Rozdział dwudziesty pierwszy

1.4K 95 10
                                    

Jane

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jane

- A teraz musisz tu poczekać. Nie wiem ile to zajmie, ale zapewne niedługo. - odzywa się.

- Jasne.

- Musisz mi obiecać, że nie ruszysz się stąd dopóki nie wrócę. - spogląda na mnie z powagą.

- Tak jest, wasza wysokość. - śmieję się cicho.

- Jane... Mówię poważnie.

- Tak, Liam. Wiem o tym. Nie wyjdę z tego pokoju pod twoją nieobecność. - zapewniam go.

- Dobrze. W tym czasie możesz... Czytać, albo coś. Mam też dla ciebie ubranie. - otwiera inny kufer, który został przyniesiony wraz z moim. Podaje mi długi materiał, a potem jeszcze jeden. - Później może byc dośc zimno więc pomyślałem, że wezmę coś grubszego.

Niby prosta, ale dość elegancka suknia bez żadnych ozdób w beżowym odcieniu. Do tego ciemny płaszczyk z kapturem wiązany na sznurek z przodu. Po chwili wyciąga także buty.

- Powinno pasować. Brałem na oko.

- Skąd to wziąłeś? Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

- Myślę, że moja siostra nawet się nie zorientuje, że nie ma tego w swojej garderobie. - posyła pewny uśmieszek.
- Z resztą, nigdy nie chodzi w tym samym ubraniu więcej niż raz.

- Och, Liam... - wzdycham. - Gdyby się o tym dowiedziała, pewnie kazałaby mnie wyrzucić.

- To tylko ubranie. - wzrusza ramionami. Chłopak podchodzi do stolika na którym położone jest niewielka szkatułka.  Otwiera ją i wyciąga z niej jego młodzieńczy diadem. Podchodzi do lustra wiszącego na ścianie i ubiera na swoje idealnie zaczesane włosy. Śmieję się cicho gdy widzę, że korona leży krzywo.

- Mogę? - podchodzę do niego, po czym sięgam do jego głowy.

Poprawiam mu ją i odruchowo zaczesuję mu kosmyk włosów, który spadł na jego czoło. Ma takie wyjątkowe włosy. Nasze spojrzenia w jednej sekundzie się spotykają, a w następnej już stoję obok niego w odpowiedniej odległości. Zrobiło mi się gorąco.

- Dzięki. - mówi i dostrzegam na jego policzkach odcień różu. Co za niezręczna chwila. Mam ochotę go za to przeprosić. On jednak nie zamierza w to drążyć.

- Proszę.

- Nigdy nie jestem w stanie sam jej poprawnie ubrać. - śmieje się. - Zawsze ojciec mnie za to krytykuje.

- W porządku. Znaczy się... To normalne. Zawsze jestem do usług, prawda? - kłaniam się teatralnie.

- Oczywiście. - narzuca na siebie coś na kształt peleryny. Wpatruje się w swoje odbicie w lustrze stojąc nieruchomo.

- Denerwujesz się, prawda? - pytam stojąc za nim. Jego wzrok napotyka na mój.

- To moje pierwsze takie przemówienie, więc stres trochę mnie pożera. - bierze głęboki oddech. - Ale dam radę.

Królowa ColdwaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz