XIII Obecnie

17 2 16
                                    


Kolacja przebiegła względnie spokojnie, a to za sprawą pana Thomasa, który polecił gościom, by zachowali powściągliwość w zadawaniu mi pytań, żebym nie czuła się osaczona. Gdy talerze stopniowo pustoszały, biesiadnicy zaczęli rozchodzić się po sali tworząc grupki. Nagle pomieszczenie wypełniły cudowne dźwięki muzyki.

 Odwróciłam głowę w stronę fortepianu i zamarłam zaskoczona. Przy instrumencie siedział Max. Nie przypuszczałam, że w tym zarozumiałym ciele może tkwić artystyczna dusza. Ciekawa byłam, jakie jeszcze tajemnice w sobie skrywa. Gdy melodia dobiegła końca, Sara dosiadła się bliżej mnie.

- No, no... - rozmarzyła się przyjaciółka.

- Możesz rozwinąć swoją wypowiedź?

- Dawno nie widziałam Maxa przy fortepianie. Nie licząc oczywiście momentów, w których służył mu jako stolik pod whisky. Coś mi się wydaje, że chciał ci zaimponować. - Mrugnęła do mnie konspiracyjnie. 

- Nie żartuj sobie. - Machnęłam niedbale ręką, jednak poczułam się miło połechtana tym domniemanym wyróżnieniem. Zerknęłam w jego stronę i na moment nasze oczy się spotkały. Poczułam dziwne mrowienie na plecach. Ewidentnie sprawdzał moją reakcję, chyba faktycznie chciał się przede mną popisać. Odwróciłam się z powrotem do Sary. - Ma talent, więc miło z jego strony, że dzieli się nim z innymi. 

- Jasne...

- Tylko tyle masz do powiedzenia?

- Tak - wyszczerzyła się.

- Jesteś poprostu niemożliwa, wiesz?

- Wiem - skwitowała. 

- Dobra, dosyć tego przekomarzania się. Chciałabym odetchnąć świeżym powietrzem - zarządziłam. 

- W końcu gadasz do rzeczy - zapiszczała, podrywając się na równe nogi. - Chodźmy do ogrodu. Jest tam piękna altana, a co najważniejsze, widziałam przed chwilą, jak George się tam wymyka. 

Wstałam i skierowałyśmy się w stronę wyjścia do ogrodu. 

- Czy wy coś tego? - zagaiłam.

- No coś ty! - wykrzyknęła zbyt szybko i zbyt głośno, co kazało mi przypuszczać, że nawet jeśli niczego miedzy nimi nie było, Sara żałowała takiego stanu rzeczy. Uniosłam brew, by za jej pomocą wyrazić coś w stylu: Naprawdę uważasz, że możesz mnie oszukać?

- No dobra, masz mnie - wyjęczała. -  Dawałam mu  z milion sygnałów, że jestem nim zainteresowana i nic - zakończyła przeciągłym westchnięciem. 

- Może byłaś zbyt subtelna i nie załapał? - podsunęłam.

-  Zaproponowałam mu wspólne wyjście na imprezę do Penelopy. Wykręcił się obowiązkami w stajni. Uważasz, że można było jeszcze mniej subtelnie to zrobić?

- Wiesz, zawsze mogłaś zaproponować mu seks na sianie - zachichotałam, jednak silny cios łokciem w żebra skutecznie mnie uspokoił. - Nie martw się, może przeżył jakąś miłosną tragedię i jeszcze nie jest gotowy na związek - powiedziałam tym razem poważnie. 

- Może - skwitowała, jednak nie wyglądała na przekonaną. 

Przekroczyłyśmy próg i wyszłyśmy na zewnątrz. Pierwszy raz od tej koszmarnej nocy, z której tak niewiele pamiętam, znalazłam się na dworze. Ogród był piękny. Słońce już powoli zaczęło chylić się ku zachodowi, rzucając na drzewa ognistą poświatę. Wszędzie roztaczała się słodka woń kwiatów jabłoni i wiśni. Kilka kroków dalej bieliła się altana, teraz oświetlona setkami światełek, a obok niej rozciągało się malownicze oczko wodne. Ujrzałyśmy Georga siedzącego na brzegu sadzawki i moczącego nogi w wodzie. Wokół nich krążyły zaciekawione karpie koi. Zapewne miały nadzieję, że nadeszła pora karmienia. 

- Hej, możemy się przyłączyć? - zaszczebiotała Sara. Chłopak drgnął. Nie spodziewał się towarzystwa jednak szybko odzyskał fason. 

- Oczywiście, zapraszam - uśmiechnął się. - Jak ci się podobała kolacja, Anno? - zapytał szczerze zainteresowany.

Ściągnęłyśmy buty i dołączyłyśmy do niego. Woda była cudowna, a ryby zabawnie łaskotały nas w stopy swoimi szeroko otwartymi pyszczkami. 

- Przyznam, że okropnie się stresowałam ale teraz widzę, że nie miałam czego. Było naprawdę sympatycznie i cieszę się, że mogłam was wszystkich poznać.

- W takim razie ja również się cieszę, że nie okazaliśmy się tak straszni, jak myślałaś. - Mrugnął do mnie zaczepnie. 

- Nie to miałam na myśli... 

Przerwał mi szybko, nim zdążyłam wyjaśnić.

- Wiem, droczę się z tobą. 

 Szturchnęłam go w bok i oboje się roześmialiśmy. Sara również próbowała, jednak słychać było, że jest to wymuszona wesołość. Siedziałam między nimi i najwyraźniej nie bardzo jej to odpowiadało. 

- Czy mogę was na chwilę opuścić? - zapytałam. - Zapomniałam już, jak cudowne jest przebywanie na łonie natury, chciałabym chwile pobyć sama i móc się nacieszyć tą chwilą. - Wstając puściłam oko do przyjaciółki, na co posłała mi uśmiech pełen wdzięczności. 

- Jasne, baw się dobrze - odparł z lekko wyczuwalnym napięciem w głosie. 

Ruszyłam w stronę altanki jednak nie zdecydowałam się wchodzić do środka, było tam zbyt jasno. Obeszłam ją wiec dookoła i po kilkunastu metrach dotarłam do olbrzymiej pergoli, obwieszonej czerwonymi pąkami róż. Obok stała stara, marmurowa ławka na tyle szeroka, że spokojnie mogłam się na niej położyć. Niebo było atramentowe, a miliony gwiazd nie przysłaniała nawet najmniejsza chmurka. Leżąc tak chłonęłam cały ten ogrom piękna, rozciągający się nad moją głową. Powoli zaczęłam odpływać w krainę snów, gdy usłyszałam znajomy głos. Usiadłam wyprostowana. 

- To tu postanowiłaś się ukryć? - Bardziej przypominało to stwierdzenie niż pytanie.

- Max, przestraszyłeś mnie. Nie ładnie tak się skradać w dodatku po ciemku - próbowałam by mój głos wyrażał dezaprobatę ale nie wiem na ile mi to wyszło. 

- Wcale się nie skradałem, Anno. Gdybyś tak głośno nie chrapała, to zapewne usłyszałabyś moje kroki - uśmiechnął się drwiąco.

- Czy ty właśnie powiedziałeś, że chrapałam? - Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą od niego usłyszałam.

- Może źle się wyraziłem. Stary niedźwiedź zachowuje się ciszej od ciebie. - Jego uśmieszek przerodził się w szeroki uśmiech. 

- To jest... jesteś... - z nerwów nie mogłam się wysłowić. Wstałam i zrobiłam głęboki wdech po czym powoli wypuściłam powietrze. - Jesteś po prostu bezczelny!

- Dlatego, że stwierdziłem fakt? - udawał urażonego.

- Ja wcale nie chrapałam! Nawet nie zasnęłam, po prostu leżałam - z każdym słowem mój głos rozbrzmiewał coraz głośniej. 

- Dobrze, niech ci będzie. - Uniósł ręce w poddańczym geście. - Strasznie nerwowa jesteś. Obiecuje, że następnym razem będę stąpać głośno jak koń. 

- Nie jestem nerwowa, tylko nie lubię jak ktoś mi coś wmawia.

- W taki razie skoro nie jesteś nerwowa, to jesteś po prostu sztywna - wyraźnie chciał mnie wyprowadzić z równowagi. 

- Wiesz co? Nie mam ochoty z tobą dłużej dyskutować. To był bardzo miły wieczór i taki osioł jak ty, na pewno mi go nie popsuje!

- Osioł? - wyglądał na szczerze zdziwionego ale i rozbawionego. 

- Tak osioł! I faktyczni sama sobie się dziwię, że nie słyszałam twoich oślich kroków. - Odwróciłam się napięcie i pomaszerowałam w stronę domu. 

DestinationWhere stories live. Discover now