21. "Spełnienie marzeń."

570 30 0
                                    

Donata


- Już jesteśmy. - usłyszałam cichy szept tuż przy uchu, a potem delikatny pocałunek całkiem mnie otrzeźwił. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Michaela, który przyglądał mi się uważnie z lekkim uśmiechem. Przetarłam oczy jak małe zaspane dziecko, na co jeszcze bardziej się uśmiechnął.
- Szybko. - bąknęłam tylko trochę rozkojarzona. Zaśmiał się cichutko.
Zabraliśmy się z tego samolotu możliwie jak najszybciej. Wkrótce dotarł do mojej świadomości fakt, że nie rozumiem absolutnie ani słowa z tego co mówią kręcący się wokół mnie ludzie. Ostatnimi czasy słyszałam tylko język angielski, z resztą doskonale go znałam. Z hiszpańskiego nie łapałam kompletnie nic.
- Zszokowana? - usłyszałam. Uśmiechnełam się lekko.
- Nie rozumiem ani słowa z tego co ci ludzie mówią. Mam nadzieję, że obsługa będzie umiała mówić po angielsku, bo...
- Będzie, będzie. - zaśmiał się.
Przebrnęliśmy jakoś przez całą płytę i dostaliśmy się w końcu do informacji. Zamówiona taksówka pojawiła się bardzo szybko i zawiozła nas do ekskluzywnego hotelu w Madrycie. Kiedy się zorientowałam gdzie mnie przywlókł znowu zaczęłam marudzić nad tym ile może mu przyjsć za to wydać. Ale ten tylko machnął na mnie ręką, odwrócił sie do mnie tyłkiem i zaczął rezerwować pokój. Jeden. Z jednym wielkim łóżkiem.
- Nie pomyślałeś, żeby zamówić dwa osobne pokoje? - bąknęłam kiedy czekaliśmy na windę, która zjeżdżała do nas diabelsko wolno. Zastanawiałam się też dlaczego nikt go nie rozpoznał... Zaśmiał się.
- A może wynając jeszcze przyzwoitkę? - spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. Spojrzałam na niego spod byka. Winda w końcu się otworzyła i weszliśmy do środka. Kiedy drzwi się zasunęły i ruszyła poczułam jak obejmuje mnie od tyłu i przytula do siebie.
- Mam nadzieję, że będziemy jechać na nasze piętro tak samo długo jak ona zjeżdżała do nas. - szepnął mi na ucho. Uśmiechnęłam się przymykając oczy.
- Znowu coś ci chodzi po głowie... - szepnąłem. - Ciekawa jestem dlaczego nikt cię tu nie poznał...
- Wszyscy mnie poznali. Ale to renomowany hotel. Są nauczeni nie kwiczeć z zachwytu. Z resztą bywałem tu już parę razy, kiedy odbywałem swoje tourne. - popatrzyłam na niego wielkimi oczami. Po chwili spuściłam głowę.
- Gdzie ty jeszcze nie byłeś... chyba tylko na Antarktydzie. Chociaż podejrzewam, że zarobiłbyś kolejny milion grając nawet dla chordy pingwinów. - zaczął się śmiać w głos odrzucając głowę do tyłu.
- Jeszcze tego nie próbowałem. - zarechotał znów. - Ale chyba wezmę to pod uwagę teraz, jak będę podpisywał kontrakt na tourne z płytą ''Bad". Ładne mieliby miny gdybym sobie zażyczył koncert na lodowcu. - parsknęłam śmiechem. - Byłem chyba już wszędzie... w Polsce też. - zerknął na mnie. - Tam najbardziej mi się podobało. Aż nie chciało mi się wierzyć w to co mówiłaś.
- Nie wierzysz mi? Przeprowadź się tam, szybko się przekonasz. - prychnęłam. - Chociaż ty pewnie sam aż tak byś tego wszystkiego nie odczuł na własnej skóze. Pooglądałbyś za to innych.
- Ja wcale nie twierdze, że kłamiesz. - uśmiechnął się. - Może po prostu... z wiadomych przyczyn nie dostrzegam różnych oczywistych rzeczy. Z resztą byłem tam tylko przez chwilę. Co sama mi przypomniałaś, pamiętasz? - spojrzał znów na mnie z uśmiechem.
- Jasne. - odmruknęłam uśmiechając się w ten sam sposób i akurat wtedy winda się zatrzymała i drzwi się otworzyły.
Kiedy weszliśmy do naszego pokoju, szczęka mi opadła...
- To miał być pokój, Mike, a to jest chyba... cały apartament! - byłam w szoku. Całość była piękna, w życiu nie byłam w czymś takim. Hol był przestronny, przechodziło się z niego do wielkiego salonu z gigantycznym oknem na całą ścianę. Cała ta przestrzeń była utrzymana w odcieniach szarości z czernią, ale wyglądało to fantastycznie z jasnymi meblami. Z salonu przez łuk można było przejść do obszernej kuchni, która była utrzymana w takich samych tonach kolorów na ścianach, a meble również były tego samego jasnego koloru co w holu i salonie. Podobała mi się ta jednostajność. To zawsze było dla mnie o wiele bardziej atrakcyjne dla oka niż każdy pokój z innej beczki.
Wróciłam do salonu i dopiero teraz dostrzegłam olbrzymi telewizor wiszący na ścianie a po obu jego stronach stojące wysokie podłużne zgrabne głośniki. Nie przywiązywałam jednak do tego większej uwagi. Zainteresowały mnie bowiem drzwi naprzeciwko. Podeszłam do nich i powoli otworzyłam.
Moim oczom ukazał się duży pokój, sypialnia, z wielkim łóżkiem, na którym zmieściłoby się ze czterech ludzi. Ale sądząc po ilości poduszek, było przeznaczone dla dwóch osób. Nadal był utrzymany w tych samych kolorach co reszta, ale tutaj dodano nieco nowej barwy, brązu i delikatnego beżu. Od razu przypadł mi do gustu.

Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now