłam pierwszy krok w tworzeniu na nowo własnej tożsamości.

Cały miniony tydzień wyglądał tak samo: budziłam się, rozglądałam wokół siebie, czasem stawałam przed oknem, za którym rozciągał się widok na sad owocowy, by w końcu zasiąść przed lustrem i tak godzinami wpatrywać się we własne odbicie, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Bezskutecznie. Jadłam i myłam się jak w transie, nie zwracając specjalnej uwagi na wykonywane czynności. Po prostu wiedziałam, że muszę to zrobić i tyle, jednak z biegiem dni zaczęłam wychodzić z letargu i poświęcać całą uwagę temu, co akurat robiłam.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi i do pokoju weszła Marta.

- Widzę, Anno, że już się obudziłaś i jak zwykle znajduję Cię przed lustrem. Cieszę się, że z dnia na dzień wstajesz coraz wcześniej. To oznacza, że twoje ciało wraca do pełni sił.

Nie dało się nie zauważyć, że na prawdę sprawia jej to radość. Jak na razie była jedyną osobą, którą tu poznałam. Poprawka, którą w ogóle znałam. Polubiłam ją od pierwszej chwili. Miała łagodny głos i ciepły uśmiech. Wiedziała, co i kiedy powiedzieć, a także kiedy zamilknąć i pozwolić zawisnąć myślą w ciszy.

- Czuję się naprawdę dobrze - odrzekłam, odwracając się plecami do lustra.

- Skoro tak, to może dziś opuścisz ściany swojego pokoju i pozwolisz oprowadzić się po domu? A może nawet zdecydujesz się wyjść na świeże powietrze? Dobrze by ci to zrobiło, skarbie.

Myśl o opuszczeniu mojej bezpiecznej przestani była przerażająca, jednak powoli zaczęła mnie nudzić ta codzienna monotonia. Poza tym, przecież nie mogę ukrywać się w nieskończoność, prawda? To, że nie pamiętam swojego poprzedniego życia nie znaczy, że wraz z utratą pamięci się ono skończyło. Najwyższy czas wyjść z ukrycia i zacząć normalnie funkcjonować.

- Skoro uważasz, że jestem gotowa, to pewnie masz rację. Ciekawa jestem, jak wygląda dom i posiadłość wokół niego, jednak myśl o poznaniu nowych osób napawa mnie strachem. A co jeśli państwo Winks mnie nie polubią i nie pozwolą mi tu zostać?

- Oj, kochaniutka, przecież ci mówiłam, że to wspaniali ludzie i nie mogą się już doczekać, kiedy w końcu cię poznają. Wiedzieli, że potrzebujesz czasu, dlatego nie chcieli dodatkowo cię niepokoić swoją obecnością, dlatego zrezygnowali z odwiedzin. Ich syn, mimo iż nie daje tego po sobie poznać, na pewno również jest ciebie ciekaw.

Nie wiem dlaczego, ale wzmianka o Maxie wywołała ukłucie strachu w żołądku, które jednak szybko minęło.

- Dobrze, miejmy to już za sobą, Marto. Tylko proszę, nie zostawiaj mnie samej, dobrze?

- Dorosła kobieta, a zachowuje się jak dziecko - starsza kobieta uśmiechnęła się lekko.

-Obiecuję, że cię nie zostawię chyba, że sama mnie o to poprosisz. Uspokoiłam cię?

- Trochę - odparłam bez przekonania.

Co miałam powiedzieć? Obecność Marty była pokrzepiająca, jednak obawy nie minęły.

Skoro państwo domu mieli mnie poznać, postanowiłam zrobić na nich, jak najlepsze wrażenie. Wzięłam kąpiel, następnie wysuszyłam włosy i związałam je w luźny warkocz, a na koniec nałożyłam delikatny makijaż. W szafie znalazłam ubrania, które kupiono specjalnie dla mnie. Postanowiłam założyć zwiewną, niebieską sukienkę z krótkim rękawkiem, sięgającą kolan oraz pasujące do niej sandałki. Stanęłam przed lustrem. Efekt był więcej niż zadowalający. Wyglądałam świeżo i pierwszy raz od wielu dni na mojej twarzy nie malowało się zmęczenie. Odetchnęłam głęboko, byłam gotowa. W tym samym momencie weszła Marta.

- Anno, wyglądasz jak księżniczka - złożyła dłonie jak do modlitwy i przyglądała mi się szklącymi ze wzruszenia oczami.

- Oj Marto, nie przesadzaj, wprawiasz mnie w zakłopotanie.

Mimo to, jej słowa dodały mi odwagi i pewności siebie, dlatego zdecydowałam się poruszyć temat, który ciągle odkładałam.

- Mogę ci coś wyznać? - przygryzłam wargę z zakłopotaniem i kontynuowałam nie czekając na odpowiedź: - Lubię, jak mówisz do mnie Anna, podoba mi się moje nowe imię.

Twarz gosposi rozpromienił wielki uśmiech.

- Zwracam się do ciebie po imieniu tak często, jak to tylko możliwe, byś mogła jak najszybciej się do niego przyzwyczaić. Bardzo się cieszę, że przyszło ci to tak szybko. Poza tym, idealnie do ciebie pasuje. Nie pamiętam czy ci mówiłam, ale pochodzi ono z języka hebrajskiego od słowa channah i oznacza kobietę miłą i łagodną - zakończyła swój mały wykład Marta, wyraźnie z siebie zadowolona.

- Mam nadzieję, że będę godnie je reprezentować - powiedziałam z powagą nie tak całkiem udawaną. Naprawdę chciałam być właśnie taką osobą.

- O to akurat, nie musisz się martwić - odpowiedziała bez najmniejszego namysłu.

- Obyś i w tym przypadku się nie myliła. To co, idziemy?

- Ja, rzadko kiedy się mylę - zachichotała Marta. - Tak, zbierajmy się, bo czas nas goni.



DestinationOù les histoires vivent. Découvrez maintenant