26

36.6K 1.3K 245
                                    


-Park trampolin!?-spytaliśmy razem z Jamesem otwierając usta ze zdumiania.Przed nami znajdowały się trampoliny-było ich bardzo dużo.Niemal nie było widać podłogi,wszystko zasłaniały trampoliny.
-JEJ!-krzyknęli Timmy i Pitter ruszając do przodu.
-Tylko po woli!-zawołał Dylan i spojrzał na nas.-chodźmy się troche pobawić.
Byłam początkowo zdziwieni.Gdzie my-prawie osiemnastoletnie dzieci i nasi rodzice na trampolinie.Ale jak się okazało ta zabawa nie ma ograniczenia wiekowego.
Ja i James zaczęliśmy skakać śmiejąc się jak najgłośniej.Nasi bracia też sobie skakali,podobnie jak rodzice.
Nagle James zrobił salto,a ja nie umiałam wydusić z siebie słowa.
-Jak...-zaczęłam.
-Lata praktyki skarbie.-odparł i mrugnął do mnie.Odbiłam się i ponownie zaczęłam skakać razem z Jamesem śmiejąc się w najlepsze,ale nasz śmiech pewnie zagłuszała wrzawa innych bawiących się osób,a było ich sporo.
-Chodź.-James chwycił mnie za ręke i skacząc jak kangury udaliśmy się w jakieś miejsce.-patrz.

Wykonał rozbieg i skoczył prosto do tysięcy miękkich gąbek nurkując jak w wodzie.Potem się wynurzył.
-Teraz ty!-krzyknął,więc bez wahania popędziłam za nim i wzbiłam się w powietrze.To było coś cudownego móc lądować w miękkich jak puch gąbkach.
-Niesamowite uczucie.-powiedziałam.

-Co nie?-złapał mnie w tali przybliżając do siebie i pocałował.Całowanie się pośród tysięcy małych gąbek-no nieźle.
-Wracajmy do zabawy.-mruknęłam wybiegająć razem z Jamesem.Znów znajdowaliśmy się na trampolinach skacząc.Później znowu zachciało mi się skoczyć do gąbek.Tym razem wykonałam salto.I to było coś pięknego.James zrobił to samo i po chwili znalazł się obok mnie.

Powróciliśmy do hasania po trampolinach widząc naszych również uszczęśliwionych rodziców i braci którzy niemal cały czas nurkowali w gąbkach.
Takie skakabie potrafi być męczące.Po godzinnej zabawie wyszliśmy już cali zmęczeni.
-O bosz.Ale jestem zmęczona.-wysapałam.
-Nie tylko ty.-powiedział Dylan z uśmiechem.-ale było fajnie,co nie?

-Genialnie!-pisnęłam.
-Najlepiej!-krzyknęli Timmy z Pitterem,a my zaśmaliśmy się.
-To gdzie teraz?-spytał James.
-Idziemy na basen?-zaproponowała mama.
-Mamy morze.-zauważyłam.
-Ale tam nie ma zjeżdżalń na których możecie się wyszaleć.
***
I tym oto sposobem znalazłam się na basenie.Zdążyłąm się przebrać w czarne bikini.Basen był wielki.Byliśmy akurat na odkrytym.Wiele ludzi,ale to nam nie przeszkadzało,zważywszy na to ile tu jest miejsca.Było też bardzo dużo zjeżdżalń.
-Idziemy.-James złapał mnie za ręke i gdzieś pociągnął.Odwróciłam się do mamy,a ta pomachała mi i poszła z Dylanem za chłopcami.Weszliśmy do basenu i zaczęliśmy pływać,co było dziwne,bo w morzu musiałam się przyzwyczaić do wody,a tu od razu była ciepła.
-To co?Na zjeżdżalnie?-zaproponował,a ja kiwnęłam energicznie głową i poszłam za nim po mokrej,śliskiej podłodze.

Weszliśmy po drabince i czekaliśmy w kolejce.
W końcu nadeszła pora na mnie.

-Widzimy się na dole.-powiedziałam do James'a który stał za mną i odepchnęłam się.Pisnęłam i połorzyłam się na plecach chcąc dodać prędkości.Zaczęłam skręcać,co było świetne.
Zobaczyłam już wode,co oznaczało,że zbliżam się do końca.Wpadłam do wody z wielkim pluskiem.Z uśmiechem przetarłam twarz i odsunęłam się czekając na James'a który po chwili pojawił się ochlapując mnie całą.
-Zajebiście!-krzyknął gdy płynął dalej.
-Zaliczamy kolejne zjeżdżalnie?-spytałam.
-No pewnie!Chodź!
Wywróciłam oczami i popłynęłam za Jamesem.Miło było patrzeć jak siedemnastolatek bawi się jak małe dziecko,chociaż...ja zachowywałam się tak samo.Zjeżdżaliśmy na każdej zjeżdżalni,wskakiwaliśmy do basenu,pokonywaliśmy przeszkody-było wspaniale!
-Uda ci się!-krzyczał James gdy próbowałam chodzić po balansujących oponach które unosiły się na wodzie.Co prawda nie odpływały,ale kołysały się na wodzie,a ja trzymałam się tylko liny.Moja nogi były jak z waty.
-Prawie.-usłyszałam głos James'a który czekał na mnie na końcu.-i skacz.
Nie musiałam tego robić.Na ostatniej oponie poplątały mi się nogi i z krzykiem wpadłam do wody na James'a który złapał mnie,ale nie mógł pohamować śmiechu.
-Bardzo śmieszne.-fuknęłam.
-Żebyś wiedziała.-zażartował.-śmieszne.
Póścił mnie,a ja lekko uderzyłam go w ramię.Później spojrzałam na rodziców którzy owinięty ręcznikiem machali w naszą strone.
-Wychodzimy.-powiedział i złapał mnie za ręke,a ja jęknęłam i po woli wyszłam z nim z basenu.
-Nie chce wychodzić.
-Wiem.Ale u nas też zabiore cie na basen.
-Trzymam cie za słowo.-zaśmiałam się.
Ja z mamą poszłam się przebrać do damskiej szatni,a James,Dylan,Timmy i Pitter-do męskiej.
-I jak się bawiliście?-spytała mama.
-Świetnie.-odpowiedziałam wycierając się.
-Polubiłaś się z Jamesem.-powiedziała z uśmiechem,a ja już nie mogłam kłamać.
-Okey.Nie będe cie już okłamywać.Lubimy się.Zadowolona?

-Bardzo bardzo?-dopytywała.
-Mamoo...-jęknęłam.-prosze cie.Bądź poważna.
-Ja jestem poważna.
-Mhm.
Skończyliśmy się ubierać i poszliśmy wysuszyć włosy.
-To gdzie idziemy?-spytał James.-do piero siedemnasta.
-Gofry?Lody?-zaproponował.
-Lody!-wykrzyknęli wszyscy i tym oto sposobem znaleźliśmy się w lodziarni.Zamówiliśmy wszyscy i jedliśmy rozmawiajac i spędzając ostatnie godziny w tym pięknym miejscu.

Później poszliśmy do parku.Siedzieliśmy sobie w otoczeniu trawy,drzew i ptaków.Było bardzo dużo ludzi.Spacerowali,dzieci bawili się na placu zabaw,psy chodziły po trawie węsząc i szczekając radośnie.Kto w tak upalny dzień siedzi w domu?
-Kim,porywam cie na chwile.-powiedział gdy ja dokończyłam swojego loda.
-Hm?
-No chodź.-chwycił mnie za ręke i wstał,a później uśmiechnął się podejrzanie do mojej mamy i swojego taty.-zaraz wrócimy.-powiedział do nich i pociągnął mnie.
-Gdzie idziemy?-spytałam.
-Zobaczysz.-mruknął i cmoknął moje usta.Rodzice na pewno to widzieli,ale to już nie ważne.Co on kąbinuje?
Szłam obok niego gdy ten pisał coś na telefonie.
-Co tam piszesz?-spytałam.Nic nie poradze...jestem ciekawska.
-Em...nic.-odpowiedział chowając telefon do kieszeni.Rzuciłam mu krótkie "okey" i poszliśmy dalej.
-Powiesz mi gdzie idziemy?-spytałam.
-Nie.
-Może zoo.
-Nie.
-Wesołe miasteczko?
-Nie.
-Jakiś dom strachu?
-Nie.I przestań zadawać tyle pytań Morgan.-zaśmiał się chwytając mnie za ręke.-po prostu chodź.Zaraz zobaczysz.
Stanęliśmy obok dużego domu.Chwila...znam ten dom.
-Co robimy pod domem Sophie?-spytałam i widziałam jak wywraca oczami.
-Zawsze jesteś taka ciekawska?
-Powiedzmy.
-Zaraz wrócę.Nie odchodź.-szepnął mi do ucha i wbiegł do domu.Co on tam może robić w domu Sophie?O co mu chodzi?Mają jakiś plan?
Kim,skończ z tymi pytaniami.
Wydawało mi się,że każda sekunda to minuta.Że minuta to godzina.W końcu James wybiegł z domu z dużym pudełkiem którego od niego wzięłam.Było błękitne z czerwoną kokardą.
-To prezent od nas wszystkich.-powiedział.-otwórz.
Pudełko było ciężkie.Boże,co tam jest?Nakręcany miś?Bo całe się rusza.Połorzyłam pudełko na ziemi.Po woli chwyciłam wieczko i zaczęłam otwierać.Bałam się co to może być.Może jakaś śmierdząca bomba która eksploduje.Ale przyjaciele tak się nie zachowują.Spojrzałam na James'a który był szczęśliwy i podekscytowany,więc szybko zdjęłam wieczko,ale to co tam ujrzałam...przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
W środku zobaczyłam...psa!
BULDOGA FRANCUSKIEGO!
CZAICIE!?
BULDOGAAA!
-O.Mój.Boże.-wyjąkałam widząc jak szczeniak usiłuje wyskoczyć z pudełka skomląc o pomoc.-nie wierze.-mówiłam do ze spokojem wpatrując się w szczeniaka.Byłam zbyt zszokowana,żeby zacząć krzyczeć.Piesek był brązowy z czarnym pyszkiem.Do piero gdy to do mnie dotarło zatkałam usta rękami i zaczęłam płakać.Były to łzy szczęścia.Wstałam i spojrzałam na James'a który szeroko się uśmiechał.
-Taki prezent od nas mała.-odparł rozkładając ręce więc od razu rzuciłam mu się na szyje.
-Boże!Dziękuje dziękuje dziękuje!!-krzyczałam.-nie moge w to uwierzyć,że spełniliście moje marzenie!
-Weź już go,bo się niepokoji.-zaśmiał się James.Spojrzałam na pieska który bezradnie usiłuje wyskoczyć z opakowania,więc chwyciłam mają kulke na ręce i zaczęłam głaskać.Jedna łza spłynęła mi po policzku.Szczeniak od razu zaczął mnie lizać machając ogonem.Nigdy nie widziałam słodszego szczeniaka.
-Jeszcze raz dziękuje.-wyszeptałam tuląc malca.-a rodzice?

-Spokojnie.Wiedzą o wszystkim.-stwierdził James.
-Szkoda,że nie ma tu naszych przyjaciół.Chciałabym im podziękować.
-A kto powiedział,że nie ma?-usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się.Stali tam wszyscy:Aidi,Harry,Charlie,Logan i oczywiście Sophie.Pisnęłam i podbiegłam do nich,a następnie każdego po kolei przytuliłam szepcząc dziękuje i uważając,aby malcowi nie stała się krzywda.
-Śliczny,prawda?-pisnęła Sophie głaskając go.-twoi rodzice powinni wszystko dla niego kupić.
-Czemu mi nie powiedzieli.
-Bo to niespodzianka.-powiedział Aidi przytulając mnie znowu.Zaczęłam piszczeć,podskakiwać i przytulać szczeniaka.
-No a jak go nazwiesz?-spytał James obejmując mnie.Spojrzałam na jego piękne,duże oczy i pomarszczone futerko.

-Alvin.
-Czemu tak?-spytał Logan,a ja wzruszyłam ramionami.
-Podoba mi się.Alvin.-spojrzałam w jego duże,mądre oczy i od razu się uśmiechnęłam.

Wakacje z kretynemWhere stories live. Discover now