Rozdział 37- Boskie blokowisko

272 18 0
                                    

Suknia była jak marzenie.
Na początku nie chciałam wierzyć Lacy, że może mi być w niej wygodnie, ale ostatecznie okazało się, że miała rację.
Długa, niebieska i miękka ciągnęła się półtora metra za mną. Plecy miała prawie całe wycięte, a materiał luźno opadał, tworząc drapowaną dekorację w okolicach pasa. Z przodu była dość prosta- żadnych ozdób, brokatu, wyszukanego dekoltu. Tylko ciemnogranatowy pasek z taką samą sakiewką na kartki i ołówki przełamywał jednolity błękit materiału.
Obróciłam się kilka razy przed lustrem.
-Jest… piękna- zachwyciłam się.- Lacy jesteś prawdziwą artystką.
-A ty niebyt wymagającą klientką- odparła z krzywym uśmiechem.- „Ma być wygodna i niebieska.”- Zacytowała moją wypowiedź.- Czy spełnia twoje oczekiwania?
-Wszystkie- oznajmiłam z uśmiechem. Ale Lacy jeszcze nie skończyła.
-A teraz uważaj- wskazała warkocz na moim pasku.- Jeżeli przetniesz ten sznurek, suknia zmieni się w spodnie, a materiał z draperii zasłoni plecy, jeżeli ten, pojawi się twój pasek ze Stormem- dotknęła kolejno najniższego sznurka przy sprzączce i najwyższego.- Kieszonka z malutkim nożykiem służącym do tego znajduje się na ramieniu.
-Magia?- zapytałam.
-Trochę- przyznała Lacy.- Jeżeli chodzi o ciuchy, matka Afrodyta jest naprawdę przydatna. A teraz siadaj tutaj, zrobię ci fryzurę.
Mieliśmy około trzech godzin do przyjęcia i w całym domku Afrodyty panował ruch. Na dojazd przeznaczyliśmy około dwóch godzin, biorąc poprawkę na korki, więc dziewczyny miały naprawdę niewiele czasu na przygotowanie, a córki Afrodyty musiały posługiwać się mocą swojej matki, aby przygotować siebie i koleżanki.
Lacy uparła się, abym była jej jedyną podopieczną na co z ulgą się zgodziłam. Nie musiałam się denerwować, że w połowie warkocza Lacy oznajmi mi, że mój czas minął i musi zająć się inną dziewczyną. Z moją fryzurą uwinęła się zaskakująco szybko bo już po pięciu minutach była gotowa, chociaż nie czułam, żeby przynajmniej rozczesała mi włosy. Najwyraźniej wykorzystała swoją moc i po prostu pstryknęła palcami, a moje włosy posłusznie ułożyły się tak, jak chciała.
-Jeszcze makijaż- mówiła do siebie Lacy.
-Czy mogłybyśmy się obejść bez niego?- zapytałam. -Możemy się ograniczyć do pudru i drobnych poprawek- ugięła się.
Dzisiaj Lacy zaskakująco łatwo szła na ugodę. Jeszcze kilka dni temu, kiedy kłóciłam się z nią o to, upierała się, aby nałożyć mi niebieski, błyszczący cień do powiek, maskarę, kreskę i masę innych strasznych rzeczy. 
-No, gotowe- oznajmiła Lacy, a ja otworzyłam oczy i przyjrzałam się sobie w lustrze.
Naprawdę podobało mi się to, co tam zobaczyłam, chociaż w żadem sposób nie mogłam zrozumieć, jak to coś powstało. 
Z lustra patrzyła na mnie szczupła dziewczyna z włosami upiętymi w misterny, dobierany warkocz przechodzący w kok na szyi. Skóra na twarzy nie błyszczała i nie mogłam dostrzec pryszcza na brodzie, który wyskoczył mi już po wyjeździe Rzymian. 
-Lacy, jesteś niesamowita- oznajmiłam.
Zaśmiała się.
-Nie, to określenie zawłaszczyłaś ty. No dobra- dodała po chwili ciszy- teraz moja kolej.
Zniknęła na chwilę w garderobie. Na dłuższą chwilę, jeżeli mam być szczera. W końcu, po prawie dziesięciu minutach, ostrożnie zapukałam w drzwi garderoby.
-Marina? Możesz mi pomóc?- dobiegło mnie ze środka.
Weszłam i zobaczyłam dość komiczny widok. Lacy stała w dziwacznej pozycji, mocując się z zamkiem, który najwyraźniej się zaciął i nie chciał odpuścić. Och, zapomniałam dodać, że był to zamek na plecach. Pośpiesznie zamknęłam drzwi.
-Zaczekaj i stań prosto- powiedziałam. Tak jak podejrzewałam, w suwak wcięła się odrobina różowego materiału, z którego wykonana była suknia. Usunęłam ten problem w niecałą minutę.
-Już- oznajmiłam.- Odwróć się, chcę zobaczyć tę suknię w całości.
Suknia u góry miała tylko jedno, szerokie ramiączko, była cała różowa i odrobinę krótsza od mojej. U góry gorsetu zdobiona diamentami lub cyrkoniami rozsiewała wokół masę drobnych refleksów świetlnych. Idealnie pasowała do Lacy. 
-Nie jest to kolor, który ja bym wybrała- zaczęłam- ale wygląda na tobie przepięknie.
Lacy się roześmiała.
-To samo myślę o twojej sukni.
Makijaż i uczesanie się zajęło Lacy kolejne pół godziny, więc miałyśmy mało czasu na dostanie się na szosę, gdzie czekały na nas obozowe samochody lub wynajęte taksówki. 
Przed domkiem czekali na nas Will i Lucas, nowy chłopak Lacy. Obu szczęki opadły, kiedy wyszłyśmy, a Lucas wypowiedział to, co widziałam w oczach Willa.
-Wyglądacie niesamowicie- oznajmił i podał rękę Lacy, która przyjęła ją z wdziękiem.
W tym miejscu warto dodać, że Lacy niejako ukradła Lucasa Drew, ale ponieważ poprzednia grupowa zamierzała najpierw go w sobie rozkochać, a potem złamać mu serce, co należało do normalnego zachowania większości córek Afrodyty, związek z Lacy był o wiele lepszym pomysłem, nawet jeżeli czasami mówiła za dużo.
Will również podał mi rękę i razem ruszyliśmy w stronę szosy. Ja, jako zwyciężczyni bitwy, miałam jechać specjalną limuzyną, kierowaną przez Argusa. W środku była kanapa, służąca za siedzenia, stolik i kilka innych bajerów. Stolik oczywiście natychmiast wykorzystałam, rozkładając na nim czystą kartkę i siadając naprzeciwko Willa.
Co sprawia, że nie możesz mówić?- zapytałam. Ta sprawa nurtowała mnie już od dłuższego czasu.
Nie wiem jak głośno wypowiadam słowa, co bywa nieco kłopotliwe…
Ucieszyłam się, kiedy tak napisał. Istniało bowiem proste rozwiązanie tego problemu.
Połóż dwa palce na swoim gardle- poprosiłam.- A teraz powiedz „próba mikrofonu” albo cokolwiek innego najpierw szeptem, a potem coraz głośniej. Spróbuj zapamiętać jak silne wibracje towarzyszą kolejnym dźwiękom.
Will natychmiast wypróbował moją metodę.
-Próba mikrofonu- szepnął prawie bezgłośnie.- Próba mikrofonu, próba mikrofonu, próba mikrofonu.
Każda kolejna próba była głośniejsza, aż pokazałam aby przestał bo powoli dochodziliśmy do krzyku.
Świetnie- pochwaliłam go.-A teraz powiedz to tylko cztery razy- raz szeptem, raz cicho, raz normalnie i raz głośno.
Will posłusznie wykonał moje polecenie, cały czas trzymając dłoń na gardle.
-To jest niesamowite- powiedział w końcu, normalnym głosem.- Marina, jesteś genialna!- wykrzyknął.
Argus ciekawie zajrzał przez szybkę dla szofera.
-Nauczyłam Willa mówić- roześmiałam się, o mało nie płacząc z radości. Tak dobrze było znowu słyszeć jego głos.
-Nie słyszę co mówię, wiem jak głośno to mówię dzięki wibracjom- dodał Will i popatrzył na mnie pytająco.
Wystawiłam oba kciuki do góry.
Czeka nas dzisiaj rozmowa z Hefajstosem- napisałam na kartce.
O czym?
Zamierzam poprosić go, aby skonstruował ci jakiś naprawdę dobry i mały aparat słuchowy.
To się nie uda.
Will, do cholery! Przepraszam, że krzyczę, ale właśnie udowodniłam ci, że można mówić, nie słysząc. Od początku naszej znajomości udowadniam ci, że niemożliwe jest możliwe! Nie chrzań mi, że nie można skonstruować sztucznego ucha bo jest to po pierwsze naprawdę najmniejszy problem przed jakim stawałam w ostatnim miesiącu, a po drugie zaczyna robić się irytujące!
Na końcu zdania postawiłam tak energiczną kropkę, że przedziurawiłam kartkę. Will położył dłoń na gardle.
-Przepraszam- powiedział.
Znów będziesz słyszał, przysięgam na Styks- napisałam.
-Znów będziesz słyszał- dodałam dla pewności na głos.- Przysięgam na rzekę Styks, że dopóki żyję lub nie osiągnę celu, nie przestanę szukać rozwiązania tego problemu.
Po niebie przetoczył się grzmot, przysięga została przyjęta. Teraz musiałam zacząć ją spełniać.
Argus popatrzył na mnie z troską, ale nic nie pwoedział, za to Will już mazał po kartce. Położyłam swoją dłoń na jego, sprawiając, że na chwilę przestał. Wskazałam swoje gardło.
-Po-wiedz-to- wyartykułowałam najdokładniej jak potrafiłam.
Chłopak przyłożył palce do swojego gardła i chwilę dostrajał głos.
-Nie chcę, abyś ze względu na mnie wplątywała się w kolejne misje, dyskusje z bogami i tym podobne…
Uniosłam dłoń do góry na znak „stop”, a potem zaczęłam pisać odpowiedź na kartce.
Ale ja chcę. Chcę i zrobię wszystko abyś znów mógł słyszeć jak na ciebie krzyczę ;) 
-Należy ci się odpoczynek po tym wszystkim co zrobiłaś- odparł Will. Argus poparł go zgodnym pomrukiem.
Może kiedyś. 
-W takim razie pozwól  mi iść z tobą- poprosił ciszej.
Popatrzyłam na niego w zamyśleniu. Teraz, kiedy wykorzystywał drgania powietrza do rozpoznawania dźwięków i wibracje strun głosowych do pilnowania głośności głosu, jego uczestnictwo w wyprawie stało pod znakiem zapytania. Wcześniej nie było o nim w ogóle mowy.
Zobaczymy, co zrobi Hefajstos. Jeżeli pomoże ci w jakiś sposób, myślę, że będziesz mógł mi towarzyszyć. Jeżeli nie- będę musiała się nad tym zastanowić.

Inna [zakończone]Where stories live. Discover now