5

48.1K 1.5K 407
                                    


-Gdzie byłaś?-spytała mama.Oczywiście zaczyna się lista pytańń pod tytułem "Gdy wracam do domu..."
-Pewnie z tym farbowanym pustym frajerem.-odezwał się James który oglądał coś na telewizorze.
-Przymknij jape Parker.-warknęłam.
-To prawda?-spytała mama z uśmiechem.-byłaś z chłopakiem.
-Oj mamo.-westchnęłam wywracając oczami.
-To nic złego poznać chłopaka na wakacjach.Jaki jest?
-Mamo.Boże,możesz przestać się tak dopytywać?To jest...krępujące.
-Dobrze dobrze.Jak chcesz.-powiedziała podnosząc ręce do góry w geście obrony.
Weszłam do pokoju,usiadłam na łóżku i zaczęłam słuchać muzyki-coś co mnie odprężało.
Nagle ktoś wyrwał mu słuchawki z uszu.
-Parker,do jasnej cholery!-wrzasnęłam.
-Twoja mama mówi tysiąc razy,że idziemy na obiad.-powiedział.Bez słowa schowałam telefon do kieszeni,wstałam z łóżka i wyszłam z hotelu.
Czekał tam na nas szwedzki stół-co chcemy.Ja wzięłam sobie jakąś sąłatke,kurczaka i ziemniaki.
-Nie jedz tyle po gruba będziesz.-zaśmiał się James.
-Lepiej patrz na siebie.-warknęłam.Na jego talerzu widniały frytki i hamburger.Zaczęliśmy jeść przy okazji rozmawiając na różne tematy.Unikałam wzroku James'a który odziwo-nie dokuczał mi.Powstrzymałam się od niemiłych komentarzy typu "jesteś brudny: czy "jesz jak świnia".
Wróciłam najedzona do domu.Od razu rzuciłam się na łóżko,aby troche odpocząć.Robiłam coś na telefonie ciesząc się,że James wyszedł gdzieś na chwile.Mogę odpocząć.Nagle dostałam SMS-a.
Od- Zack
No hej.Kontynuacja zwiedzania? :)

Do- Zack
Za 10 minut pod hotelem :D
Uszczęśliwiona zaglądnęłam do szafy.Nie wiem co mam na siebie włorzyć.Problemy dziewczyn.Zdecydowałam sie na krótkie spodenki i zielony top z napisem "Girl&Holiday"Wsunęłam na nogi białe trampki i wybiegłam z hotelu przed którym czekał już Zack.
-To co?Gdzie dzisiaj idziemy?-zapytałam.
-Przejedziemy się.
-Co!?Ja nie mam prawa jazdy.
-Ale ja mam.-powiedział pokazując mi kluczyki do samochodu.Wsiadłam do czerwonego kabrioletsa i ruszyliśmy przed siebie.Zawsze chciałąm jechać z chłopakiem kabrioletem.I to czerwonym!Zrozumcie to moje szczęście.

Podniosłam ręce do góry i zaczęłam piszczeć.Moje włosy unosiły się przez mocny wiatr.
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś lodziarni.Zack kupił dla mnie i dla siebie.
-Najlepsze lody w mieście.-powiedział.
-No rzeczywiście lepszych nie jadłam.-stwierdziłam z uśmiechem.Później ruszyliśmy dalej.Pokazywał mi domy swoich najlepszych kumpli,różne oblicza plaż i wiele atrakcji.Mogłabym jeździć z nim cały dzień.
-Cudowne miejsce.-skomentowałam gdy zatrzymaliśmy się znowu koło hotelu.-musisz mnie tak częściej zabierać.
-Nie ma problemu.-powiedział z uśmiechem.
Wyszłam z samochodu i z uśmiechem na twarzy poszłam do swojego pokoju.Moja mama z Dylanem oglądali jakiś film komentując coś,chłopcy bawili się w pokoju (o czym świadczyły ich wrzaski) a James leżał na łóżku.Ignorując go usiadłam na swoim łóżku i zaczęłam coś robić na telefonie.
-Gdzie byłaś?-zapytał po chwilowej ciszy.
-Interesuje cie to?-fuknęłam.
-Nie.-odparował.
-To po cholere się pytasz.Ja cie nie zadręczam tym pytaniem,więc siedź cicho.

James tylko wzruszył ramionami i wrócił do pozostałej czynności-robienia coś na telefonie.
Gdy siedzieliśmy w ciszy zajmując się swoimi sprawami do pokoju weszła mama.
-Taka piękna pogoda,a wy w domu?
-Do piero wróciłam.-odpowiedziałam.
-Idźcie gdzieś.

Szybko wymieniłam z Jamesem spojrzenia,a później popatrzyłam na mamę.
-Że...razem?
-No tak.Może się polubicie.
-Nigdzie z nią nie pójde.-odparował.
-Ani ja z nim.-warknęłam.
-Dzieci.-westchnęła mama.-dlaczego wy się tak nie lubicie?

-Ludzie tak już mają prze pani.-powiedział James.-nie lubie jej i tyle.
-Ale to pospacerujcie,może znajdziecie jakąś nić porozumienia.No chociaż na chwile.
Wywróciłam oczami,ale nic nie powiedziałam.
-Niech pani będzie.-odezwał się James,a ja aż wstanęłam i zmierzyłam go wzrokiem.

-Co?!-krzyknęłam.
-No chodź Morgan.-chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął z pokoju.
-Nigdzie z tobą nie pójde!-warczałam.
-Chcesz,żeby twoja mama cały czas mówiła,że powinniśmy gdzieś razem wyjść?-wyszeptał mi do ucha.
Ubrałam szybko buty i wyszłam z Jamesem.
-Nawet nie wiesz jak cholernie mi się nie chce z tobą łazić.-burknęłam.
-Nawzajem mała.
-Możesz mnie tak nie nazywać?!
-To jak mam do ciebie mówić?
-Po prostu po imieniu albo nazwisku.Ale nie mała.
-Niech ci będzie Morgan.Lepiej?-spytał,a ja pokiwałam głową.-gdzie idziemy?
-Nie lepiej się rozdzielić?Ty pójdziesz w swoją stronę,a ja w swoją?-zaproponowałam.
-I chcesz się zgubić?
-Prędzej ty się zgubisz!-warknęłam.
-Ja?Haha.Mam niezłą orientacje w terenie mała
-Chyba w snach.-warknęłam.-po drugie od kiedy zależy ci na tym,żebym się nie zgubiła?
-Nie zależy.-powiedział i wzruszył ramionami.-chcesz do idź swoją strone.
-Świetnie.-burknęłam.Odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie.
Znalazłam się na jakiś straganach.Bo co jak co,ale tutaj mogę przychodzić codziennie.Oglądałam różne przedmioty:jakieś chusty,widokówki,zabawki...
-Szukasz czegoś?-usłyszałam jakiś damski głos.Odwróciłam się i zobaczyłam jakąś dziewczyna w moim wieku.Miała ruse,bardzo pokręcone włosy które opadały jej na ramiona.Makijaż tylko dodawał jej uroku.Miała przewiewną,ciemno zieloną sukienke i baletki w podobnym kolorze.
-Nie.Tak sobie szukam.-powiedziam z uśmiechem.
-Może coś ci doradzić?
-Nie.Dziękuje.Na prawdę.I tak nie mam tyle kasy,więc nie będe kupować.
-Weź to.-nastolatka podała mi wisiorek-złoty wisiorek z kwiatkiem.
-Dziękuje.Ale nie mogę tego przyjąć.
-Weź.-nalegała z uśmiechem,więc po woli odebrałam od niej rzecz.-jestem Sophie.
-Kim.-odpowiedziałam.
-Mieszkasz tu?
-Niee.Przyjechałam dwa dni temu na wakacje.
-Ja tu mieszkam.Z moim ojcem prawie codziennie tutaj stoimy nad tymi rzeczami,ale i tak nikt nie chce tego kupować.
-Chce ci się tak tu stać?
-Nie mam wyboru.Mój tata sma by sobie nie poradził.
-Serio nie spotykasz się z przyjaciółkami,nie chodzisz na plażę?
-Czasem jak mam czas to chodzę na plażę.A...przyjaciół nie mam.

Zatkało mnie.Piękna,wyglądająca jak modelka,dobrze ubierająca się siedemnastolatka nie ma przyjaciół.
-A chłopaka?-spytałam.
-Nie mam.-powiedziała smutno.-mój wcześniejszy okazał się dupkiem.Wiesz...chodził na siłownie,wyglądał dobrze i każdy się go bał.Ale tak na prawdę...nie umiał się bić.Kiedyś...zostałam pobita przez jakiś dresósw,a mój chłopak nie zareagował.I jego też pobili.Uciekł z płaczem zostawiając mnie.A ja tam leżałam i trafiłam do szpitala.
-Co za dupek!-warknęłam.
-No nie?Od tej pory nie mam innego chłopaka.Widzisz to?-pokazała mi ręke na której była mała blizna.-dostałam od nich nożem.
-Boże!Tu jest aż tak niebezpiecznie?
-Nie.-odparła z uśmiechem.-tam jest niebezpiecznie.-wskazała palcem gdzieś daleko gdzie widziałam tylko ściany z kamieni i muru.-po dziewietnastej radze ci tam nie chodzić.Ja tam byłam i...pożałowałam.Ale ogólnie wszędzie jest bezpiecznie.
-To ja idę dalej.Będziesz tu jutro?Możemy gdzieś pójść.
-O,pewnie!-pisnęła i przytuliła mnie jakbyśmy znały się lata.Widziałam,że jest przeszczęśliwa.-będe czekać.Dawno z nikim poza tatą i bratem nie wychodziłam.
Pomachałam jej na porzegnanie i oddaliłam się.A w mojej głowie wciąż wirowało pytanie "jak taka śliczna i modna dziewczyna może nie mieć przyjaciół,a co gorsza...chłopaka?"
Zaczęłam oglądać wszystkie stragany po kolei.Ludzie przekrzykiwali się i popychali,aby kupić jak najlepsze rzeczy,dlatego już po chwili wyszłam z tego miejsca.Zaczęłam kierować się w stronę domu.No tak.Byłam tu drugi dzień,a nie pamiętam gdzie jest dom.A była już osiemnasta.Niedługo kolacja.Hmm...wiem!Zadzwonie do mamy!Wyciągnęłam telefon.Cholera!Lepiej być nie mogło.Rozładowana bateria.
-Mówiłam,że się zgubisz?-usłyszałam głos James'a.Pierwszy raz troche się ucieszyłam na jego widok,ale tego nie okazywałam.
-Nie zgubiłam się.-skłamałam.
-Tak?To w takim razie prowadź do domu.
-Em...więc...no....ja wiem...tędy.-wskazałam palcem w pierwszym lepszym kierunku.
-Em....nie.-zaśmiał się James.-przyznaj,że się zgubiłaś.
-Nie!-krzyknęłam,ale on uniósł jedną brew co znaczyło "czyżby".-oj no dobra.Zgubiłam.To coś złego?

James tylko wywrócił oczami i ruszył przed siebie,a ja za nim.
-Mówiłam,że moja orientacja w terenie jest lepsza.-powiedział,na co ja pokazałam mu tylko język.
-Długo jeszcze?-sapałam czując,że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa.
-Już prawie.Co ty robiłaś tak daleko?
-A ty?
-Ja...sam nie wiem.
-Śledziłeś mnie?-spytałam z uśmiechem.
-Phi!W życiu.Tez lubie stragany.To źle?
-Nie,ależ skąd.-powiedziałam ze śmiechem podnosząc ręke w geście obrony.
Weszliśmy do hotelu,a później do pokoju.Na naszych twarzach cały czas gościł uśmiech.
-Pogodziliście się?-spytała mama z nadzieją widząc nasze szczęście na twarzy które od razu znikło.
-Nie.-powiedzieliśmy w tym samym czasie ruszając do pokoju.Usiedliśmy na swoich łóżkach,ale nie na długo.Musieliśmy iść na kolacje.Boże,a mnie tak bolą nogi.Szybko coś zjadłam i ruszyłam do pokoju spać.

Wakacje z kretynemDove le storie prendono vita. Scoprilo ora