Pozostawało tylko zawiadomić o tym ICH.Długo odkładałem ten telefon wynajdując sobie co nowe zajęcia byleby tylko mieć ręce pełne jakiejś roboty. To było głupie, ale myślę, że każdy na moim miejscu robiłby dokładnie to samo, a może nawet więcej. Ale w końcu trzeba było to zrobić...Zadzwoniłem. Kiedy odebrał powiedziałem tylko dwa słowa.- Podjąłem decyzję. - w telefonie nastała chwila ciszy. W następnym momencie facet powiedział...- Zdecydował się pan?- Tak.- To jest decyzja nie odwołalna, mam nadzieję, że jest pan tego świadomy...- Tak, jestem tego całkowicie świadomy. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale zrobię. I nie mam pojęcia jak powiem o tym rodzinie.- My z nimi porozmawiamy. Będa w szoku, zawsze to tak wygląda, ale prosze się nie martwić. My porozmawiamy o tym z pana rodziną, a pan niech powie o wszystkim pańskiej żonie. - tu przez chwilę milczałem.Tutaj wkraczała druga sprawa. Zastanawiałem się nie tylko nad samym przedsięwzięciem, ale i nad tym co mam zrobić z Doną. To nie było łatwe. Takich wyborów nie dokonuje sie codziennie. Wiedziałem doskonale jakie to będzie miało konsekwencje, ale nie chciałem o tym myśleć. Podjąłem decyzję. Choć jeszcze chwilę wcześniej rozpaczałem gdy odeszła, to jej bezpieczeństwo było najważniejsze.- Moja żona ma się NIGDY o NICZYM nie dowiedzieć. - teraz to on milczał przez kilka chwil. Wyobrażałem sobie jego minę.- Jak to? - odezwał się w końcu.- Tak to. Moje rodzeństwo i rodzice będą wszystkiego świadomi... ale ona ma pozostać w niewiedzy.- Zwariowałeś?- Być może. Ale my sobie jakoś poradzimy, a ona? Jest młoda i tak naprawdę sama, jeśli mam już dopuścić się niemożliwego, chcę to zrobić tak by ona mogła żyć spokojnie. Sam powiedziałeś... Niewiedza gwarantem jej bezpieczeństwa. - znów zamilkł.- Jak pan uważa. - odezwał się. Głos miał opanowany, ale i tak było słychać, że jest wstrząśnięty moimi słowami.- Dziękuję. - mruknąłem tylko i na tym rozmowa się skończyła.Poza ty... Nie chciałem odbierać jej wolności... Dobre czasy powoli odchodzą. Mówi się trudno. Nie chciałem tego. Nic tu nie zależy ode mnie. To ktoś za mnie chce sterować moim życiem.Sterczałem tak jeszcze z telefonem w ręku przez jakiś czas zastanawiając się, jak ja to zniosę. Pf. Martwiłem się sobą? Nie umiałem sobie wyobrazić siebie w tym wszystkim, a gdzie tu Dona... Zakryłem twarz dłońmi... W życiu bym się nie spodziewał, że dożyję czegoś takiego.- Jaką decyzję podjąłeś, Mike? - usłyszałem tuż za sobą, aż podskoczyłem w miejscu jak rażony piorunem. Serce waliło mi jak młotem a po ciele rozchodziły mi się mrówki. W ostatnim czasie byle co potrafi mi w mgnieniu oka podnieść ciśnienie...Odwróciłem się i zobaczyłem nie kogo innego jak właśnie... moją żonę. Próbowałem przywołać na twarz czuły uśmiech, ale... chyba mi to nie wyszło.- Mike? Co kombinujesz? - ponagliła mnie do odpowiedzi. Nie możliwością było powiedzenie jej prawdy, więc... jak często ostatnimi czasy... skłamałem.- Nic nie kombinuję, skarbie. - objąłem ją i z cichym westchnieniem objąłem ją i przytuliłem do siebie lekko kołysząc. Wczepiła się we mnie chętnie przylegając ciasno do mojego ciała. Tak dobrze było trzymać ją w ramionach... I pomyślec, że już nie długo... Nie, ja nie mogłem tego zrobić! Zaraz do nich zadzwonię i wszystko odwołam zanim cokolwiek zaczęło się robić. Ja nie dam rady bez niej.Oczywiście... Tylko w jaki inny sposób będę mógł ją chronić? Myślałem, że zwariuję za każdym razem gdy wyjeżdżała gdzies na miasto. Wspomnienie tego bolesnego supła w żołądku przeważyło sprawę. Musiałem to zrobić. Nie było wyboru.- Coś w wytwórnią? - zapytała cicho tuląc się do mnie ochoczo. Uśmiechnąłem się. Co miałem jej powiedzieć? Wytwórnią, płytą, tymi rzeczami nie miałem się już poco zajmować... Wszystko samo się zrobi po... wszystkim. Zdecydowałem się na półprawdę.- Nie, ten temat akurat nie jest naglący. - spojrzała na mnie. - Chodzi o... tą sprawę z włamaniem.- Tak? - ożywiła się nagle odsuwając sie nieco ode mnie. Nie chciałem, żeby się odsuwała. Przycisnąłem ją znów na powrót do siebie. - I co?- No... Faceci przedstawili mi pewne rozwiązanie tego problemu...- Jakie rozwiązanie? - jakże by mogła się nie dopytywać? Musiałbym być naprawdę naiwny, żeby myślec, że tak sobie zostawi ten temat. Przełknąłem ślinę.- Nie mogę o tym na razie mówić. - zmarszczyła czoło. - Tak. Zresztą w tej chwili sam nie zbyt wiele wiem... Dzwonili, by mi powiedzieć, że coś mają. Wcześniej kazali mi się zastanowić i podjąć decyzję czy będe chciał z nimi współpracować na dłuższą metę czy zostawiamy to tak jak jest. Zdecydowałem, że chcę to doprowadzić do końca. - poczułem jak żołądek zaciska mi się mocno. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję. A ona tylko się uśmiechnęla.- Bardzo dobrze zrobiłeś. - powiedziała i znów się do mnie przytuliła ściskając mocno. Wiem, pomyślałem zagryzając wargę. Nic lepszego nie mogłem dla niej zrobić. - Bardzo cię kocham. - szepnęłam na co już kompletnie zapomniałem jak się oddycha. - Ale bije ci serce! - zaśmiała się przyciskając lekko ucho do mojej klatki piersiowej.- Dla ciebie. - odpowiedziałem, mając nadzieję, że brzmię całkiem zwyczajnie. - I też bardzo cię kocham. - dodałem, ale tu już nie umiałem powstrzymać lekkiego drżenia głosu. Chyba nie zwróciła na to większej uwagi, bo tylko westchnęła i cisnęła się do mnie dalej. Albo to ja ją przyciskałem, kto wie...- Ale powiesz mi co to za rozwiązanie, kiedy....?- Tak, wszystko ci powiem, w swoim czasie. - zapewniłem ją choć coś zatykało mi gardło. Nich nie kusi, bo naprawdę wszystko jej powiem... a nie mogłem. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jej miny po czymś takim. Chyba naprawdę wsadziłaby mnie do domu wariatów.Była zbyt delikatna, by żyć w strachu, albo w odosobnieniu. To co zamierzałem zrobić może nie będzie najlepszym rozwiązaniem pod Słońcem, ale zapewni jej bezpieczeństwo i normalne życie. Ściskało mnie na samą myśl, ale... dla niej byłem w stanie poświęcić nawet własne życie.


Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now