part one. GODZICIE SIĘ

3.2K 90 11
                                    

scott  ─
Już od dwóch tygodni nie rozmawiam ze Scottem. Kiedy widzę go na korytarzu, od razu uciekam. Nie chcę na razie z nim rozmawiać. Chłopak wyraźnie powiedział mi, że nie jestem mu potrzebna. Lydia próbowała mnie przekonać, abym z nim porozmawiała, ale za każdym razem mówię, że to zły pomysł.

─ (T.I)! ─ usłyszałam krzyk przyjaciółki. Podniosłam głowę i spojrzałam na rudowłosą.

─ Czemu tak krzyczysz?

─ Dzisiaj po lekcjach w klasie Finstock'a.

─ Co? Ale czemu?

─ Będziemy się uczyć. ─ powiedziała dziwnie uradowana.

─ Nie możemy w bibliotece?

─ Nie. ─ powiedziała i szybko odeszła.

Lekcje minęły szybko i nawet się nie skapnęłam, kiedy stałam przed umówionym miejscem. Lydii jeszcze nie było, więc postanowiłam wejść do klasy i się przygotować. Czekałam na rudą jakieś dwadzieścia minut, ale ona dalej się nie pojawiała. Kiedy miałam już się zbierać i pójść do domu, drzwi otworzyły się, a w nich stanął McCall. Pośpiesznie wpakowałam książki do torby, chcąc uniknąć rozmowy.

─ (T.I)...

─ Nie chcę z tobą rozmawiać.

─ Daj mi się wytłumaczyć.

─ Nie.

─ Proszę.

─ No dobrze. ─ uległam. ─ Masz pięć minut.

─ Ja nie chciałem tego powiedzieć. Nie uważam tak. Jesteś nam bardzo potrzebna. Zrozum, ja się o ciebie martwię i nie chcę aby ci się coś stało. Wybacz mi. ─ powiedział i wyciągną zza pleców piękną, czerwoną różę, którą mi wręczył. Przyjęłam podarunek i wdychając jego piękny zapach, rozmyślałam nad tym wszystkim. Mówił prawdę, wyczułam to. Postanowiłam dać mu drugą szansę.

─ Wybaczam ci. ─ chłopak uśmiechnął się i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniłam.

stiles   ─
Wybiegłam z domu chłopaka cała wściekła. Mam tego dość. Ciągle tylko to Star Wars, jakbyśmy nie mogli obejrzeć czegoś innego. Szłam ciemną ulicą, kierując się w stronę domu. Na szczęście mieszkam niedaleko. Kiedy miałam skręcić w kolejną uliczkę, czyjaś ręka złapała za mój nadgarstek. Podskoczyłam przestraszona. Odwróciłam się, aby zobaczyć mojego "napastnika". Stiles. Zaczęłam wyrywać dłoń z jego uścisku, lecz nie udało mi się. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

─ Przepraszam. ─ usłyszałam. ─ Nie wiedziałem, że tak cię to wkurza. Mogłaś mówić prędzej. ─ głaskał mnie delikatnie po włosach. ─ Wróć do mnie do domu. Obejrzymy co będziesz chciała. Obiecuję, że nie obejrzymy Star Wars przez dwa następne miesiące. ─ zaśmiałam się.

─ Spokojnie, nie musisz tego robić.

─ Ale tak zrobię. Jeszcze raz przepraszam.

─ Wybaczam. Kocham Cię.

─ Ja ciebie też. To wracamy?

─ A nie wolisz wpaść do mnie? W końcu już prawie jesteśmy w moim domu. ─ wskazałam na pobliski budynek.

─ Jasne. Chodźmy do ciebie. ─ chłopak złączył nasze ręce i ruszył w stronę budynku.

isaac  ─
Od tamtego wydarzenia minęły trzy tygodnie. Nie umiem się pogodzić z tym, że Isaac mnie zdradził. Chłopak dzwoni i pisze do mnie codziennie, lecz ja nie odbieram. Próbował też porozmawiać ze mną w szkole, ale na szczęście, zawsze obok mnie jest Scott, albo Stiles, który spławia chłopaka.
Dzisiejszego dnia było jednak inaczej. Scott i Stiles musieli iść na jakąś misję. Ja postanowiłam na nią nie iść i zostać na lekcjach.

Z trudem otworzyłam swoją szafkę szkolną. Zawsze miałam problem z jej otwarciem. Kiedy podniosłam wzrok, moim oczom ukazał się cudowny bukiet czerwonych róż, do których była przyczepiona jakaś karteczka. Wyciągnęłam je z szafki i przyjrzałam się liścikowi.

Nie chciałem, żeby tak wyszło. Kocham ciebie i nikogo więcej

Do moich oczu napłynęły łzy. Nie wiedziałam dlaczego, ale nagle zapragnęłam przytulić się do Lahey'a i zaciągnąć się jego zapachem. Po chwili poczułam, jak ktoś ociera moje łzy z policzków. Spojrzałam na osobę, to był Isaac. Patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, niebieskimi tęczówkami, za którymi tęskniłam.

─ (T.I), przepraszam. To ona mnie pocałowała. Ja tego nie chciałem, byłem w szoku. Nie kocham jej, ani nigdy nie kochałem. Jedyną moją miłością jesteś ty. Kocham Cię i nie chcę ciebie stracić. Wiem, że za... ─ nie pozwoliłam mu dokończyć, tylko rzuciłam się na niego i pocałowałam. Na początku chłopak był zaskoczony lecz po chwili oddał pocałunek.

─ Wybaczam ci, głupku. ─ zaśmiałam się przez łzy.

derek  ─
Z Derekiem nie rozmawiam już od miesiąca. Zawsze kiedy się widzimy, udajemy, że się nie znamy. Jest uparty, tak samo jak ja i nie przeprosi mnie pierwszy. Ja jednak już tak nie potrafię. Postanowiłam dzisiaj do niego pójść i go przeprosić, mimo że wina leży po jego stronie.

Około osiemnastej postanowiłam do niego pojechać. Zabrałam swój telefon i klucze, a następnie poszłam do samochodu. Kiedy dotarłam na miejsce, zastanowiłam się, czy na pewno dobrze robię. Przecież to jego wina i to on powinien mnie przeprosić, jednak ja nie potrafię już dłużej bez niego wytrzymać. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w stronę mieszkania. Otworzyłam drzwi i weszłam do loftu. Rozejrzałam się dookoła lecz nikogo nie było.

─ Derek? ─ szepnęłam. Wiedziałam, że jeśli tu jest, to mnie usłyszy. Tak jak przypuszczałam, po chwili przede mną stanął brunet.

─ Derek ─ powtórzyłam ─ Przepraszam. Wiem, że nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać, ale... ─ z moich oczu poleciały łzy. Mężczyzna widząc je, podszedł do mnie i przytulił.

─ To ja przepraszam, (T.I). Miałaś rację. Nie poświęcałem ci zbyt dużo czasu. To się zmieni. Obiecuje. ─ podniosłam głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Od razu poczułam na swoich ustach usta Dereka. Tęskniłam za tym. Tęskniłam za nim. Przez ten pocałunek, chłopak przekazywał wszystkie swoje uczucia. Miłość, szczęście i tęsknotę.

─ Kocham Cię. ─ szepnęłam między pocałunkami.

jackson  ─
Z trudem otworzyłam oczy. Od razu oślepiło mnie jaskrawe światło. Kiedy wzrok przyzwyczaił mi się do światła, rozejrzałam się dookoła. Byłam w szpitalu, a obok mnie siedziała jakaś osoba. Wszystko sobie przypomniałam. Jackson, kłótnia, zabójcza prędkość na terenie zabudowanym, huk i ciemność. Miałam wypadek. Spojrzałam na osobę siedzącą obok mojego łóżka. To był Jackson. Na jego twarzy było kilka ran, rękę miał w gipsie, po jego oczach widać było, że długo nie spał, a po policzkach leciały mu łzy.

─ Jackson. ─ jęknęłam. Chłopak wstał gwałtownie i podszedł do mnie. W jego oczach widziałam smutek.

─ (T.I), ty żyjesz. Tak cię przepraszam. To moja wina, mogłem cię słuchać. Jestem dupkiem. Przepraszam.

─ Jackson...

─ Nie, (T.I). Mogłem cię słuchać, gdyby nie ja, nie leżałabyś teraz w szpitalu. Przepraszam. ─ położyłam swoją dłoń na jego policzku i starłam łzy.

─ Przybliż się. ─ powiedziałam, a kiedy chłopak zbliżył się do mnie, pocałowałam go. Przekazałam mu tym swoją miłość i to, że nie musi się obwiniać za ten wypadek. Mimo że wiedziałam, że to jego wina, to nie byłam na niego zła.

( 𝐩𝐫𝐞𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐜𝐣𝐞. 𝐢𝐦𝐚𝐠𝐢𝐧𝐲! )      𝐭𝐞𝐞𝐧 𝐰𝐨𝐥𝐟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz