50.Tęsknię i czekam na gorący wieczór. Twoja kocica.

1K 102 1
                                    

Ellie

Stoję tam, gdy drzwi z hukiem zamykają się za mną. Jak na zawołanie oboje przerywają swoją czynność i spoglądają na mnie w niemym zaskoczeniu. Czuję, jak moje policzki robią się szkarłatne, a dłonie zaczynają się pocić. Kurwa, co ja mam teraz zrobić? Przełykam nerwowo ślinę, próbując znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie na to, co ja tu robię, ale mój umysł wypełnia tylo jedna myśl. Czy Jack preferuje rudowłose kobiety? Boże, co jest ze mną nie tak?!

- J-ja - wytrzeszczam oczy, gdy Jack odsuwa się od kobiety, patrząc na mnie nieokreślonym wzrokiem, w którym kryje się jednak nutka gniewu. Próbuję dłonią wymacać klamkę, ale ona jak na złość, unika mojego dotyku - Przepraszam, przyjdę p-później.

- Zaczekaj na zewnątrz, Ellie - głos Jacka jest zachrypnięty, pełen emocji. - Zaraz cie zawołam.

Kiwam grzecznie głową i pod czujnym spojrzeniem kobiety wychodzę na korytarz. Na zewnątrz wwierca się we mnie spojrzenie sekretarki, ale ignoruję ją, siadając na jednym z wygodnych, skórzanych foteli. Łącząc swoje dłonie na kolanach, dostrzegam, że drżą. Tylko nie wiem czemu. Jestem zła, rozstrojona i zażenowana. I mimo usiłuje starań pod powiekami pojawiają się łzy. Kurwa, tylko nie to. Nie mogę rozmawiać z Jackiem w takim momencie. Pisze wiec do niego szybkiego esemesa o tym, że coś mi wypadło i wychodzę ignorując drwiące spojrzenie sekretarki.

Świeże powietrze pozwala mi ochłonąć chociaż w małym stopniu. Marzy mi się tylko pudełko lodów czekoladowych i... moja najlepsza przyjaciółka. Mia.

Sięgam po komórkę, wybierając jednocześnie jej numer. Liczę kolejne sekundy, czekając, aż Mia odbierze.

- Ellie? - jej zaskoczony głos wywołuje u mnie tęsknotę, o której nie miałam pojęcia.

- Mia, j-ja... - nabieram powietrza, próbując jednocześnie opanować szloch - Możemy p-porozmawiać? Jesteś w domu?

- Ellie, coś się stało? - słyszę w jej głosie troskę - Czy Michael zrobił ci krzywdę?

- C-co? - opada mi szczęką. Skąd ona wie? To chyba instynkt - Ja... nie. To skomplikowane.

- Rozumiem. - mówi po chwili. Wyczuwam, że stara się nie wybuchnąć, chociaż przychodzi jej to z trudem - Za ile będziesz?

- Nie wiem. - mruczę, ciesząc się jednocześnie, że nie odrzuciła mojej prośby - Może pół godziny...

- Okej. Do zobaczenia.

Drzwi otwierają się w chwili, gdy wciskam dzwonek. Zza progu wygląda wysoka blondynka, ubrana w jeansy i kolorowy podkoszulek. Kiedy masz oczy się spotykają, nie widzę w nich wyrzutów, złości czy drwiny. Są pełne miłości i troski. Tama pęka. W moich oczach pojawiają się łzy, wargi mi drżą, obraz się zamazuje. Zanim mogę zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, Mia przyciąga mnie do siebie, zamykając w ciepłym, kochającym uścisku. Nigdy nie sądziłabym, że tak bardzo będzie mi tego brakować.

- Już dobrze - mruczy, ciągnąc mnie za sobą tak, by mogła zamknąć drzwi. - Już wszystko będzie dobrze.

Idę za nią do salonu, i zauważam na stole butelkę wina i dwa kieliszki. Jeden z pełen jest do połowy, z czego wnioskuję, że dzisiaj leczyć się będziemy winem. Wiem, że Mia chce mi pomóc, ale nie mogę pić, jeśli chcę wrócić normalnie do domu Michaela. Albo czeka mnie tam wojna, albo nadal będzie mnie ignorował. To żadna alternatywa, z którą mogę się zmierzyć, po wypiciu dużej ilości wina.

******

- Nie spodziewałam się, że to się tak potoczy - mówi, jedząc kolejną łyżkę lodów czekoladowych, które wyciągnęła z chwilą mojej odmowy co do wina. - Ty namawiająca mężczyznę na seks?

- Nie powtarzaj tego! - rzucam w nią poduszką, mając nadzieję, że przestanie juz to powtarzać. Moje policzki palą, a ona wybucha śmiechem.

- Ale to jest...

- Mia!

- Okej, okej - mruczy, robiąc skruszoną minę. Jest w świetnym humorze - podobnie jak ja - dlatego jej przekomarzanie się nie sprawia mi bólu. Sytuacja jest po prostu śmieszna, a ja i Michael powinniśmy zamienić się miejscami. To on powinien błagać o seks, nie ja. - Po prostu trudno mi w to uwierzyć. Mała Ellie dorosła i układa sobie życie z mężczyzną, którego kocha.

- Nie za bardzo układa - przed oczami pojawia mi się sytuacja z dzisiejszego ranka. Jego odwrócony wzrok. Beznamiętna mina. I ja. Mała, niewiedząca co ze sobą zrobić.

- W każdy związku pojawiają się jakieś problemy - macha lekceważąco ręką - Poradzicie sobie z tym.

- No nie wiem - marszczę brwi, analizując jej słowa. Czy poradzimy sobie z tym będąc razem? Czy my w ogóle jesteśmy razem? Sama nie wiem.

- Słuchaj - bierze w swoje dłonie moje ręce, odkładając pudełko zimnych lodów - Jeśli tak bardzo martwisz się tym, co się pomiędzy wami wydarzyło, to idź, porozmawiaj z nim. Napewno ma jakieś wytłumaczenie.

- A co jeśli... ? - Nie dokańczam mojej myśli. A co jeśli on chciał się tylko zabawić? Jeśli dla niego to była tylko kolejna gra? Tak jak całe to " kocham cię "?

- Jeśli nie przestaniesz narzekać, wleję w ciebie całe to wino, którego odmówiłaś. I nie żartuję.

Mrugam kilkakrotnie. Wiem, że mogłaby to zrobić, ale nie chce tego. Nie tu. Nie teraz. Dlatego mimo wątpliwości, zamykam buzię, i pozwalam Mii wpatrywać się we mnie z triumfującą miną.

*****

Dźwięk informujący mnie o nadejściu nowej wiadomości, wybija mnie po raz kolejny z rozmowy Mią. Kiedy spoglądam na wyświetlacz dostrzegam tym razem zamiast wiadomości od Jacka i Avy jeszcze jednego esemesa. Ten jest od Michaela.

Michael: Gdzie jesteś? Kiedy będziesz w domu?

- Widzisz, zależy mu - uśmiech Mii powiększa się, gdy spogląda na wyświetlacz mojego telefonu.

- Taa....

Michael Ellie odpisz mi, proszę. Martwię się.

- Nie znęcaj się nad nim - wyrywa mi z ręki telefon, najprawdopodobniej wystukując do niego odpowiedź.

- Mia, nie! - próbuje odzyskać telefon, ale ona ucieka z kanapy, okrążając jednocześnie stół. - Mia!

- Okej, okej - odkłada telefon na stół, a ja sięgam po niego w panice. O nie

Do Michaela: Niedługo będę. Tęsknię i czekam na gorący wieczór. Twoja kocica.

- MIA! - wrzeszczę, doganiając ją po kilku minutach. Zwalam ją z nóg, ale ona ciągnie mnie za sobą na podłogę. Obijając się o nią, kładę się obok na chłodnych panelach, wzdychając z rezygnacją. - Nienawidzę cię.

- Kochasz mnie.

- Powinnam cię zamordować.

- Ale tego nie zrobisz.

- Skad ty tego taka pewna?

- Nie miałabyś komu się wyżalić. No... zostaje ci zawsze jeszcze Jack.

- Jeśli chodzi o Jacka - mówię, przypominając sobie sytuację z dzisiejszego dnia. O boże! To takie żenujące - Widziałam się z nim dzisiaj. W sumie widziałam go, ale...

I zaczynam opowiadać jej dzisiejsze zdarzenie. Obie śmiejemy się do rozpuku mimo tego, że wcześniej nie wydawało mi się to takie zabawne. Przez całą tą sytuację prawie zapominam o esemesie, który wydaje mi się tak absurdalny, że aż śmieszny.

Godni Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz