" Męska solidarność"

20.3K 1.4K 278
                                    

Ryan

Nie spałem całą noc. Ciągle dręczą mnie myśli o Willu i jego dziecku. On nie ma zielonego pojęcia o tym, co się w jego życiu dzieje. Zwłaszcza, co knuje Sam za jego plecami. Nie wiem, jak ma to rozegrać. Przecież nie podejdę do niego i nie wyznam mu prawdy, bo nie mam żadnych pieprzonych dowodów, a Collins to Collins. On może zrobić dosłownie wszystko.

- RYAN! - krzyczy Katie z łazienki. Wzdycham. Mam po dziurki w nosie tej kobiety, ale mam nadzieję, że jakoś z nią wytrzymam. Wszystko dla dobra dziecka.

- Co?

- Wody mi odeszły - cholera. Biegnę do łazienki, a myśli o sprawie Willa odchodzą na drugi plan. Moja córka właśnie przychodzi na świat.

****

William

- Ale zmasakrowałeś Rudego - dziwię się. Siedzimy w czwórkę na działce Pana Morisa. Po wczorajszej bójce na osiedlu, Milo ma jedynie drobną pamiątkę w postaci siniaka na policzku.- Teraz wygląda jak ruda kulka zmielonego mięsa.

- Willy - nabija się Sam. - Ruda kulka zmielonego mięsa? To nie ma sensu.

- Ty nie masz sensu - stwierdza Joel, a szatynka pokazuje mu środkowy palec. Typowe.

-A właściwie, gdzie Ryan? - zmieniam temat. Umówiliśmy się na dwudziestą drugą, a już dochodzi dwunasta. Jeszcze nigdy nie spóźnił się aż tyle. Pewnie ta wiedźma znów nie pozwoliła mu wyjść z domu. Podła dziewucha.

-Gościu łazi swoimi ścieżkami - odpowiada Sam. - Wpadnie Sara i Joy.

- Miej nas Panie wszystkich w opiece - spoglądam w gwiaździste niebo i robię prowizoryczny znak krzyża. Mimo że nie uczęszczam do kościoła, czasem warto się pomodlić o rzeczy ważne.

- One są zajebiste - oburza się Sam. - polubicie je.

- Są pojebane - fukam jak obrażone dziecko. - Nie chcę mieć z nimi styczności. Wystarczy, że podpisałem im cycki. Poniosło mnie. Teraz pewnie myślą, że są moją pieprzoną własnością, a wcale nią nie są.

- To moje koleżanki - marudzi Sam.

- Hejka! - rozlega się głos jednej z nich, a ja mam ochotę wiać. Nie trawię lasek i wcale nie będę tego kryć. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Sam z nimi coś kombinuje. Nigdy nie wspominała o nich nawet słowem, a od kilku dni są dobrymi koleżankami. Co jak co, ale moja intuicja nigdy nie zawodzi, a śmierdzi mi tu podstępem, jak w toalecie publicznej, gównem.

- Willy - rudowłosa siada mi na kolanach i całuje mnie w policzek.

- Złaź ze mnie - zrzucam ją na ziemię. - Jesteś ciężka. - spogląda na mnie ze złością, która wcale mnie nie rusza. Niech stąd jak najdalej spieprza.

- Willy - wtrąca Sam. - Bądź trochę milszy.

- Dla suk, które myślą, że należę tylko i wyłącznie do nich? - pytam zjadliwie. - Sorry, ale jestem wolnym ptakiem. Nikt mnie nie uziemi, a na pewno nie żadna z was.

- Ale my nie szukamy stałego związku - wtrąca blondynka. Nawet nie zwracam na nią uwagi. A było tak przyjemnie, póki ich nie było. Ta działka schodzi na psy. Chyba czas najwyższy znaleźć nową lokalizację.

- I pojawił się on - prycha Joel, gdy dostrzega Ryana.

- Zostałem ojcem - wypowiada beznamiętnie i siada na swoimi miejscu.

- Gratulacje stary - wypowiada Milo i podaje mu piwo. - Dlatego się spóźniłeś?

- Katie rodziłam ponad osiem godzin. Moja prawa ręka nie ma czucia. Kobiety podczas parcia mają niesamowitą dawkę siły.

- A jak córka? - pytam mimowolnie zainteresowany. Wszystko ciekawsze niż dalsza konwersacja z żeńską częścią grupy.

- Jest taka malutka - rozpływa się. - I słodziutka. Jestem szczęśliwy - na jego twarzy pojawia się naprawdę szczery uśmiech.

- Zdrowie tatusia - znoszę toast. Dzisiaj oszczędzam sobie kąśliwych komentarzy. Ryan to równy gość i nie mogę go winić, że trafiła mu się wpadka. Równie dobrze, mogłoby to zdarzyć się mnie. Całe szczęście na razie jednak nie muszę mianować się nazwą: TATA.

****

Ryan

- Dobra, panowie - Will wstaje z krzesła i zabiera swój plecak. - Jutro wieczorem muszę stawić się na szkoleniu w San Diego. Muszę chociaż chwilę pospać.

- Czekaj - próbuję go zatrzymać. - Możemy pogadać? - musi wiedzieć. Nie może żyć bez świadomości, że Nadia jest z nim w ciąży. Sam jemu tego nie powie. Prędzej pozwoli, żeby jej kot zjadł chomika, niż wyzna Willowi prawdę. Suka w owczej skórze.

- Nie możemy za dwa tygodnie, jak wrócę?

- To ważne - wzdycha.

- Musi poczekać, mordo. Naprawdę się śpieszę. Zasiedziałem się o dwie godziny za dużo. Jak wrócę z kursów odezwę się - niemal wybiega z działki. Kurde. Dobra, może przez ten czas uda mi się namierzyć Nadię, ale do tego potrzebuję pomocy.

- Milo, Joel.. - zwracam się do nich i wstaję ze swojego krzesła.- Mam w samochodzie najlepszą butelkę whisky. Może pójdziemy po nią?

- We trzech? - prycha Joel. Posyłam mu mordercze spojrzenie.- A zapomniałem. To jest w chuj ciężkie. Lecimy. - wstają ze swoich miejsc.

- Drogie Panie, zaraz wrócimy - mówi Milo. One nawet nie zwracają na nas uwagi. Tym lepiej. Gdy tylko wychodzimy z działki, zaczynam mówić półszeptem.

- Mówi wam coś imię, Nadia?

- Nadia? - dopytuje Joel, a ja potwierdzam skinieniem głowy.

- To nie ta dziewczyna, co Will o niej często wspomina?- pyta Milo.

- Dokładnie - przeczesuję ręką włosy. - Wczoraj usłyszałem rozmowę Sam z tymi dwiema idiotkami. Dowiedziałem się, że Will będzie ojcem.

- PIERDOLISZ? - krzyczy Joel i zanosi się głośnym śmiechem.- NIE! ON?

- To nie czas na żarty - warczę.- Sam chce zataić tą informację przed Willem. Słyszałem wszystko, co mówiła i nie wygląda to dobrze. One nienawidzą Nadii, bo zaszła w ciąże właśnie z Willem, a nie ze swoim chłopakiem.

- Kurwa - kwituje Joel. - I co teraz?

- Mówimy Willowi?

- Nie teraz - wzdycha Milo. - Za niedługo ma zawody i musi się na nich skupić, ale zaprośmy Nadię na wyścigi.

- I co ci to da?

- To, że wtedy Sam wpadnie. Powiemy Willowi, gdy tylko zakończą się wyścigi. Myślę, że musi zobaczyć Nadię na własne oczy.

- Ja obawiam się, że zachowa się jak ostatni złamas - wtrąca Joel.

- Znamy Willa od dziecka - mówię. - On tylko gra takiego sukinsyna.

- Masz racje - kwituje Milo. - Nie zazdroszczę, ale też nie potępiam. Każdemu mogło się to zdarzyć, a z tego co wiem, Nadia mu się bardzo podoba.

- I to jest właśnie nasza przewaga. Dzięki temu jesteśmy do przodu przed Sam i jej dwiema koleżankami. One chcą zniszczyć Nadię i Willa, więc my zniszczymy je.

- Popieram, ziom - zgadza się Joel. - Te szmaty wyślemy do piekła.

- Czyli tam, gdzie ich miejsce.

-----
Hej misie ❤️
Wiem, że męczę was z reakcja Willa na dziecko, ale to pojawi się już w następnym rozdziale😘😘😘
Buziole ❤️

Uroczy łobuz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz