Rozdział 31- Romantyczna randka ze słownikiem

226 20 0
                                    

Kiedy wróciliśmy do obozu byłam w takiej euforii, że nawet wieści zebrane przez Willa nie zepsuły mi humoru. Poszłam spać z głupawym uśmiechem na ustach, daremnie próbując się opanować. Dopiero rano nieco otrzeźwiałam kiedy zobaczyłam listę komend zostawionych mi wieczorem przez Clarisse. „Na lewo zwrot", „Klin", „Szykować włócznie" i tak dalej. Pff, trzeba będzie to wszystko przetłumaczyć.
Pod komendami były notatki poczynione przez Clarisse w czasie opowiadania Willa. „200 żoł. 600 potw. 6 on." Sześćset potworów? „piaskowa fontanna produkt. Potw." Że co? Szczerze mówiąc nie pamiętałam zbyt wiele z szybkiej wojskowej narady. Will posadził mnie troskliwie w fotelu w rogu pokoju i kazał odpoczywać. Obiecał wszystkim się zająć, a ja nie miałam siły oponować. Zasnęłam w połowie narady i zostałam przeniesiona do swojego domku.
Umyłam się i z westchnieniem usiadłam do biurka aby zrobić plan na dzisiejszy dzień. Po pierwsze- komendy. Po drugie- plan walki. Po trzecie- wezwanie cyklopów. Po czwarte...
Przy szóstym punkcie wstałam i przeciągnęłam się po czym poszłam obudzić Tysona.
-Kto..?- usłyszałam jego zaspany głos gdy zapukałam.
-To ja- odpowiedziałam.- Mogę wejść?
-Prosz.
Pokój chłopców był nieco mniejszy, ale za to schludniejszy. W naszym pokoju wszędzie walały się kartki, ołówki, ciuchy, szczotki, a na środku ściany wisiała wielka mapa z masą strzałek. Tu nawet woda w źródełku pod ścianą ciekła równym strumykiem.
-Musimy wezwać twoich przyjaciół- oznajmiłam.
Tyson siedział na łóżku i majstrował coś przy niewielkim kawałku metalu. Opisałam mu w skrócie stan armii rzymskiej.
-Chyba tylko stado piekielnych ogarów mogłoby sobie z nimi poradzić- westchnęłam.
-Nie mamy stada- oznajmił Tyson- ale mamy jednego. Tyson ci pokaże.
Wyszliśmy we dwójkę na plażę. Nie było nikogo widać, w końcu była szósta rano, a część obozowiczów naprawdę późno poszła spać. Tylko warta na szczycie wzgórza była na nogach. Tyson wydał z siebie przenikliwy gwizd. Chwilę później na piasku najpierw pojawił się cień, a potem wyskoczył z niego ogromny piekielny ogar. Odruchowo sięgnęłam po miecz.
-Nie!- powstrzymał mnie Tyson.- To Pani O'Leary. Dobry piekielny ogar. Pies Percy'ego.
No dobra. Pies Percy'ego, Marina rozumie. Stałam grzecznie bez ruchu kiedy pies, a właściwie suka, obwąchiwała mnie od stóp do głów. Ostatecznie chyba uznała, że jestem w porządku bo zostałam oblizana i obśliniona z każdej strony, a włosy sterczały mi teraz w prawo. Myślałby kto, że jak się jest córką Posejdona to jest się odpornym na obślinienie!
-Dobry piesek- uśmiechnęłam się i podrapałam ją między uszami.
Przywarowała i rozległo się głośne pac! Pac! Pac! Kiedy jej ogon uderzał o piasek.
-Poczekasz tu na nas?- zapytałam. Zaskomlała.- Zaraz wracamy. Musimy przyprowadzić braci Tysona.
Mój brat cyklop stał już do kolan w wodzie i machał na mnie, żebym do niego dołączyła. Wkrótce oboje zanurzyliśmy się pod wodę, a ze mnie spływała cała ta masa śliny jaką obdarowała mnie Pani O'Leary.
Gdzie kazałeś im czekać?- Zapytałam Tysona.
Na dole, Tyson pokaże.
Okazało się, że „na dole" to samo dno oceanu. Było tu ciemno i zimno, a podwodne obozowisko cyklopów oświetlały widmowe, białe lampy, które nie miały prawa się palić.
Cyklopi! Generał Tyson wzywa do walki!
Usłyszałam głośny krzyk Tysona, a chwilę później machinalnie zatkałam uszy gdy rozległ się odzew.
Masło orzechowe!
Był to dość dziwny okrzyk wojenny, ale ważniejsze teraz było, że dobył się z ponad stu gardeł, właściwie umysłów, czyli dwukrotnie większej liczby niż zakładałam, że będzie.
To jest moja siostra, Marina- przedstawił mnie Tyson.- Marino, to moi bracia.
Uśmiechnęłam się do nich.
Cześć, miło was poznać.
Jesteś śliczna- usłyszałam w odpowiedzi.
Nieco się zmieszałam, ale gdy dwudziesty cyklop oznajmił mi, że jestem śliczna, zrozumiałam, że jest to rodzaj komplementu i ich powitania.
Tyson poprowadził swoją armię ku brzegowi. Początkowo chcieli mnie holować, ale zaprzęgłam do pracy prądy morskie i ostatecznie to ja holowałam ich. Wystrzeliliśmy z wody przy wtórze wiwatów i radosnych okrzyków obozowiczów, a ja, stojąc na fali i podpływając do brzegu, rozglądałam się skołowana zastanawiając się, skąd oni się wzięli.
-Niech żyje generał Tyson!- wrzeszczeli wszyscy.- Niech żyje Marina! Niech żyje armia cyklopów!
Pomachałam wszystkim, szczerząc zęby, a za mną zrobiło to stu cyklopów. Widok musiał być nieziemski.
-Nie cieszcie się tak!- zawołałam, śmiejąc się, do rozradowanego tłumu.- Przy śniadaniu dostaniecie komendy do nauczenia na pamięć!
Wszyscy zgodnie zawyli buuuu, ale nie protestowali. Grupowi domków wyjaśnili im wczoraj jaki jest plan.
A potem wśród tłumu obozowiczów dostrzegłam Willa i nagle to mrowie osób przestało istnieć. Podeszłam do niego, a on przywitał mnie całusem w policzek.
-Dobrze spałaś?- zapytał.
-Świetnie- odpowiedziałam z uśmiechem.- Nie pytaj, jak mi się to udało- rozejrzałam się dookoła.- Skąd oni wszyscy się tu wzięli?
Will wzruszył ramionami.
-Miałem wartę i zobaczyłem jak z Tysonem znikacie w oceanie. To, że popłynęliście po armię było jedynym logicznym rozwiązaniem.
Jeszcze raz go pocałowałam.
-Wiesz jak to bardzo podbuduje morale?- zapytałam retorycznie.- Właściwie miałam na ciebie nawrzeszczeć za to, jak wczoraj zniknąłeś, ale teraz ci wybaczam.
-Dopiero teraz?- zapytał z łobuzerskim błyskiem w oku.
Uśmiechnęłam się razem z nim, ale szybko spoważniałam.
-Chcesz mi jeszcze raz streścić co zobaczyłeś w trakcie zwiadu?- poprosiłam.- Wczoraj cierpiałam chyba na hormonalne zmiękczenie mózgu. Nic nie pamiętam- uniósł brwi.- No, w każdym razie nic istotnego.
Nie skomentował tego, chociaż widziałam, że miał ogromną ochotę to uczynić.
-Zbadałem wczoraj obozowisko potworów- zaczął.- Naliczyłem blisko sto ognisk, ale cały czas wydawało mi się, że pojawiają się nowe. Kiedy dotarłem do centrum, głównego placu, można by rzec, zobaczyłem przyczynę. Dokładnie pośrodku placu stała fontanna, z której co jakiś czas, zdaje się, że dość regularny, wysypywała się w masie piasku około dwudziestka potworów.
-Gaja.
Pokiwał głową.
-Jestem prawie pewien, że najpierw wykorzysta Rzymian, żeby zniszczyć nas, a potem w kilka minut zetrze ich z powierzchni ziemi.
Zmarszczyłam brwi bo właśnie w tej strasznej perspektywie dostrzegłam naszą szansę.
-Albo- zaczęłam powoli- zdołamy wykorzystać tę sytuację i zwyciężymy.
-Jak?
-Nie wiem, muszę chwilę pomyśleć. Zajmę się tym w trakcie śniadania, na razie zabierz Malcolma i chodźcie pomóc mi tłumaczyć komendy dostarczone przez Clarisse.
Will jęknął, ale wyłuskał Malcolma z tłumu i poszliśmy do mojego domku. Po drodze zaszliśmy jeszcze do Ateny gdzie Malcolm miał wszelkie rodzaje słowników, we wszystkich językach świata, nie wiedzieć po co.
-Zawsze wszyscy się zastanawiali po co mi słownik na przykład angielsko- keczuański- rzucił Malcolm.- Teraz okazuje się, że miałem rację gromadząc je tutaj wszystkie.
-Ej, ej- zaprotestowałam.- Nie porównuj polskiego do jakiegoś kiczuańskiego.
-Keczuańskiego- poprawił mnie Malcolm.- Masz rację. Biorąc pod uwagę liczbę polskich emigrantów, polski powinien być teraz drugim językiem urzędowym w połowie Europy.
-Może temat gospodarki polskiej zachowamy na potem?- zaproponował Will.
Zgodziłam się. O ile potem jeszcze będę miała ochotę dyskutować o niej, biorąc pod uwagę, że właśnie szłam zmagać się z tym językiem.

Ostatecznie okazało się, że nie było tak źle. Nie bawiliśmy się w odmiany czasowników i rzeczowników bo przecież chodzi o zapamiętanie konkretnych dźwięków określających konkretne komendy, a nie o poprawność tych dźwięków.
-Okej, więc „wbić się w nich klinem" będzie- Malcolm zerknął na ściągę.- „Wbijać w oni klin"...
-Tak- potwierdziłam.- Pewnie po polsku znaczy to coś innego, ale na nasze potrzeby wystarczy.
Westchnęłam i spojrzałam na długą listę komend. Niby tylko trzydzieści zwrotów, ale dla dyslektycznych półbogów to będzie ciężkie popołudnie. Zerknęłam na zegarek- dochodziła ósma. Sadie i Zyia szczęśliwie zebrały się szybciej tego ranka i poszły na spacer, każda ze swoim chłopakiem. Oznajmiły, że wystarczy iż będą musiały się tych komend uczyć, a póki co zamierzają korzystać z ostatnich wolnych chwil. Spojrzałam za nimi z zazdrością. Też bym chciała teraz się przespacerować z Willem.
-Dobra chłopaki- zebrałam papiery. Nie mieliśmy ksero więc musieliśmy przepisywać te komendy na dwadzieścia kartek.- Zbieramy się. Macie po jednej swojej karteczce i lecimy na śniadanie. Jestem tak głodna, że mogłabym zjeść konia z kopytami.
Na śniadaniu było trochę tłoczniej niż zwykle, może z uwagi na setkę cyklopów, których musieliśmy zmieścić i kolejną setkę Imprezowych Kucyków. Wszystkie stoliki były zajęte, łącznie ze stolikiem Hadesa.
Nawet przy moim stoliku siedziało teraz piętnaście osób: Sadie, Zyia, ja i Tyson ze swoją przyboczną gwardią. Imprezowe kucyki uprzejmie podziękowały i poprosiły o pozwolenie pasienia się na zboczu wzgórza, które to pozwolenie naturalnie otrzymały.
-Jeszcze nigdy nie widziałem moich kuzynów tak łagodnych i uprzejmych- zauważył z rozbawieniem Chejron podchodząc do nas po rozmowie z nimi.
-Marina nieźle nimi wczoraj trząchnęła- przyznał Will, a ja trzepnęłam go lekko w ramię.
-Wcale nie- broniłam się.
-Zmusiła ich do przysięgi na Styks, że niczego nie zdemolują.
-To ich powinno okiełznać- przyznał Chejron, ale zaraz dodał.- Na trochę. To nie będzie trwało wiecznie.
-Nie potrzebna nam wieczność- odparłam.- Wystarczy kilka dni.
-Tyle powinni wytrzymać.
Gdy wszyscy się już najedli wstałam, stanęłam na ławce i zaczekałam, aż wszystkie oczy skierują się na mnie.
-Posłuchajcie mnie przez chwilę!- musiałam krzyczeć, żeby było mnie slychać nawet na pastwisku Kucyków.- Przygotowaliśmy listę komend, których musicie nauczyć się na pamięć! Wszystkie dzisiejsze zajęcia zostają odwołane abyście w spokoju mogli się ich nauczyć! Dotyczy to zarówno obozowiczów jak i Łowczynie Artemidy, egipskich magów, centaury i cyklopów!
Łowczynie spojrzały na mnie z urazą, ale zachowały komentarze dla siebie.
-Proszę aby wszyscy grupowi podeszli do mnie po śniadaniu i odebrali swoje kartki!- ciągnęłam.- Będziecie musieli od nich przepisać sobie komendy! Tyson odbierze kartkę dla cyklopów, a Chejronowi przekażę kilka kartek dla Imprezowych Kucyków!

Inna [zakończone]Where stories live. Discover now