23

518 35 0
                                    

Pov.Andreas.

Obudziłem się tuż obok brunetki. Na sam jej widok się uśmiechnąłem. Była słodka niczym jej bratanica. Chyba wyczuła mój wzrok, ponieważ niespokojnie zaczęła się poruszać. Powoli zszedłem z łóżka i zacząłem przygotowywać dla nas obojga śniadanie. Moja lodówka była prawie, że pusta, a jedyną rzeczą, która tak naprawdę mi wychodziła były naleśniki.

Po prawie półgodziny było już wszystko gotowe i dosłownie w tym samym momencie w kuchni pojawiła się Karolina. Przyrządzone przeze mnie śniadanie musiało jej smakować, bo nawet się nie odezwała tylko wpychała w siebie naleśniki jeden po drugim.

- Odwiozłabyś mnie dziś na lotnisko? – spytałem.

- Jasne. A o której?

- O czternastej mam samolot. – odparłem.

- O, jaki przypadek! – zaśmiała się. – Ja też mam samolot o 14:00, ale do Madrytu.

Już więcej się nie zobaczymy? Po śniadaniu odwiozłem dziewczynę do jej mieszkania i wróciłem aby się spakować. Narty i cały sprzęt miały czekać na mnie na lotnisku, a więc moim zadaniem było spakowanie walizki. To nie było tak proste jak mogłoby się wydawać. Za każdym razem gdy zapinałem walizkę, przypomniało mi się, że jeszcze czegoś nie wpakowałem. Beznadzieja. Koło 13:00 zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem je, a w progu jak spodziewałem się od początku uśmiechnięta Karolina. Nie mieliśmy czasu, wobec tego od razu pojechaliśmy na lotnisko. Muszę przyznać, że Karolina jest bardzo dobrym kierowcom. Rozstaliśmy się zaraz po wejściu. Ja poszedłem do innego terminala, a brunetka do innego.

W oddali zauważyłem swoich przyjaciół i sztab, ale żeby do nich podejść musiałem przejść kontrolę.

- Już myśleliśmy, że jednak zrezygnowałeś. – zaśmiał się Freitag podając mi rękę.

- Chciałbyś. – mruknąłem. Gdy przywitałem się z każdym, usiadłem na krzesełku, ale już po chwili musieliśmy iść do samolotu. Każdy zajął odpowiednie miejsce, a ja od razu wsunąłem do uszu słuchawki. Misja Engelberg.

To był zdecydowanie szybki lot. Moja cała play lista nawet nie doszła do końca, a nasz samolot już lądował. Bez najmniejszego problemu odebraliśmy swoje bagaże i zapakowaliśmy je do busa, który na nas czekał. Prowadził Paschke, bo jako jedyny się nie odezwał. Był od nas starszy, ale momentami zachowywał się jak dziecko. Warunki na drodze było trudne. Padał gęsty śnieg, a samochody nie przekraczały 60 km/h. Siedziałem z samego tyłu i nie włączałem się do rozmowy między chłopakami. Wolałem pisać z Karoliną, bo przecież ona leciała jeszcze do Madrytu. Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Hotel był duży, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba już zawsze wszyscy skoczkowie będą w jednym hotelu, a wypadek w Korei był tylko wypadkiem przy pracy. Zanim dojechał drugi samochód, rozpakowaliśmy swoje rzeczy i zdążyliśmy zwiedzić swoje pokoje. Biegłem na dół, ponieważ w recepcji zostawiłem swój plecak. Przy windzie minąłem się z pewną dziewczyną , ale nie zwróciłem na nią uwagi. Zgarnąłem swoją zgubę i z powrotem wróciłem do windy zanim ta ruszyła na górę. W windzie znów spotkałem ów dziewczynę.

Znowu mnie wykiwała.

Mała, podła i do tego podstępna.

- A co ty tutaj robisz? – spytałem i nawet nie ukrywałem swojego zaskoczenia.

- To miała być niespodzianka. – zaśmiała się cicho. – Dostałam propozycję 'pracy' z Polakami, a przecież kiedyś narzekałeś, że chciałbyś spędzić ze mną trochę czasu, a więc ją przyjęłam. – wytłumaczyła, a ja w głębi duszy sobie dziękowałem. W końcu, dzięki mojemu narzekaniu, coś się wydarzyło, ale pozytywnego.

- Czyli co tak właściwie będziesz robić ? – zadałem kolejne pytanie.

- Wszystko to, o co mnie poproszą.

Ski jumper squad || A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz