- Proszę się uspokoić! - usłyszał po swojej prawej.

Dopiero wtedy zorientował się, że w dalszym ciągu chce się im wyrwać, by dokończyć swoje dzieło. Bo tak, twarz ojca Louisa zalana krwią sprawiała mu dziką satysfakcję. Miał nadzieje, że te wszystkie blizny zostaną mu już na zawsze. I że zawsze będą mu przypominały o tym, żeby nie ważył się choćby tknąć szatyna. Bo wtedy z pewnością nie dałby mu przeżyć. 

W końcu rozejrzał się dookoła. Jego ciotka stała niedaleko zasłaniając usta dłonią. Płakała. Harry widział też jakiś zupełnie obcych ludzi. Chociaż nie do końca, bo niektórych kojarzył. Pewnie byli to inni sąsiedzi. Wreszcie dojrzał starszą kobietę, która klęczała tuż przy Louisie. 

Louis.

Leżał na ziemi opierając się na łokciu. W oczach Harry'ego od razu pojawiły się łzy. Chłopak również miał rozciętą wargę, a na jego policzku widniał już sporych rozmiarów siniak. Ruszył w jego stronę potykając się o własne nogi, bo ból jaki odczuwał był coraz mocniejszy, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Louis był ważniejszy. 

Upadł na kolana tuż przed nim od razu biorąc w obie dłonie jego twarz. Teraz dokładnie widział, że po jego policzkach spływały łzy. 

- Jesteś cały? - zapytał drżącym od emocji głosem. 

Spojrzeniem próbował ogarnąć całe jego ciało, ale nie widział jakiś poważniejszych ran, jedynie zadrapania i siniaki. Szatyn kiwnął głową wyciągając do niego rękę, więc Harry od razu mocno go do siebie przytulił nie zważając na to, że kiedy szatyn oplótł go ramionami, prawie zemdlał z bólu. 

- On już nigdy Cię nie tknie. - wyszeptał słysząc cichy szloch wymykający się z jego ust. - Nigdy, obiecuję. - dodał jeszcze ciszej co i raz cmokając go we włosy. 

Nawet nie zorientowali się, kiedy przyjechała karetka zabierając ojca Louisa, ani nawet kiedy policja opuściła podwórko. Myśleli, że od razu będą musieli składać zeznania. Najwyraźniej jednak nie musieli.

- Chłopcy. - usłyszeli głos ciotki Harry'ego. - Chodźcie do domu, muszę obejrzeć te rany. - oznajmiła, więc brunet posłusznie odsunął się od Louisa i nie puszczając jego ręki wstał, ciągnąc go za sobą. Tylko w momencie w którym się wyprostował poczuł ostry ból. Skrzywił się przyciskając w to miejsce dłoń. 

- Harry. - szatyn spojrzał na niego z niepokojem.

- Jest okej. - uśmiechnął się słabo. - To nic. - dodał ściskając jego dłoń. 

Po wejściu do domu Isabelle od razu usadziła ich na kanapie, a sama udała się po apteczkę. Z zawodu była pielęgniarką, więc doskonale wiedziała co robić w takich sytuacjach.

- Kto pierwszy? - spytała uśmiechając się delikatnie w stronę chłopców. 

- Louis.

- Harry.

Powiedzieli jednocześnie. 

- Louis. - powtórzył brunet cały czas kurczowo ściskając dłoń chłopaka.

- W porządku. - przytaknęła ciotka od razu biorąc się do pracy. Szybko odkaziła drobne ranki na twarzy szatyna dając mu również lód owinięty w niewielką ściereczkę, by chłopak mógł przyłożyć go do opuchniętego policzka. 

- Boli Cię coś jeszcze? 

- Nie. - skłamał.

Tak naprawdę bolało go całe ciało, ale nie był to jakiś ogromny ból z którym nie mógłby dać sobie rady. Był po prostu trochę poobijany i posiniaczony. 

What a Feeling.. | LarryWhere stories live. Discover now