I

130 14 0
                                    

Zatrzasnęła wejście na pokład Sokoła. Nie miała już siły na kolejne spotkanie z Benem. W jej głowie kłębiły się myśli i czuła, że nie daję sobie z tym rady. Luke... Odszedł. Wiedziała to. To wszystko było... Nie miała słów, by to opisać.
- Rey?
Aż podskoczyła, gdy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się. Za nią stał tłum ludzi. Nawet nie usłyszała, kiedy przyszli... Wszyscy patrzyli prosto na nią. Zmusiła się do uśmiechu.
- Tak?
- My... Chcieliśmy ci podziękować. - W imieniu całego zgromadzenia przemówił ten pilot. Poe, tak się chyba nazywał. Przed chwilą się jej  przedstawił. - Gdyby nie ty... Uratowałaś życie nam wszystkim. - Uśmiechnął się.
- Ja... Nie ma za co. Przecież każdy z was na moim miejscu zrobiłby to samo. - Wyszczerzyła zęby starając się, by nie wyglądało to zbyt sztucznie. Jeszcze przed chwilą leciała pełną petą z Chewie'm śmiejąc się głośno i wrzeszcząc, a teraz... Chyba po prostu była zmęczona i przytłoczona tym wszystkim. Dzisiejszy dzień z pewnością nie należał do łatwych i przyjemnych. Potrzebowała chwili samotności, odpoczynku.

Jeszcze przez chwilę wszyscy klepali dziewczynę po plecach, podziwiali, gratulowali i dziękowali. Bez wątpienia przez ten czas była w centrum uwagi. Zdziwiło ją tylko, dlaczego nikt nie wspomniał nic o Luke'u. Czyżby wszyscy o nim zapomnieli? Westchnęła i usiadła w kącie pomieszczenia podkurczając pod siebie nogi. Nie było łatwo znaleźć spokojnego miejsca szczególnie, że na pokładzie Sokoła panował naprawdę wielki tłok. Musieli pomieścić wszystkich ocalałych. A właśnie, ocalałych! Tylko tylu zostało?! Przecież to niemożliwe! Kiedy ostatni raz była w bazie... Ach... Szkoda gadać. Wojna pochłonęła tyłu z nich... Tylu z nich, ponieważ od teraz Rey też należała do Rebelii... To praktycznie jedyne, co jej pozostało. Jest w prawdzie jescze Jakku, ale... Chyba straciła już nadzieję. Zresztą, to tutaj jest potrzebna.

Młoda Jedi zauważyła, że niedaleko siedzi Generał Organa. Leia... Chyba podobnie jak Rey, szukała zacisznego miejsca na tym tłocznym statku. Była zamyślona i taka jakaś smutna... W sumie nic dziwnego, tylko one dwie wiedziały o odejściu Luke'a. Ten dzień musiał być dla kobiety straszny. Dziś ważyły się losy całej Rebelii. Była przecież odpowiedzialna za wszystkich, za całe to zamieszanie.  Chciała być teraz przy niej. Jakoś ją wesprzeć. Ostatnio straciła tyle bliskich jej osób... Han, Luke... A Ben?
No właśnie, Ben... Dziewczyna nie była pewna, czy chce o nim teraz myśleć... Wszystko okazało się dużo bardziej skomplikowane, niż się jej  wydawało. To był z pewnością bardzo szeroki temat, a obecne warunki chyba nie należały do najlepszych, jeżeli chodzi o rozmyślanie w samotności...

Rey nawet nie zauważyła, że ktoś ją woła. Wszyscy mieli udać się na główny pokład, gdzie trzeba było zdecydować, co dalej. Westchnęła i poszła na miejsce spotkania.

Against All OddsWhere stories live. Discover now