II Lata 30

79 4 37
                                    

- Mamo, możesz mi pomóc?

Stałam w kuchni, przy wielkim kredensie i przeglądałam słoiczki z ziołami. Od niedawna mama przekazywała mi wiedzę na temat ich właściwości leczniczych.

- Czy dobrze wybrałam korę białej wierzby oraz rumianek na przeziębienie Pani Fox?

Mama podeszła, wycierając ręce w sfatygowany fartuszek i spojrzała na trzymane przeze mnie produkty.

- Idealnie, aniołku. Możesz do tego jeszcze dołożyć kilka listków szałwii. Stara Berta narzekała ostatnio na migreny towarzyszące chorobie.

Byłam niesamowicie dumna z siebie i patrząc na szeroki uśmiech rodzicielki wiedziałam, że ona ze mnie również.

Mieszkałyśmy same w małej wsi. Gdy miałam pięć lat, tata zginął podczas prac w polu rażony piorunem. Po jego śmierci nie było nam łatwo, jednak miejscowi uważali mamę za czarownicę i znachorkę, dzięki czemu wiązałyśmy koniec z końcem. Przychodzili do niej z wszelakimi problemami, począwszy od bólu gardła, na problemach z zajściem w ciążę skończywszy. Zawsze z wielką ochotą i zaangażowaniem pomagałam jej podczas przygotowywania zamówień.

I tak mijały lata. Robiłam coraz większe postępy, aż doszłam do momentu, w którym stałam się tak samo dobra jak ona. A może nawet lepsza? Mama miała jedną, najważniejszą zasadę, której nigdy nie złamała - nie wykorzystywała magii w sposób, który mógłby kogoś skrzywdzić lub miał wpływ, na podejmowane przez niego decyzje. W skrócie: wszelkiego rodzaju uroki czy klątwy były zabronione. Ja natomiast, tą stroną magii byłam najbardziej zafascynowana.

- Wciąż wisisz nad tą księgą, wiesz, jakie mam zdanie na ten temat - denerwowała się mama.

- Wiem, za każdym razem mi to powtarzasz - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- A ty za każdym razem mnie nie słuchasz i robisz co chcesz.

Mama zawsze tak reagowała, kiedy przyłapała mnie na studiowaniu wielkiej, starej księgi przekazywanej przez kobiety z naszej rodziny z pokolenia na pokolenie. Z drugiej strony, wcale się z tym nie kryłam.

- Pamiętasz, jak skończyła się historia Lucy, gdy rzuciłaś na nią urok? - ciągnęła swój wywód mama.

- Należało jej się, zawsze była dla mnie okropna - żachnęłam się.

- Zapomniałaś chyba, jakie pociągnęło to za sobą konsekwencje...

- Wielkie mi rzeczy... Przynajmniej od tamtej pory już nikt nie odważył się mnie zaczepiać.

Pamiętam ten dzień doskonale, było to trzy lata temu. Miałam wówczas szesnaście lat i uczęszczałam do miejscowej szkoły. Specyfika małego miasteczka wszędzie jest taka sama - wszyscy się znają. Nienawidziłam tego. Nigdy nie narzekałyśmy na nadmiar pieniędzy i nie stać nas było na nowe ubrania, dlatego wszystko, co nosiłyśmy, pochodziło z drugiej ręki. Nie mogę powiedzieć, mama zawsze dbała o to, bym była ubrana czysto i schludnie, jednak nadal swoim wyglądem odstawałam od rówieśników. To, oraz fakt, czym wraz z mamą się zajmowałyśmy, było przyczyną wielu przykrych incydentów wymierzonych w moją osobę. No dobra, nie było dnia, by ktoś nie skomentował mojego stroju lub nie wymyślił nowych, niewybrednych żartów, w których czarownica równała się z wariatką i dziwadłem. Można się domyśleć, że nie miałam wielu przyjaciół. Prawdę mówiąc, wcale ich nie miałam, jednak nie przeszkadzało mi to zbytnio. Marzyłam jedynie, by wszyscy się w końcu ode mnie odczepili i dali mi spokój. Przecież nigdy im nic złego nie zrobiłam, więc dlaczego traktowali mnie tak podle? Gdy sobie uświadomiłam, że nie mieli żadnego powodu i robili to tylko i wyłącznie dla własnej rozrywki, jeszcze mocniej przyłożyłam się do nauki zaklęć, głównie tych zakazanych. I w końcu nadszedł ten dzień. Nic nie wskazywało na to, że będzie się on różnił od dziesiątek poprzednich dni i że będzie miał decydujący wpływ na resztę mojego życia.

- Izabella, ten sweterek wygląda znajomo. Wyrzuciłam taki sam jakieś 2 lata temu. Z którego śmietnika go wygrzebałaś? Może to mój?

Wybuch śmiechu wypełnił mały, duszny korytarz. Do lekcji pozostało 5 minut, czyli cała wieczność.

To była Lucy. Najładniejsza, najbogatsza i najbardziej lubiana dziewczyna w klasie, jak nie w całej szkole. Była wysoka i szczupła, miała piękne kasztanowe włosy, ułożone w najmodniejszą fryzurę, nosiła również najlepsze ciuchy. Jednym słowem chodzący ideał i wzór do naśladowania. Na nieszczęście dla mnie. To właśnie ona była prowodyrem wszystkich szyderstw i żartów skierowanych w moją stronę.

- Myślę, że Izabella nie musi chodzić po śmietnikach, by coś znaleźć, wystarczy, że wypowie odpowiednie zaklęcie: Hokus pokus, czary mary chcę mieć zaraz sweter stary - wtórowała jej najlepsza przyjaciółka, Monika.

Kolejna salwa śmiechu. Zostały 3 minuty. Czary? Prawdziwą magią jest to, jak czas potrafi zwalniać tempo w najmniej odpowiednich momentach. Nie dam się sprowokować, nie dam się sprowokować - powtarzałam raz po raz w myślach.

- Co masz we włosach?

Poczułam, jak Lucy pociąga mnie za wstążkę zrobioną z gładkiego, lśniącego materiału.

- Nie dotykaj mnie - warknęłam.

- O, nasza sierotka wydała z siebie głos! - zaśmiewała się Monika.

- Lucy, znalazłaś sposób, jak ją uruchomić! - Dziewczyny zaczęły piszczeć i bić brawa.

- Może jeszcze coś ciekawego ma do powiedzenia, jak myślisz? - Lucy uśmiechnęła się złośliwie i ponownie pociągnęła mnie za włosy, tylko tym razem mocniej.

- Ostrzegam cię ostatni raz, tknij mnie ponownie, a pożałujesz.

Tik tak, tik tak. Została 1 minuta.

Tym razem w korytarzu zapadła gęsta cisza. Śmiechy ucichły, a wszystkie twarze spoglądały to na mnie, to na Lucy. Ta ostatnia, chcąc zachować godność, w końcu się odezwała, jednak w jej głosie nie było już słychać tej pewności siebie, co jeszcze chwilę temu.

- A co mi zrobisz, brudna wiedźmo? Oślepisz paskudną gębą, czy zabijesz cuchnącym oddechem? - wypluła z siebie Lucy.

Nadal cisza. Jedyny słyszalny dźwięk, to głośne "tik tak" dochodzące z przeciwległej ściany.

- Nie chcesz się przekonać, uwierz... - odpowiedziałam szorstkim głosem.

- Nie będziesz mi mówić czego chcę, a czego nie! Jesteś dla mnie nikim, słyszysz? Nikim! Biedna wariatka z jeszcze bardziej szaloną matką. Nie dziwię się, że tatuś odszedł z tego świata mając taką rodzinę! - krzyczała.

Tego było za wiele. Wszystko, co trzymałam w sobie przez lata, w jednej chwili eksplodowało. Zaczęłam szeptać słowa pierwszego zaklęcia, które przyszło mi na myśl. Światła na przemian przygasały i jaśniały niesamowitym blaskiem. Rozległ się krzyk przerażonych dziewczyn, który w jednej chwili zagłuszył donośny dźwięk dzwonka. Wybiła 8.00.

DestinationWo Geschichten leben. Entdecke jetzt