" Artykuł"

23K 1.6K 257
                                    

- WILLIAM! - woła mnie ojciec, a ja już wiem, co nadchodzi. Pewnie w prasie pojawiły się moje zdjęcia z wyścigu. Czas na kłótnię stulecia. Przecież on mnie zabije.

- Tak, tato? - wchodzę do kuchni, udając niewiniątko. Najlepszą obroną jest udawanie idioty. W sumie nawet nie muszę się wysilać. Moja rodzinka ma mnie za dziwaka.

- Co to jest? - rzuca we mnie gazetą. Zerkam najpierw na zdjęcie.

- No - uśmiecham się. - Jak zwykle wyszedłem seksownie! Ten powalający uśmiech. Och i ten puchar! Jedynie przyczepię się do tego, że jeden kosmyk kłosów mi odstaje.

- BĄDŹ POWAŻNY! - warczy. - Okłamałeś nas wszystkich.

- Nie prawda. - wzruszam ramionami. - Nie zdradziłem po prostu wszystkich szczegółów mojej pracy. To nie jest kłamstwo. - rzucam gazetę na stół. Jakoś nie mam ochoty czytać treści. Jestem zbyt na to leniwy. Jeszcze nigdy nawet nie przeczytałem żadnej książki.

- Zrobiłeś ze mnie idiotę! Nasz sąsiad podszedł do mnie i gratulował mi twojego niebywałego talentu, a ja nie wiedziałem, o co chodzi.

- Nie jesteś ze mnie dumny? W końcu sąsiedzi mówią o mnie dobre rzeczy.

- Zrobiłeś z siebie pośmiewisko! Jesteśmy rodziną wojskową. Robisz z siebie pajaca. Wyścigi cię kręcą? Naprawdę?

- Wiesz, jakie po tym mam branie?

- Daruj sobie! Bądź poważny! Jak mogłeś wziąć udział w tych mistrzostwach. Jak dziadek to zobaczy, to zjedzie na zwał!

- Będę robił, co mi się podoba. Nie pójdę do wojska! Życie mi jeszcze miłe. Kocham samochody i będę się ścigał, czy tobie się to podoba, czy nie!

- Co się z Wami dzieje? - pyta Gracie, która właśnie wróciła z nocki u koleżanki. Taa Smarkula pewnie siedziała o chłopaka, ale rodzicom wcisnęła kit. Dobrze o tym wiem i lepiej, żeby mnie nie drażniła, bo niechcący mógłbym powiedzieć za dużo.

- Patrz, co twój braciszek zrobił - wskazuje na gazetę, a ona zaczyna na głos czytać artykuł.

- Dnia 13.02.1998 roku odbyły się pierwsze wyścigi na torze wyścigowym San Francisco. Na mistrzostwach pojawili się uczestnicy ze wszystkich stron świata i nic nie wskazywało na wygraną gospodarzy. Od kilku lat szef toru wyścigowego borykał się z problemami finansowymi i jedynym wybawieniem była wygrana mistrzostw. Nic nie wskazywało jednak na wygraną, aż do samego końca, gdy wspaniały Mclaren F1 przekroczył metę. Kierowcą okazała się młody chłopak, którego Gregory Steward traktuje jak własnego syna. William Collins ma zaledwie osiemnaście lat, ale nie możemy mu odmówić talentu. Doprowadził nas do zwycięstwa, ku zaskoczeniu całej publiczności i przeciwników. Legendarny tor wyścigowy znów odzyskuje swój blask i mamy gorącą nadzieję, że kolejne mistrzostwa będą tak samo udane. Sam Gregory Steward skomentował wyścig Williama, słowami: Pokładam w tym chłopcu wielkie nadzieje. Jest ambitny i daleko w życiu zajdzie. Póki będę wiedział, że on będzie prowadził samochód, będę spokojny, bo wiem, że wygra.

Nie pozostaje nam nic innego, jak uwierzyć w słowa G. Stewarda i dać szansę naszemu nowemu mistrzowi.

- Nie no - uśmiecham się. - Podoba mi się! Jestem mistrzem! - zadowolony z siebie pokazuję swoje bicepsy i całuję każdy z nich.

- Jesteś idiotą - kwituje Gracie.

- Zazdrościsz popularności - stwierdzam i sięgam po butelkę wody. - Sami nie wiecie, co chcecie mi zarzucić. Obiecałem wam, że coś w życiu osiągnę i osiągnąłem.

- Sława nie jest dana człowiekowi na zawsze. W końcu ten tor i tak zbankrutuje. Gregory nie potrafi oszczędzać.

- Ścigam się, bo lubię. Czuję się wtedy wolny. Nie zrezygnuję z tego, choćbym miał za to wiele stracić. - odwracam się i zostawiam siostrę i ojca w kuchni. Nie będę im się tłumaczył. To, że jeszcze nie mogę kupić legalnie alkoholu, nie oznacza, że nie jestem dorosły.

****

Nadia

- Cześć dziadku - całuję siwowłosego mężczyznę w policzek i siadam obok niego na krześle.

- Witaj kochanie. Jak twój dzień?

- W porządku. - odpowiadam i sięgam po dzisiejszą gazetę. Dawno nie sprawdzałam, co się dzieje na świecie.

- A twoja niestrawność minęła? - dopytuje babcia ze zmartwieniem. - Przez kilka ostatnich dni, wręcz zaprzyjaźniłaś się z muszlą toaletową. - uśmiecham się delikatnie do staruszki.

- Wszystko w porządku. Ta ryba musiała mi zaszkodzić. - stwierdzam. Mdłości minęły i znów czuję się dobrze. Chociaż rano kręciło mi się w głowie.

- Za momencik będzie obiad - posyła nam uśmiech i odwraca się w stronę kuchenki gazowej. Zerkam na artykuł, znajdujący się na stronie głównej. Dotyczy wygranych mistrzostw w wyścigach samochodowych. Nie moja bajka, więc omijam artykuł, lecz moją uwagę zwracają zdjęcia. Skąd ja znam tego chłopaka? Wpatruję się w zdjęcie kilka dobrych chwil, a potem kuszę się na przeczytanie krótkiego artykułu.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się motoryzacją - stwierdza dziadek.

- Bo się nie interesuję. Wydaje mi się, że znam tego chłopaka ze zdjęcia. - wskazuję palcem na postać.

- Ach! Nasz cudowny William - dziadek się rozpływa. - Mieszkam tu od urodzenia i byłem świadkiem powstawania toru wyścigowego. Przez kilkanaście lat dobrze prosperował, ale Gregory stał się bardzo chciwy na pieniądze, doprowadzając tym samym do bankructwa. William go wybawił od wizyty komornika. Ten dzieciak to jego jedyna nadzieja na uratowanie biznesu. Poza tym chłopak jest synem Stephana Collinsa, tego wojskowego, co ci dawniej opowiadałem. - zaszokowana spoglądam na zdjęcie Willa. Przecież to z nim straciłam swoje dziewictwo. Jak mogłam zapomnieć tą twarz? Miałam nadzieję, że nigdy więcej go nie zobaczę, ale oczywiście on musi pojawiać się nawet w gazetach. Robię wszystko, żeby go nie spotkać, bo nie chcę tłumaczyć, dlaczego uciekłam z pokoju hotelowego. Było miło i to wszystko. Ale nie potrafię też oszukiwać siebie. Jego dotyk sprawił, że poczułam się w pełni pożądana i piękna. Will zachowywał się tak jakby czcił moje ciało i ani razu nie spojrzał na mnie z odrazą.

- Znam tego chłopca osobiście - dopowiada babcia. - Jego babcia to moja przyjaciółka. Często sobie plotkujemy, a jej wnuczek to temat numer jeden.

- Chyba nie chcę znać szczegółów waszej rozmowy - stwierdza dziadek ze śmiechem.

- Sylvia uwielbia Willa. Mówi, że jest uroczym pacanem. Jest z niego dumna i cieszy się, że nie wdał się w ojca. Nie przeżyłaby, gdyby kolejna osoba poszła do wojska. Co jak co, ale o własnym dziecku ma nie najlepsze zdanie.

- Jakie? - pytam zaciekawiona.

- Pierdoła, ważniak bez poczucia humoru i wiecznie sztywny jakby miał kij w dupie. A ty kochanie nie pamiętasz Willa? Bawiliście się w piaskownicy jako małe brzdące. - unoszę ze zdziwienia brwi.

- Nie przypominam sobie tego - mówię zgodnie z prawdą.

- Powinnaś go poznać. - stwierdza podekscytowana. - Może kiedyś zaproszę jego babcię na obiad. Powiem jej, żeby wzięła wnuka.

- To nie będzie konieczne - wtrącam. - Nie zależy mi na tej znajomości.

- Allan też pewnie z chęcią pozna Williama- nie daje za wygraną. Allan jest ostatnią osobą, która poznałaby człowieka, z którym trafiłam do łóżka. Nie chcę ranić uczuć mojego chłopaka, dlatego ciągle go okłamuję. Jestem z nim bardziej z przywiązania niż z miłości. Jesteśmy parą od podstawówki i nie chcę z nim kończyć. Przecież to on jest moją pierwszą miłością i zrobię wszystko, żeby na razie nie dowiedział się o mojej zdradzie. Będzie to trudne, ponieważ domyśli się tego, gdy zgodzę się z nim przespać. Przecież nie jestem już dziewicą, a przed nim nikogo nie miałam. Wypiłam zbyt dużo i niepotrzebnie zgodziłam się na taniec z Willem. Ale jego urok osobisty mnie pokonał. Przy nim czułam się inaczej, ale mam nadzieję, że nigdy więcej go nie zobaczę.

-------
Hej misie ❤️
Spotkanie Willa i Nadii nie nastąpi tak szybko, jakbyście chcieli. Do tego momentu jeszcze jakieś 5/6 rozdziałów.
Buziole ❤️

Uroczy łobuz Where stories live. Discover now