Rozdział 9

2.8K 210 8
                                    

Wiem, że to, co robiłam było głupie. Ale nie miałam za bardzo wyboru. Wykupiłam bilet na lot i kiedy dotarłam na lotnisko od razu wsiadłam w samolot. Bucky wysłał mi adres Rogers'a. Leciałam w ciszy i do oczu cisnęły mi się łzy. Może powinnam wrócić?

*Perspektywa Tony'ego*

Mogłem przewidzieć, że tak to się skończy. Kiedy Hannah odjeżdżała moją pierwszą myślą było to żeby za nią pojechać. Stwierdziłem, że polecę na Brooklyn. Miałem nadzieję, że nic jej nie grozi. Nie byłem pewny czy to nie jest jakiś podstęp, ale ostatnio jestem przewrażliwiony na tym punkcie i może po prostu przesadzałem. 

Leciałem cały czas myśląc o Hannie. Jej naprawdę zależało na Steve'ie. A ja zachowałem się, jak dureń... Powinienem jechać z nią i ewentualnie nie wchodzić, a teraz tylko się z nią pokłóciłem i to nie potrzebnie.

*Perspektywa Hanny*

Kiedy byłam na miejscu zamówiłam taksówkę i pojechałam pod wskazany adres. Był to mały bloczek na obrzeżach miasta. Zapłaciłam za kurs i wzięłam plecak. Weszłam na drugie piętro i stanęłam przed drzwiami. Zawahałam się przez moment, ale w końcu zadzwoniłam do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły, wstrzymałam oddech... Po drugiej stronie zobaczyłam Rogers'a.

-Cześć, mogę na chwilę?-zapytałam niepewnie, kiedy zobaczyłam jego nie małe zaskoczenie

-Co ty tutaj robisz?-zapytał gdy już byliśmy w środku

-Przyszłam do ciebie, bo się martwię.-powiedziałam, siadając na kanapie

-O mnie?-zapytał

-Tak o ciebie! Zniknąłeś bez słowa, nikt nie wie, co się z tobą dzieje! Do tego nie można się z tobą skontaktować.

-To jeszcze nie powód żeby się martwić.

-Ale to, że wyglądasz, jak siedem nieszczęść już tak-zauważyłam

Nie odpowiedział. Westchnął i poszedł do kuchni. Wrócił po chwili z herbatą i usiadł na krześle.

-Steve, co się dzieje?-zapytałam z troską

-Nic się nie dzieje, co ma się dziać. Chciałem sobie odpocząć, tak trudno to zrozumieć?

-Mogłeś komuś powiedzieć, co planujesz. Wszyscy się martwią.

-Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?-zapytał chcąc zmienić jakoś temat

-Mam swoje sposoby. Włamałam się przecież już kiedyś na serwery Stark Tower to dlaczego miałabym nie znaleźć ciebie?-odparłam pewna, że to łyknie

-Banner też mnie szuka i na razie nic nie ma. 

-Widocznie szuka nie tam gdzie trzeba.-uśmiechnęłam się

-A tak naprawdę? Skąd wiesz?-drążył

-Mówiłam przecież.-w tym momencie wiedziałam, że nie odpuści

-Hannah...Ktoś ci powiedział,tak?-przewróciłam oczami-Wiedziałem!

-Dobra-uniosłam ręce w geście obronnym-Barnes mi powiedział.

-Bucky?-zdziwił się Rogers

-Tak...Przyjechał i poprosił żebym przyjechała. Dał mi adres...

-Jak przyjdzie to sobie z nim pogadam, a Tony pozwolił Ci samej przyjechać?-zapytał

-To już trochę dłuższa historia...-westchnęłam

-Mamy dużo czasu.-powiedział i rozsiadł się wygodnie

-Nie przyjechałam po to żeby rozmawiać o mnie. Wiesz po co tu jestem.-powiedziałam i spojrzałam na niego znacząco.

-Wiem...Ale nie o to chodzi, naprawdę.

-To o co?-drążyłam starając się cały czas być poważną

-Dobra... Chodzi o to, co myślisz, ale od przyszłego miesiąca wracam do Avengers

-Na pewno jest ok?

-Tak. A teraz na serio Stark pozwolił ci przyjechać?

-Nie...-utkwiłam wzrok w podłodze.-Ja uciekłam...

-Co?! Jak to uciekłaś?

-On by mnie tu w życiu nie puścił, nie chce cię widzieć na oczy, a na dodatek jest przewrażliwiony na punkcie mojego bezpieczeństwa. Wiesz jaki on jest...

-I wiem też, że będzie wściekły, że tu jesteś. Szczególnie jak przyjdzie tu zaraz mój współlokator.

-On był już wściekły podczas samej rozmowy...Jaki współlokator?

-To tak naprawdę jest mieszkanie Bucky'ego.-powiedział

-No i wszystko jasne. Ale gdybyś chciał jednak pogadać to korzystaj z okazji, bo jak Tony mnie znajdzie to czeka mnie chyba areszt domowy do końca życia...

-Nie chce cię zamęczać moimi problemami. Samo to, że przyszłaś naprawdę wiele mi dało.-uśmiechnął się w końcu.

-Cieszę się. Zniknąłeś tak nagle, że nie zdążyłam ci czegoś powiedzieć...-zaczęłam-chciałam ci podziękować.

-Podziękować?-zdziwił się

-Tak...Kiedy Tony był w szpitalu bardzo mi pomogłeś. Samą obecnością, rozmowami...No i tymi goframi w sumie też-posłałam mu uśmiech

-Ale to przeze mnie on tam wylądował...

-To nie jest prawda. Zapomnij w końcu o tym! To nie była niczyja wina.

-Zawiodłem go też ukrywając prawdę.-powiedział ze smutkiem

-Wiem, że może jestem na to za młoda, ale o tej pory życie nauczyło mnie jednej bardzo ważnej rzeczy. Jako Black Revenge miałam sobie dużo do zarzucenia, w sumie nadal mam, ale w pewnym momencie dotarło do mnie to, że nie mogę cały czas się tym zadręczać tylko wziąć się w garść i coś zmienić. Inaczej poczucie winy zniszczyło by mnie od środka. Nie sztuką jest wybaczyć komuś winę, ale trudniej wybaczyć ją sobie samemu...

Nastała głucha cisza. Steve chyba myślał nad tym, co mu powiedziałam, a ja czułam, że łzy napływają mi do oczu. Kiedy zaczęłam mówić o mojej przeszłości coś we mnie pękło. Nigdy nikomu nie mówiłam o tym, co czuję, nawet Tony'emu, a teraz powiedziałam to Rogers'owi tak bez żadnego zastanowienia. Ale coś mi podpowiadało, że on właśnie był tą właściwą osobą żeby o tym słyszeć. Zanim się obejrzałam to zamiast o nim to rozmawialiśmy o mnie...A przez wszystkie emocje w końcu zaczęłam płakać i nawet nie wiem kiedy skończyłam w objęciach Steve'a wtulając się w niego.

𝑵𝒐𝒘𝒂 𝒋𝒂 (Część 2)Where stories live. Discover now