Dona od rana poleciała na spotkanie z przyjaciółką. Nie zatrzymywałem jej rzecz jasna. Domyślałem się, że ta cała Iwa nie przepada za mną już w ogóle, ale nie miałem powodu by trzymać Donę w pokoju. Zostałem sam na jakiś czas. Mogłem wykonać kilka ważnych telefonów, uzgodnić końcową wersję dokumentów z prawnikiem. Ustaliłem też termin uroczystości. Nie było sensu czekać. Dona zostanie wpuszczona na teren Stanów tylko i wyłącznie z tego powodu, o którym cały czas mówimy. Zwlekanie nie zostałoby pozytywnie odebrane. A więc... ślub już następnego dnia wieczorem.Urzędnik związany umową milczenia przyjdzie do mojej posiadłości i odbębni całość. Potem tylko jakaś kolacja, kawa, ciasto i po wszystkim... Pozornie. Bo to dopiero początek.Zastanawiałem się jak będę się czuł z obrączką na palcu. Miałem już jedną, od dawna jej nie nosiłem. Odszukałem nowo zakupione ozdobione diamentami i założyłem swoją. Patrząc na swoją dłoń czułem jak coś we mnie wzbiera, jakieś nieokreślone uczucie. Euforia? Chyba można to tak nazwać. Ale też lekka trema. To chyba zawsze każdemu towarzyszy, nie zależnie od sytuacji.Schowałem w końcu obrączki tam gdzie były, by ich przypadkiem nie zgubić. Usłyszałem cichy brzęk telefonu. Z myślą o moim własnym, podniosłem go, ale to nie on się odezwał. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, i w niedługim czasie zauważyłem drugi telefon. Dony, leżał na stoliku, zapomniała go ze sobą zabrać. Może dzwoniła od koleżanki, może pomyślała, że go zgubiła i w ten sposób go szuka? Podszedłem i nie patrząc nawet na wyświetlacz odebrałem.- No, skarbie, twój telefon został w pokoju. - stwierdziłem będąc pewnym, że zaraz usłyszę w słuchawce jej pełen ulgi głos. Ale tak się nie stało.- Słucham?! - za to usłyszałem jakiś kompletnie mi nieznany męski głos. Zmarszczyłem brwi.- Kto mówi? - zapytałem. Miałem nadzieję, iż ten gość zna angielski.- To ja się pytam kto mówi. - no chyba znał ten język na tyle by jakoś się komunikować. - Gdzie jest Dona?- Na spotkaniu z koleżanką. Powiesz mi łaskawie kim jesteś?- To ja się ciebie pytam kim jesteś. - warknął. - I skąd masz jej telefon.- Zostawiła go. Zresztą nieważne. - zniecierpliwiłem się. - Jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzienia...- Czekaj, czekaj... poznaje cię po głosie... Piosenkarzyna! Czego znowu chcesz od niej?! - zaatakował mnie.- Wspaniale, cieszę się, że masz supersłuch. - powiedziałem znudzony. - Przedstawisz się w końcu czy dalej będziesz mi zawracał dupe...- Z przyjemnością ci się przedstawię. - wypalił. - Widziałes mnie już u niej w domu. Nazywam się Darek Płociński i jestem jej CHŁOPAKIEM. Dociera, gościu? - zamrugałem, a potem parsknąłem śmiechem.- Byłym, zapomniałes dodać.- Obecnie już nie. - co ten gamoń opowiadał?- Co ty bredzisz chłopie... - śmiać mi się chciało.- Nie bredzę. Dona ci jeszcze nie powiedziała? A może oświeciła cię tylko nie raczyłeś przyjąc tego do wiadomości? Wróciliśmy do siebie, jesteśmy znów razem. Więc zabieraj dupsko i spierdalaj za ocean, trzymaj się od niej z daleka! - teraz wytrzeszczyłem oczy.- Gościu... - prychnąłem. - Masz mnie za idiotę?- Tak jakby.- To wszystko wyjaśnia.- Mówię, żebyś sie od niej odwalił. Raz na zawsze, Dona jest moja...- Dona nie jest niczyja, ponieważ nie jest rzeczą, którą można posiąść na własnosć, dziecko. - powiedziałem poważnie, choć spokojnie. Mimo to czułem, że zaraz się wścieknę. To nie mogła być prawda.- Jest moją dziewczyną.- Musiała zrobić ci niezły kawał. Naprawdę w to wierzysz?- To nie jest żaden kawał. Udało mi się ją przekonać, żeby ze mną porozmawiała i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy dać sobie szansę. Ty już dla niej nie istniejesz...- Cóż... ciężko mi przyznać ci rację po dzisiejszej nocy... - mruknąłem. Postanowiłem zagrać tak jak on. Nie mogłem w to uwierzyć... Nie wierzyłem. On kłamał, nie mogłem w to wierzyć.- Jakiej dzisiejszej nocy?- Chłopaku... na jakim świecie ty żyjesz? Ty jesteś jej błędem, a ja... - zaśmiałem się. - Ja w niedługim czasie będę jej mężem.- CO?!- Głuchy jednak jesteś... - znów parsknąłem śmiechem. - Pobieramy się. Niedługo. A twoje bzdurne gadanie nic tu nie pomoże. Niezła improwizacja, chłopcze, naprawdę, próbować mi wmówić, że Dona spotyka się z tobą w tym samym czasie kiedy mam ją JA. Całą, z duszą i ciałem, opowiedzieć ci jak było? Nie słyszałeś, że starszy doświadczony facet to gwarantowana satysfakcja w łóżku? W czym ty sie możesz ze mną równać? Powiedz mi. Ja mam wszystko. Ty masz gówno, i to jeszcze porzyczone, więc prosze cię chłopie... nie ośmieszaj się.- Jesteś obrzydliwy.- Nie bardziej niż ty, próbując mi wmówić te bzdury za jej plecami.- Nie wierze, że ona znów jest z tobą.- Cóż... twoja sprawa. Bynajmniej nie kłamię, w odróżnieniu od ciebie... - no prawie. - Jej głos był najpiękniejszą melodią jaką kiedykolwiek słyszałem...- Traktujesz ją jak maszynę do ruchania. - roześmiałem się paskudnie.- Mylisz się, dziecko. Mylisz się i to tak jak jeszcze nikt na świecie. Pragnę ci uzmysłowić co straciłeś, zresztą dawno temu i nieodwracalnie. Wiesz co odróznia prawdziwą miłość od przekonania o tym, że coś się komuś niezaprzeczalnie należy? Ja jestem w stanie zrobić wszystko by jej było jak najlepiej na tym świecie. Ty jedyne co zrobiłeś to zadałeś jej ból...- A ty to niby lepszy? Myślisz, że nic nie było słychać o twoich romansach z tą pindą? Wtedy też byłeś taki kochający?! Kochający inaczej, kurwa! - tu mnie po częsci miał.- Nie twierdzę, że to było fair. Ale nie znasz sprawy. Poza tym, co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Mógłbyś powiedzieć to samo, gdyby Dona czuła do ciebie cokolwiek KIEDYKOLWIEK i ci wybaczyła.- Kochaliśmy się, dupku!- Wydawało jej się, że cię kocha. Powiedziała mi to już wielokrotnie. Bardzo szybko o tobie zapomniała po przyjeździe do Stanów. Widzisz... nasz związek wyszedł na jaw dość późno.- Co masz na myśli?- To, że już po trzech tygodniach od jej pojawienia się była moja. A ty przestałeś istnieć. Byłem tylko ja. I zapewniam cię... ona nie żałuje ani chwili, ja też. Teraz ja cię poprosze, żebyś to ty dał jej spokój. Proszę cię jako jej narzeczony. Jako mąż nie będę już taki grzeczny. Uprzedzam lojalnie.Na tym rozmowa się skończyła. Nie mógł tego przeżyć biedny... Ale mimo wszystko... Coś mnie ukuło. Spotykała się z nim, że sobie to ubzdurał? Musiało coś być, skoro narobił sobie nadziei. Obiecałem sobie, że porozmawiał z nia na ten temat, kiedy wróci.Ale nie mogłem wysiedzieć. Paliło mnie to tak, że musiałem porozmawiać z nią o tym teraz, w tej chwili. Wiedziałem co za uczucie mnie pali. Zazdrość.Popatrzyłem na jej telefon przez chwilę, po czym porwałem go i odszukałem numer jej przyjaciółki. Chyba, miałem taką nadzieję. Ale od niej miała najwięcej połączeń w historii rozmów i najwięcej wiadomości... Tak, przeryłem jej cały telefon. To nie z braku zaufania. Po prostu chciałem zobaczyć, czy do niej pisał, próbował się kontaktować... Było kilka połączeń, ale głównie nieodebranych. To mnie trochę uspokoiło.Mając nadzieję, że to numer Iwy, zadzwoniłem. Długo nie musiałem czekać.- Halo? - usłyszałem zdziwiony głos. No tak, zobaczyła że dzwoni jej przyjaciółka, która de facto jest właśnie z nią. Odchrząknąłem.- Dona... jest z tobą? - gdy tylko usłyszała mój głos już wiedziała kim jestem.- Ta. - odpowiedziała. Miałem nadzieje, że mnie rozumie. Starałem się mówić wolno i w miare konstruować łatwe zdania.- Podaj mi ją do telefonu. - zrobiła to bez wahania.- No co jest? - usłyszałem kochany głos. Od razu poczułem ciepło na sercu.- Mam pytanie. - mruknąłem.- Jakie? Coś się stało?- Nie.- No to o co chodzi?- O tego Płocińskiego. Czy jak mu tam. - cisza.- SERIO, MICHAEL??? - zaśmiałem się cicho.- Serio.- Co ci znowu przyszło do głowy z tym idiotą.- Nic wielkiego. Tylko zastanawiałem się jakim cudem znów jesteście parą. - wymruczałem.- CO TAKIEGO???!!! Na głowę upadłeś...?!- No on tak bynajmniej twierdzi.- Jaki ON?!- No twój chłopak. - tak, byłem cholernie zazdrosny. Ułożyłem się płasko na łóżku z telefonem przy uchu.- Co ty... - zatkało ją chyba. - Skąd ty to wytrzasnałeś w ogóle? Mike...- Dowiedziałem się u źródła.- Jakiego źródła?! Ja nie mam żadnego chłopaka! - zasmiałem się znów bezgłośnie.- No wychodzi nawet, że masz dwóch.- MIKE! Ja nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz! Mówiłam ci...! ON NAWET KOŁO CIEBIE NIE STAŁ!!! - to mi schlebiało.- No cóż, może i nie. Ale twierdzi i zaklina się na boga, że jesteście razem.- Jak to... on twierdzi...?- Tak, on. Zostawiłaś telefon. Zadzwonił. Myślałem, że to ty od przyjaciółki, ale to był on. Twój chłopak. Jak sam siebie nazwał.- To nie jest mój chłopak!- Uzmysłowiłem mu już to.- Tak?- Tak. Twierdził, że daliście sobie drugą szansę. Że się spotykacie. Więc uznałem za stosowne wyjawić mu, że nie możliwym jest, byś się z nim spotykała kiedy ja jestem w pobliżu. - powiedziałem zdawkowo.- Tak mu powiedziałeś?- Mniej więcej.- Na pewno naopowiadałes mu jakichś niestworzonych rzeczy...!- Nie do końca niestworzonych. - uśmiechnąłem się.- Co mu powiedziałeś?- Mam zacytować?- Poproszę.- Powiedziałem: niemożliwością jest abyś sie z nim spotykała w momencie, kiedy leżysz pode mną. - usłyszałem kaszel. Chyba się czymś zachłysneła. - Wszystko w porządku?- Zwariowałeś? - wydusiła.- Bronie swój teren.- A co ty jesteś, król lew?! - uśmiechnąłem się.- Królem jestem zawsze i wszędzie, a lwem... mogę być jeśli chcesz... zademostruję ci tego lwa dziś w nocy.- Boże... jesteś niemożliwy, Mike... - wyszczerzyłem się sam do siebie. - I nie mogłeś z tym zaczekać aż wróce?- Nie.- Swędziało cię to za mocno.- Powiedzmy, że... wolałem nie czekać tylko na gorąco cię zapytać.- Ale o co, Mike? Ostatnimi czasy... jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu. Możesz być pewny, że nic mnie z tym głupkiem nie łączy.- Ale cos musiało być skoro sobie to ubzdurał.- Nie bądź zazdrosny, kotku. - uśmiechnąłem się automatycznie. - Zadzwonił kilka razy. Raz może dwa odebrałam, to wszystko. Ale rozmowy nie trwały długo. Pewnie chciał coś próbować, ale... ja nie chciałam.- Dlaczego?- Tęskniłam za tobą. - znów to ciepło na sercu...- Ja za toba też. - szepnąłem.- No to już się nie piekl. Niedługo będę.- Ok.- No to... pa. I nie rozwal tam niczego...- Nie rozwalę, nie martw się. - teraz uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Czekam na ciebie. Pa, skarbie. Kocham cię.- Ja ciebie też, kocham zazdrośniku.Rozłączyła się. Odetchnąłem cięzko, ale uśmiechnąłem się. Ten przydupas nie miał szans się między nas wcisnąć. Dona wieczorem wylatuje ze mną. Jutro będziemy już małżeństwem. A on może co najwyżej pozgrzytać zębami.


Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now