Rozdział czterdziesty czwarty

150 9 0
                                    

Powoli tracę cierpliwość

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Powoli tracę cierpliwość. Tkwię w jednym miejscu, w jednej pozie, na zmrożonym śniegu. Ręce mi drżą z zimna i nie mogę nic z tym zrobić. Nie mogę, bo bez jedzenia nie możemy wrócić do naszej skrytki. Musimy coś zdobyć. Sytuacja jest kryzysowa.

Patrzę na skupionego brata leżącego obok mnie na brzuchu. W rękach trzyma solidną kuszę i wypatruje cel. Zastanawiam się, jak on wytrzymuje to. Jesteśmy tu z pewnością parę godzin i jeszcze nie udało nam się upolować nawet glupiej wiewiórki. Los się do nas dziś nie uśmiecha. Swoją broń trzymam przy sobie ale czuję się z nią tak niepewnie, że boję się jej użyć. Nie polowałam na zwierzynę długie lata. Dawniej z rodzeństwem chodziliśmy na łowy z ręcznie robionymi łukami albo zostawialiśmy pułapki. To właśnie Nate mnie tego nauczył. Czuję się trochę teraz jakbyśmy mieli zaraz wrócić do domu ze zdobyczami i napełnić puste brzuchy naszej rodziny. Brat, jak gdyby czytał mi w myślach, spogląda na mnie pytająco.

- Pamiętasz jak zabrałeś mnie pierwszy raz na bagna? - szepczę.

- Chciałem pierwsze nauczyć cię podstaw i myślałem, że z rybami pójdzie ci szybko. - odpowiada z uśmiechem. - Ale trochę się przeliczyłem. 

- Hej, wcale nie było tak źle! - oburzam się. - Potrzebowałam tylko trochę czasu i w pewnym momencie miałam więcej ryb od ciebie. - patrzę na Nate'a, który zdaje się zaraz wybuchnąć śmiechem. - No co?

- Podrzucałem ci do wody martwe. Potem wbijałaś w nie pal i myślałaś, że złowiłaś.

- Jesteś okropny! - krzyczę i posyłam mu cios z pięści w ramię. Jęczy roześmiany i wkrótce jego humor mi też się udziela. 

- Raczej określiłbym to jako ''dobroduszny''.

- Ja bym to określiła zacznie inaczej. - fuczę. - Z pewnością tak nie było. Chcesz mi zrobić na złość.

- Oczywiście. Tak sobie tłumacz.

- Potem chodziłam bez ciebie i radziłam sobie świetnie. - staram się uratować swoją dumę. To prawda, podczas samotnych polowań potrafiłam się bardziej skupić i szło mi dużo lepiej. Nie zapomnę tej radości, gdy trafiłam za pierwszym razem w ruchliwą wiewiórkę. Nie była wybitna w smaku, ale to nie było ważne. Czułam się jakbym zdobyła jakieś trofeum. - To było kiedy wyjechałeś. - dodaję po chwili ciszej. Na wspomnienie tego robi mi się przykro. Uśmiech mi spada z twarzy, staram się nie wracać do tych traumatycznych dla mnie momentów. Na szczęście odzyskałam brata i to się teraz liczy.

- Wiesz, że nie miałem wyboru. - odzywa się cicho po dłuższej chwili.

- Nikt nie miał żadnych wyborów. Każda rzecz, która dzień po dniu się wydarzyła, to był przymus, nie wybór. - chciałabym nawet i wykrzyczeć tu i teraz jak bardzo ciężko mi było, jak moje życie było pozbawione sensu. Ale po co? Przecież on to wie. Jeśli ktokolwiek miałby to najlepiej zrozumieć, to właśnie Nate. 

Królowa ColdwaterWhere stories live. Discover now