Rozdział 36- Magiczne fajerwerki

222 18 3
                                    

Następne dni upłynęły nam na organizowaniu wyjazdu Rzymian, uzdrawianiu rannych, rozmowach o przyszłej współpracy i przygotowaniach do olimpijskiego przyjęcia. W brew pozorom to właśnie te ostatnie były najbardziej uciążliwe.
Ponieważ nieopatrznie wybrałam Lacy na moją stylistkę musiałam się zmierzyć z masą jej pomysłów, z których część już wcieliła w życie, co skutkowało co najmniej dwoma godzinami, z każdego dnia, straconymi na przymiarki. W końcu postawiłam sprawę jasno.
-Nie mogłabym po prostu określić moich wymogów co do sukni?- zapytałam Lacy, stojąc na stołku w jej przymierzalni.
Właśnie sprezentowała mi suknię w typowo syrenkowym kroju. Od ramion, aż do kolan była wąska i obcisła, a potem się rozszerzała w masę falbanek, koronek i wstążek.
-Skoro musisz- westchnęła dziewczyna.- Ale uważam, że o wiele więcej zabawy jest teraz.
-Też tak myślę, ale nie mogę tracić dwóch godzin codziennie. Mam teraz mnóstwo obowiązków, mimo że Reyna, Percy, Annabeth i Jason robią wszystko aby mi pomóc.
-Rozumiem. W takim razie jak ma wyglądać twoja suknia?
-Ma być niebieska- zaczęłam wyliczać na palcach.- Najlepiej granatowa. Poza tym musi być wygodna, zwiewna, prosta i elegancka. Musi mi zapewniać komfort poruszania się, to znaczy, że będę mogła w niej tańczyć i ładnie wyglądać, ale gdyby zaszła taka potrzeba również biegać, wspinać się i walczyć- czułam się trochę dziwnie bo brzmiało to tak, jakbym spodziewała się ataku odrodzonej Gai w samym środku przyjęcia olimpijskiego.- Poza tym będę potrzebowała czegoś na kilka kartek i ołówków, jeżeli jeszcze o tym nie wspominałam.
-Jeszcze nie, ale dobrze, że to zrobiłaś- mruknęła Lacy z nad kartek, starannie zapisując każde moje słowo. Podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się.- Zaraz cię z tego wyciągnę.
Kiedy już zostałam uwolniona od tej obcisłej sukni i mogłam z powrotem założyć moje znoszone dżinsy i t-shirt poczułam się znacznie lepiej.
Pożegnałam się z Lacy, zajętej teraz rozrysowywaniem różnych pomysłów na moją kreację i poszłam pogadać z Reyną, pilnującą swoich ludzi w rzymskim obozie.
-Jak leci?- zawołałam na przywitanie.
Uniosła rękę i odpowiedziała uśmiechem.
-Jutro po południu będziemy gotowi do drogi- oznajmiła pretor kiedy już do niej dotarłam.
-Tak szybko?- zdziwiłam się.- W takim razie wieczorem urządzimy przyjęcie pożegnalne.
-Wystarczy zwykłe ognisko- zapewniła Reyna.
-Skoro tak mówisz- odparłam dyplomatycznie, w myślach układając plan jutrzejszej imprezy.
Gawędziłyśmy jeszcze przez chwilę, a potem skierowałam się do domku Dionizosa. W środku zastałam Arianę i Polluksa grających w Twistera. Kiedy weszłam, Ariana akurat się poślizgnęła i upadła na brata. Rozpłaszczyli się razem na podłodze, głośno się śmiejąc.
-Mam dla was zadanie- zaczęłam.
-Chcesz się przyłączyć do zabawy?- zapytała Ariana, machając do mnie tarczą do Twistera.
Pokręciłam głową.
-Nie, dzięki, obawiam się, że szybko bym odpadła. Jutro Rzymianie kończą pakowanie obozu-ciągnęłam.- W związku z tym chciałabym, abyście zorganizowali małe przyjęcie na ich cześć, przy okazji wieczornego ogniska. Oczywiście jeżeli nie macie nic ważniejszego- dodałam, żeby nie brzmiało to jak rozkaz albo zachcianka rozkapryszonego dziecka. Arianie oczy się zaświeciły kiedy usłyszała „przyjęcie” i wydawało się, że nie słucha dalej.
-Możemy zrobić fajerwerki?- zapytała brata patrząc na niego błagalnie.- Prrroooszę.
Polluks przewrócił oczami i wstał z podłogi, od razu zabierając się za sprawy organizacyjne.
-Skoro chcesz- westchnął.- Możemy.
Ariana wydała okrzyk radości, którego częstotliwość była gdzieś na granicy ultradźwięków.
-Dacie radę do jutra?- upewniłam się.
-Jasne- odparł chłopak.- Jesteśmy profesjonalistami.
Podziękowałam i poszłam szukać Willa. Brakowało mi ostatnio jego towarzystwa, jego śmiechu i tego komicznego wyrazu twarzy kiedy bardzo chciał coś skomentować i ledwo się powstrzymywał. Nasze pisemne konwersacje nie mogły zastąpić prawdziwej rozmowy, barwy głosu, tonu, jakim coś zostało wypowiedziane, mimiki.
Od utraty słuchu Will z reguły siedział w swojej małej sypialni grupowego i układał wiersz dla ojca albo wyglądał przez okno. Smutno mi się robiło, kiedy patrzyłam na niego i przypominałam sobie jak bardzo radosny i pełen energii był przed bitwą o Obóz Herosów. Teraz każdą wolną chwilę spędzałam na pisaniu z nim, ale było ich zdecydowanie za mało. Do domku Apolla wchodziłam już nawet bez pukania. Od czasu bitwy stałam się jakby jego honorowym mieszkańcem. Bywałam tu tak często, że pewnego razu wyszłam z nimi na obiad i odruchowo chciałam usiąść przy ich stole. 
-Jest Will?- zapytałam mechanicznie Darię.
-Nie ma- odpowiedziała, a ja stanęłam w pół kroku. Popatrzyłam na nią zdziwiona.- Poszedł na strzelnicę.
-Kiedy?
-Jakąś godzinę temu?
Poczułam, jak wypełnia mnie nowa energia. Jeżeli Will przemógł się i wyszedł z domku to jest naprawdę dobrze. Może niedługo prawie przestaniemy zauważać jego głuchotę? Pomachałam Darii i wybiegłam z domku Apolla. Nie biegłam jakby mnie ktoś gonił, po prostu chciałam się szybko dostać na strzelnicę.
A tam Will spokojnie wystrzeliwał strzałę za strzałą, trafiając w sam środek i rozcinając poprzednio wbite strzały na pół.
-Will!- krzyknęłam z radości i stanęłam jak wryta bo odwrócił się do mnie gdy tylko to zrobiłam.- Słyszysz mnie?- zapytałam zdziwiona.
Wskazał na swoje ucho i pokręcił z rezygnacją głową, a ja już wyciągałam z kieszeni kartkę i pisałam na niej.
Wyjaśnij mi- poprosiłam.
Udało mi się wykorzystać fale dźwiękowe rozchodzące się w powietrzu, aby odróżniać niektóre słowa- napisał.- To prawie jak nauka mówienia od nowa. Potrafię rozpoznać swoje imię, ale nie pojedyncze słowa w zdaniu.
Klasnęłam w dłonie.
To już i tak dobrze! Jeżeli będziesz nadal nad tym pracował, może wkrótce będziemy znów mogli normalnie rozmawiać.- Tu zachichotałam patrząc na to, co sama napisałam.- O matko, brzmi jak tani chwyt reklamowy albo cytat z poradni psychologicznej.
Roześmieliśmy się oboje.  

Pożegnanie Rzymian było naprawdę perfekcyjną robotą Ariany, Polluksa i zaangażowanego przez nich domku Hefajstosa. 
Usiedliśmy w amfiteatrze, mieszając się domkami i obozami, a Chejron wygłosił pożegnalną mowę. No tak, to był ten mniej interesujący element ogniska, chociaż trzeba przyznać, że mówił bardzo ładnie. Potem rodzeństwo Willa poprowadziło pieśni i kiedy mieliśmy się już rozchodzić na środek sceny wyszła Ariana. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu.
-Jako Obóz Herosów- zaczęła donośnym głosem- chcieliśmy uświetnić nieco wasze pożegnanie i razem z domkiem Hefajstosa przygotowaliśmy pokaz fajerwerków. Zapraszam was wszystkich na plażę, gdzie będzie je najlepiej widać!
Tłum zawył z radości. Fajerwerki to było coś, co uwielbiali, a jeżeli przygotowywał je domek Hefajstosa musiały być niezwykłe.
Razem z Willem znalazłam się na czele pochodu i kiedy dotarłam na plażę zajęłam najlepsze miejsce- wystającą z wody płaską skałę. Tylko ja mogłam się tam dostać suchą nogą, ale przeniosłam nas- Willa i mnie- na fali.
Kiedy pierwszy fajerwerk wybuchnął,  oniemiałam. Błyszczący pył ułożył się w scenę, jak z kreskówki. Był to Argo II zostawiony na kotwicy, unoszący się nad jakimiś wzgórzami, na których siedziało dziesięć postaci. Obok stał ogromny posąg Ateny Partenos.
Następne sceny przedstawiały podróż Reyny, Nica i trenera Hedge’a wiozących ze sobą  posąg bogini. Jak spadali do wulkanu, jak atakowały ich duchy, jak uciekli przed Orionem. 
Ostatni obraz przedstawiał zakończenie ich misji. Atena Partenos stała dumnie na wzgórzu Herosów, otoczona trzema armiami, a u jej stóp ja witałam Reynę. Wyglądałam naprawdę nieźle, siedząc na Mrocznym i z egidą na plecach.
Gdy i ta scena zniknęła rozległy się ogłuszające brawa do których przyłączyliśmy się oboje. To było naprawdę niesamowite przedstawienie, chciałam, żeby trwało dłużej, ale niestety Chejron wysłał nas wszystkich do domków.
-Jutro Rzymian czeka długa podróż, muszą wcześnie wstać- obozowicze zgodnie wydali z siebie głośne buuuuu!
Kiedy wylądowaliśmy z powrotem na plaży, podeszła do nas Rachel.
-Jadę z nimi- oznajmiła.
Spojrzałam na nią osłupiała.
-Co?!
-Razem z Ellą , Reyną i Jasonem będziemy pracować nad odtworzeniem ksiąg Sybilli.
-Jason też jedzie?
-Piper razem z nim. Jason złożył przysięgę, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby każdy z pomniejszych bogów został w jakiś sposób uhonorowany- uzupełniła swoje wyjaśnienia Rachel.
-Zaczniemy od figurek do gry- dodał Jason, podchodząc do nas razem z Piper.
-Będzie mi was brakować- powiedziałam, patrząc na nich. Tworzyli taką piękną parę.- Poza tym mam plan, w który chciałam was zaangażować- dodałam.
Piper zmarszczyła brwi.
-Chodzi ci o Leona?- domyśliła się.
Pokiwałam głową.
-Pogadamy na Olimpie- zaproponowałam.- Muszę jeszcze to dokładnie przemyśleć, ale uważam, że nadal żyje i można go odnaleźć.
Widziałam jak w oczach Piper pojawiła się iskierka nadziei.
-W takim razie musimy się  tam koniecznie spotkać.
Uśmiechnęłam się do nich, życzyłam dobrej nocy i odprowadziłam Willa do jego domku. Od czasu bitwy role się odwróciły- wcześniej to on żegnał mnie na progu mojego domku.

Inna [zakończone]Where stories live. Discover now