" Babcia"

22.1K 1.8K 794
                                    

Zbiegam po schodach na dół. Muszę odwiedzić dzisiaj Nadię. Przyda nam się szczera rozmowa. Nie mogę pozwolić, żeby miała mnie całkiem w dupie. Niespodziewanie nadeptuję na swoje sznurówki, co skutkuje straceniem równowagi. Spadam ze schodów

- Kurwa jego mać. Po chuj tu są te jebane schody? - marudzę i podnoszę się z podłogi na korytarzu. - Ja pierdole, moje plecy. Kurwa mać.

- Następnym razem zawiąż buty - mówi Gracie.

- Spieprzaj - pokazuję jej środkowy palec i zawiązuję sznurówki. Będę miał siniaka na pół pleców. To poświęcenie źle na mnie wpływa.

- Gdzie idziesz? - pyta ojciec. Wywracam oczami i wzdycham.

- Mam coś ważnego do załatwienia.

- Czyli?

- Bardzo ważną rzecz, która nie może poczekać. - zakładam skórzaną kurtkę i mierzwię włosy. Artystyczny nieład zawsze działa na kobiety. Mam nadzieję, że na Nadię również.

- Co zmalowałeś?

- Spadłem ze schodów - odpowiadam. - Cześć. - wybiegam z domu. Nie mam zamiaru na razie mówić rodzicom, że będę ojcem. Ojciec to od razu będzie chciał mnie wykastrować. Nie uznaje dzieci przed ślubem. Cóż. Będzie musiał się z tym pogodzić, zważając na to, że Nadia jest już w czwartym miesiącu ciąży.

- Williamie! - woła za mną sąsiadka. - Williamie!

- Tak? - zatrzymuję się, chociaż wcale nie jest mi to na rękę. Chcę jak najszybciej znaleźć się u Nadii. Ta rozmowa musi się odbyć dzisiaj, zaraz, NATYCHMIAST.

- Nie widziałeś mojego kota? Zawsze siedział sobie na ganku, a dzisiaj przepadł.

- Co mnie obchodzi ten sierściuch? Nie mam czasu na takie pierdoły. - odbiegam, bo naprawdę mi się cieszy. Nigdy nie miałem cierpliwości. Jestem w gorącej wodzie kąpany. Zatrzymuję się przed przejściem dla pieszych. Najchętniej przeszedłbym na czerwonym, ale jest za duży ruch. Nie jestem samobójcą, chociaż w mojej sytuacji powinienem nim zostać. Kręcę głową, aby odgonić te myśli. Przecież pogodziłem się z faktem o ojcostwie. Chyba.

- Ile można czekać ?- mówię pod nosem mocno poirytowany i przeskakuję z nogi na nogę. Naprawdę mi się śpieszy.

- Trochę cierpliwości, młody człowieku - odzywa się nieznajoma staruszka. Ona nigdzie się już nie śpieszy i ma na wszystko czas. Ja nie. W końcu! Przebiegam przez pasy i kieruję się w stronę parku, który jest dużym skrótem.

- Cześć Katie - witam się z dziewczyną Ryana, która właśnie spaceruje z wózkiem po parku.

- Cześć - odpowiada, ale ja nawet się nie zatrzymałem. Biegnę przed siebie.

- WILLIAM! - no kurwa. Kto znowu mi zawraca dupę? - Willy! - spoglądam w stronę wołania i zauważam moją babcię. To się nazywa pieprzone szczęście. Akurat teraz? No ja pierdole.

- Cześć babciu - całuję ją w policzek.

- Gdzie tak pędzisz?

- Muszę załatwić jedną sprawę.

- Babci nie zdradzisz tajemnicy, co to za sprawa? - uśmiecha się do mnie i chwyta moje ramie. Czyli będzie ze mną szła. Wzdycham i ruszam z miejsca.

- Gdzie się babciu wybierasz?

- A przyjaciółka zaprosiła mnie na herbatkę. Pamiętasz Lottie? - uśmiecham się.

- Nie mógłbym jej zapomnieć.

- To cudownie! Ucieszy się jak cię zobaczy. Twoja sprawa może chyba trochę poczekać, prawda? Zrobisz babci tą przyjemność i potowarzyszysz mi u Lottie? - nie odpuści mi, więc się zgadzam. Tym razem muszę uzbroić się w cierpliwość. A trzeba było wybrać tą dłuższą drogę.

- A właściwie oni się przypadkiem nie przeprowadzili?

- Tak, kochanie. Pół roku temu wrócili z San Diego i kupili sobie dwupiętrowe mieszkanie w tych starych, ale przytulnych kamienicach. A pamiętasz może Nadię? - zamieram. Łooo..Co tu się właśnie wyrabia?

- A powinienem?

- Willy! Bawiliście się zawsze w piaskownicy, albo w dom - jeśli mam być szczery nie mam takich wspomnień. Musiałem być bardzo mały. Znałem Nadię wcześniej i ja tego nie pamiętam. Kurwa. Dlaczego wszystkie najlepsze chwile z nią, wylatują mi z pamięci?

- A no tak - uśmiecham się, mimo że niczego sobie nie przypominam.

- No i Nadusia jest teraz w ciąży. - no i mam pewność, że idę z własną babcią do matki mojego dziecka. Lepiej być nie może. - Ciekawe kto jest ojcem. To taka dobra dziewczyna. Zawsze miła i pomocna. Lottie mi mówiła, że Nadia nie chce jej zdradzić, czyje dzieciątko nosi pod serduszkiem.

- Moje - przyznaję. Nie ma sensu kłamać, bo prędzej czy później cała moja rodzina się o tym dowie. Nie zachowam przecież tego faktu w tajemnicy.

- Słucham? Przepraszam skarbie, ale słuch mi szwankuje.

- Powiedziałem, że to ja jestem ojcem dziecka.

- Naprawdę? - pytam z podekscytowaniem. - To cudownie! Pewnie to jest ta ważna sprawa, prawda?

- Tak.

- Mój wnuczek będzie tatusiem! - jej uśmiech jest zarażający. - Ale pewnie ten stary pierdziel, w postaci twojego ojca o niczym nie wie.

- Jeszcze mu nie powiedziałem.

- I nie mów. On jest sztywny jak posąg. Jedyne co go może jarać to lewatywa. To dziecko to porażka. Dobrze, że ty się w niego nie wdałeś..

- Babciu, ale - wzdycham - ta sytuacja jest skomplikowana.

- O nie! Nie ma sytuacji skomplikowanych. Są albo gówniane, albo gówniane podwójnie.

- W takim razie gówniane podwójnie.

- Uaaa. Co zrobiłeś?

- Nadia mnie nienawidzi. - wzdycham i zaczynam jej odpowiadać wszystko, co się wydarzyło od nocy sylwestrowej.

- A to małe podstępne żmije - marszczy oczy. - Jak je spotkam to moja parasolka wyląduje w ich tyłku. Tak, że nie będą mogły jej wyjąć. Udusimy je, potem zwiążemy ich nogi do kamieni i wyrzucimy na środku oceanu. Niech rekiny mają pożywienie. Tylko, żeby biedne rybki nie miały potem rozwolnienia.

- Babciu..

- Cicho! Planuję zemstę.

- Ale Nadia

- Ee tam - macha na to ręką. - Dasz sobie z nią radę. Inaczej nie nazywasz się William Collins. A może lepiej wsadzić im do tyłka petardę? Rozerwie je na pół! TAK! To jest myśl! - zaczynam się jej obawiać. Ta kobieta jest zdolna do wszystkiego. - LOTTIE! - krzyczy.

- Sylvia! - uśmiechają się do siebie.

- Pamiętasz mojego wnuka? - wskazuje na mnie. Czuję się jak eksponat muzealny. - Kawał byka z niego wyrósł! Podobny do babci, prawda? - chyba potem jednak rzucę się pod ten samochód.

- Miło mi cię widzieć. A jeszcze niedawno latałeś z pampersem! Jak ten czas szybko leci.

- A gdzie Nadia?

- U siebie w pokoju. Nie wychodzi za często z domu.

- Willy dotrzyma jej towarzystwa.

- To miłe, ale ona nie chce z nikim rozmawiać. Nie lubi pokazywać się z brzuchem.

- Daj spokój, Lottie. Przecież Will to ojciec!

------
Hej misie ❤️
Babcia Willa to niezła babka 😂😂
Buziole ❤️

Uroczy łobuz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz