63.

242 14 0
                                    

Donata


Od tamtego dnia minął już miesiąc. Wszystko toczyło się spokojnym rytmem, Mike chodził do pracy... a wracał z niej co dzień to co raz mniej z niego... Ale mogłam mu mówić, ale on nadal swoje. Że da radę. Że sobie poradzi. Że nie dzieje się absolutnie nic czym on mógłby sie przejmować. Za jakieś dwa tygodnie płyta miała iść do sprzedaży a on był dopiero w połowie. Nie miałam pojęcia jak on to sobie wyobraża.
Nie spałam po nocach, kiedy on wracał dopiero gdzieś o trzeciej nad ranem. Był zły, że czekam na niego, ale choćbym chciała zasnąć to nie mogłam. Denerwowałam się. Ten jego Murrey zaczął podawać mu jakieś dziwne substancje, po których wyglądał bardziej jak trup, nie jak żywy człowiek. To miało mu podobno służyć na odpoczynek. Prychałam za każdym razem, kiedy o tym mówił.
- Jaki odpoczynek, Mike, po czym?! To nie jest sen, to jest jakaś kilkuminutowa spiączka! - któregoś razu pokłóciliśmy się o to.
- Muszę być przytomny, Dona!
- Wyglądasz po tym coraz gorzej, widziałes sie ostatnio w lustrze?!
- Tak, widziałem! - powiedział wściekły wychodząc z sypialni.
- Gdzie idziesz?! Zaczekaj! - popędziłam za nim. - I co? Nie widzisz jak się wykańczasz?! Głupia płyta jest tego warta?!
- Dzięki tej głupiej płycie będę mógł to wszystko w dalszym ciągu utrzymywać! - warknął nawet się na mnie nie odwracając.
- Nie bądź śmieszny, Mike! I bez tego dasz rade to utrzymać! Chcesz się zabić czy co?!
- Nie bądź głupia, proszę cię! - wycedził spoglądając na mnie przez ramię.
- Ja?! To ty zapomniałes jak się używa mózgu! Michael, proszę cię!
- O co znowu?!
- Gdzie ty w ogóle idziesz znowu?!
- Do studia! A gdzie wychodzę ostatnio dzień w dzień?!
Ręce mi opadły.
- Prosze cię, zostań w domu. - powiedziałam patrząc na niego i łapiąc go za rękę. Popatrzył mi w oczy, a po chwili westchnął ciężko. Chyba nie wiedział co powiedzieć. W końcu spojrzał na mnie i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
- Dona. - zaczął patrząc mi prosto w oczy. - Nic mi nie będzie. Proszę cię ja, nie martw się tak o mnie. Nakręcasz się nie potrzebnie, mnie naprawdę nic się nie stanie.
- Mike... - jęknęłam. Już nie wiedziałam co i jak mu powiedzieć, żeby wbić mu to do głowy.
- Co twoim zdaniem powinienem zrobić, co?
- Rzucić to wszystko w cholere! - powiedziałam w końcu patrząc mu w oczy ze złością. - Ja nie mogę cię stracić...
- Nie stracisz, Dona, co ty za bzdury opowiadasz... - powiedział przyciągając mnie do siebie i mocno przytulając.
- Ja nie jestem ślepa. - wymamrotałam w jego pierś. - Widzę, jak się wykańczasz. Prawie nie śpisz, nie masz kiedy spokojnie na tyłku usiąść... Jak długo chcesz jeszcze tak ciągnąc...
- Dam radę. - powiedział chcąc mnie przekonać. I chyba siebie jednocześnie też. - Jak zawsze.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Mike. Ty albo udajesz, albo naprawdę niczego nie dostrzegasz. Ja już nie mam siły ci tego wbijać do głowy...
Popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem pocałował mnie pojedynczo i wyszedł... Potem wrócił wykończony o pierwszej w nocy. No, troche lepiej. W końcu to już nie trzecia. Prychnęłam pod nosem leżąc w łóżku.
Tego dnia wyglądał naprawdę wyjątkowo marnie. Blady... wciąż siedząc przy stole podpierał czoło na ręce, zamykał oczy. Był wykończony. Ja nie mogłam na to patrzeć. Nie było, cholera, nic co mogłam sama zrobić, mogłam tylko go takiego oglądać. A on wciąż powtarzał te swoje brednie, że da radę ze wszystkim, i wykańczał sie dalej.
- Jadę do studia. - mruknął podnosząc się. Przysunął się chcąc mnie pocałować, ale odwróciłam od niego twarz. Popatrzył na mnie przez chwilę, a potem westchnął cicho i poszedł... Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego on się tak zawziął?
Może powinnam być z niego dumna, że wciąż daje radę, ale jakoś nie potrafiłam. Szkodził sobie i to miałam pochwalać? Przecież niemożliwością jest jak sam kiedyś stwierdził wyrobienie się w czasie! A jednak próbował. I po co? Nie rozumiałam tego... Aż tak się bał utraty tego wszystkiego? A ja? O mnie chyba nie myślał.
Wrócił wyjątkowo wcześnie, bo o dziesiątej. Aż się zdziwiłam. Wszedł do sypialni akurat w momencie kiedy ja przygotowywałam sobie łóżko do spania. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co? Nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie? - szepnął z lekkim uśmiechem. Był zmęczony. Jak zawsze i każdego dnia bardziej, ale wciąż starał się tego tak bardzo nie pokazywać. Podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Chciałam go odepchnąć jak często mi się to zdarzało ostatnimi czasy, ale przytrzymał mnie przy sobie. - Nie odtrącaj mnie. - szepnął znów. Westchnęłam cicho czując jak przytula sie do mnie.
- Oczekujesz, że będę skakać z radości?
- Myślałem po prostu, że się ucieszysz. Porozmawiasz ze mną tak jak kiedyś. - wymruczał cicho.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że pozbawiłam go swojego wsparcia. Ale jak miałam go wspierać? Było mi cięzko... patrzeć jak się wykańcza. Miałam go jeszcze dopingować? Westchnęłam.
- Cieszę się. Naprawdę. Że choć raz pozwolili ci na spanie. - mruknęłam cicho.
- Dona...
- Nie próbuj mi znowu wciskać tego swojego 'poradzę sobie'. Nie radzisz sobie z tym, Mike. - puścił mnie i odszedł zakrywając twarz dłońmi. Frustracja chyba właśnie z niego wyszła.
- Myślisz, że nie wiem? Wiem! Ale dlaczego wszyscy mi o tym przypominają! Dlaczego nikt nie chce mnie wesprzeć, powiedzieć czegoś innego niż tylko to co wszyscy w kółko mi powtarzają?!
- Mike, wszyscy się o ciebie martwią! Może nie okazują tego w najlepszy na świecie sposób, ale jesteśmy tylko ludźmi. I ty też jesteś tylko człowiekiem, Mike. Nie dasz z tym rady. Zamęczysz się. Pomyśl trochę o swojej rodzinie, o mnie...
- Nic innego nie robię ostatnimi czasy tylko właśnie myślę o tobie! - wydarł się na mnie. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami. Usiadł we fotelu w rogu pokoju. Po chwili namysłu podeszłam do niego i przyklęknęłam obok chwytając go za rękę.
- Michael, kochanie...
- Wiem, zaniedbuję cię, nigdy mnie nie ma, kiedy byś chciała, żebym był, wciąz siedze w tym zasranym studiu, ale...
- Przestań... gadać głupoty. - przerwałam mu przykładając sobie jego dłoń do policzka.
- Zasługujesz na lepszego męża...
- Nie ma nikogo lepszego niż ty, najdroższy. - szepnęłam i pocałowałam jego dłoń. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedział po czym przygarnął mnie do siebie.
- Zostań jutro w domu. - wyszeptałam błagalnym głosem. - Odpocznij chociaż jeden dzień...
- Dona... błagam cię... nie chcę się kłócić. Wiesz dobrze, że będę musiał rano jechać do studia. - oparłam głowę o jego kolano całkiem pokonana. - Proszę cię. Jeśli przestaniesz się zachowywać tak jak do tej pory, będzie mi o wiele łatwiej.
- To co mam robić? - spojrzałam znów na niego.
- Po prostu mnie przytul. Chodź do mnie. - wyszeptał pociągając mnie lekko do siebie. Usiadłam mu na kolanach po czym przycisnął mnie do siebie wtulając nos w moje włosy. - kocham cię nad życie...
- Mike... - jęknęłam żałośnie.
I zrobił tak jak powiedział. Rano jak tylko sie obudził od razu pojechał do studia. I tak dzień w dzień. Ale postanowiłam mu przynajmniej trochę ułatwić. Od tamtego czasu kiedy wracał to pierwsze co widział to mój uśmiech. Powiedział mi, że o wiele łatwiej mu znosić to wszystko kiedy wie, że w domu czekam na niego ja i może po prostu choć na te pare godzin zasnąć właśnie w moich ramionach. Starałam się jak mogłam. Ale czułam, że to się nie skończy dobrze.



Michael


Czas leciał. Nowy właściciel wytwórni wspaniałomyślnie zgodził się dać mi na to wszystko jeszcze miesiąc. Mogłem przynajmniej na chwilę odetchnąć. Ale jeśli myśli nie zajmowała mi płyta, robiło to zupełnie coś innego, równie poważnego.
Odpowiedni ludzie, z którymi utrzymywałem cichy kontakt od czasu pierwszego oskarżenia o molestowanie, już zaczęli drążyć sprawę. Od czasu tej paczki ze zdechłym szczurem nic nowego nie dostałem. Żadnego listu ani prezentu jak tamten. Miałem nadzieję, że ktoś po prostu zrobił mi głupi dowcip i może się przestraszył, że za daleko się posunął i będę miał z tym chociaż spokój. Ale po ostatnim spotkaniu ze starymi znajomymi doszedłem do wniosku, że to musi być naprawdę... gruba sprawa.

Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now