72 .Spróbuj mnie uleczyć.

742 86 1
                                    

Ellie

Wychodzę z jego domu, wiedząc, że tym razem za mną nie pójdzie. Boli mnie świadomość, że wszystko, co mieliśmy, odeszło. Kolejno nachodzą mnie nieprzyjemne myśli, które tylko utwierdzają mnie w tym, że powinnam była być bardziej odporna na jego podchody. Nie powinnam była pozwolić mu wejść do mojego serca i zrobić w nim zamieszanie, a później wielokrotnie zgnieść, jakby nic nie znaczyło. Jakbym nie była człowiekiem, który zasługuje na szacunek i zachowanie godności. Nie musiał aż tak mnie upokorzyć. Swoje zdanie na temat tego, czy uważa mnie za dziwkę czy nie, powinien zostawić dla siebie.

Wzdycham, rozpaczając nad tym dniem i po raz kolejny się marząc, a tak naprawdę powinnam wreszcie wziąść się w garść. Jestem zdenerwowana i mam do tego prawo, ale mój ból powinien zostać przy moim prywatnym życiu. W moim domu. Tam, gdzie nie ma mojego życia prywatnego musze być silna. Westchnęłam, wyciągając telefon. Szybko wezwałam taksówkę, mając nadzieję, że żaden z fotografów, którzy często ostatnio mnie śledzili, nie robi mi zdjęcia w takim stanie. Nie potrzebuję medialnego zamieszania. Wystarczy huragan w moim rozdartym sercu.

Kolejne dni zlewają mi się w jeden ciąg. Wstaję, piję czarną kawę, biorę prysznic i idę do pracy. Kiedy mija godzina siedemnasta, żegnam się z wszystkimi i wracam do domu, tam powtarzam wszystkie czynności, zamieniając jednak kawę na ciepłe kakao. Robię tak, póki nie uświadamiam sobie, że to z nim piłam je po raz pierwsze.

Noce to najgorsza część całej doby. Przewracam się z boku na bok, zlana  potem i z drgawkami, których nie potrafię powstrzymać. Sny zamieniają się w koszmary, o wiele gorsze od poprzednich. Każdej nocy przeżywam skalanie mojego ciała, a Michael śmieję mi się prosto w twarz.

Po trzech dniach przestaję kłaść się do łóżka.

Dzisiaj jest Czwarty Dzień Po Rozstaniu. Siedzę w moim gabinecie i uporczywie wpatruję się w laptopa, próbując ogarnąć coś z tego, co przewija mi się przed oczami. Liam siedzi naprzeciwko mnie, wystukując palcami wesoły rytm. Jego palce uderzają równo o moje biurko i naprawdę w coraz większym stopniu zajmują moje myśli. Mam ochotę wyrwać mu tą łapę, zmiażdżyć palce i wyrzucić go za drzwi. Niestety gość jest nieugiety i od dwudziestu minut próbuje przekonać mnie do pójścia z nim na lunch. Nie mam już siły tłumaczyć mu, że i tak nie będę w stanie nic przełknąć. Nie jadłam od tak długiego czasu, że powoli przestaje odczuwać taką potrzebę. Byłam osłabiona i zmęczona tym wszystkim, ale prawda jest taka, że ból serca wykańcza mnie o wiele bardziej niż cokolwiek innego.

- Idź juz sobie - warczę.

Rzucam Liamowi gniewne spojrzenie, ale on mnie ignoruję. Od naszego pocałunku zaczął zachowywać się tak, jakby na siłę chciał mnie wyprowadzić z równowagi. Cóż, powoli mu się to udawało.

- Nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana - uśmiecha się nieznacznie - Nie robie ci niczego złego.

Patrzę mu prosto w oczy, napawając się ich głęboką barwą. I nadchodzi. Czuję się cholernie winna. Za to, że pozwoliłam mu się pocałować. Za to, że odrzuciłam jego zaloty. I za to, że znęcam się nad nim, mimo że on stara się być dla mnie miły.

- Przepraszam - mruczę cicho.

- Nic się nie stało. - patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami - Ale naprawdę się o ciebie martwię.

- Nie musisz.

- Muszę - kiwa głową, pewny tego co chce robić - Gaśniesz na moich oczach, Ellie.

- Rozstałam się z Michaelem - wypalam - Definitywnie.

Zapada cisza, a ja czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej. Po co informuję go o moim życiu prywatnym? Przecież to i tak nie powinno i nie ma dla niego znaczenia. Ten pocałunek nie zrobił z nas ani przyjaciół ani kochanków. Jesteśmy tylko partnerami w pracy. To wszystko.

- Przykro mi - mówi w końcu.

- Naprawdę? - pytam sceptycznie.

- Nie.

Patrzę na niego zaskoczona. Uśmiecha się, gotowy wytłumaczyć mi swoją rację.

- Od początku na ciebie nie zasługiwał.

- Skad możesz to wiedzieć? - mrużę oczy. - Nie znasz go.

- On cię zostawił, Ellie.

Jego spojrzenie jest pełne litości i współczucia, przez co nienawidzę go jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie mogę znieść myśli, że tak dobrze zna tą sytuację, bo przez to nie mogę dłużej udawać, że ból nie rozsadza mi serca. Że każda minuta tego pierdolonego dnia nie jest dla mnie udręką. Że nie cierpię, zastanawiając się, jak uciec przed tym spojrzeniem. Jego oczy dokładnie mówią, kim stałam się po rozstaniu z Michaelem.

- Proszę, idź juz sobie.

- Nie mogę.

Jego zdanie miękko opada pomiędzy nami, gdy powolnym krokiem zbliża się do mnie. Mam ochotę go zamordować za to, że odsłania mój ból przed sobą, czyniąc mnie bezbronną. Nie jestem już w stanie niczego więcej udźwignąć. Gdybym mogła teraz umrzeć, zrobiłabym wszystko, by tak się stało. Mogłabym trafić do piekła. Zapewne byłoby dla mnie niebem, gdybym nie musiała widzieć go już nigdy więcej. Gdyby Michael zniknął z mojej podświadomości. Zniknął z wszystkiego, czym dla mnie był.

Muszę przestać o nim myśleć. Muszę zacząć nowe życie. Może to Liam będzie moim zbawieniem. Może dzięki niemu nie oszaleję.

- Zabierz mnie stąd - mówię cicho.

- Już dobrze, skarbie - jego ciepły oddech otula całą moja twarz - Już nigdy więcej nie pozwolę mu cię skrzywdzić.

O tak, Liam. Spróbuj mnie uleczyć.

~*~
Tak, wiem. Przepraszam, za taki poślizg w dodawaniu rozdziałów, ale naprawdę w ogóle nie mam czasu. Klasa maturalna to jednak nie przelewki :')
Dziękuję za gwiazdki i komentarze :*

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz