Rozdział 8

2.7K 196 6
                                    

*Kontynuacja Prologu!*

... Bankiet skończyłby się cudownie, gdyby nie nieproszony gość, który pojawił się pod sam koniec-Bucky Barnes...

Zauważyłam go w tłumie, chciał podejść do mnie, ale Tony go zauważył i ruszył wściekły w jego stronę. Kiedy do niego dopadł Bucky nawet się nie bronił. Nie był Zimowym Żołnierzem, spojrzałam mu w oczy i wiedziałam.

-Stark ja musiałem przyjść.-powiedział Barnes, w jego głosie było coś dziwnego...

-Ciekawe po co?!-Tony był wściekły

-Chodzi o Rogers'a-powiedział i Tony go puścił i spojrzał na niego oczekując wyjaśnień

-Co się stało?-zapytałam, bo on nie był w stanie zapytać

-On potrzebuje waszej pomocy...albo rozmowy, jest kompletnie załamany, a ja nic nie mogłem zrobić.

-Chcieliśmy porozmawiać, ale nie można się z nim skontaktować. - powiedział Tony

-Wiem, ale się nie przyzna do tego, że chce porozmawiać. - odparł Bucky

-Gdzie on teraz jest? - zapytałam

-Zamieszkał na Brooklyn'ie. Nie wychodzi z domu.

-Pojadę tam - zadeklarowałam

-Nie pojedziesz. - powiedział stanowczo mój ojciec

-Dlaczego? Nie rozumiem,ty też powinieneś jechać.

-Nie ufam Barnes'owi! Co jeśli to tylko jakaś pułapka!

-Nie sądzę... - zaczęłam

-Nie! - krzyknął - I ty Barnes lepiej się stąd wynoś!-zwrócił się wściekły na Bucky'ego - Póki masz taką możliwość!

Bucky wyszedł z sali i zniknął gdzieś w mroku na dworze. Nie chciałam drążyć tematu wyjazdu, bo Tony był wściekły. I raczej zdania nie zmieni. A ja czułam, że muszę pojechać na Brooklyn. Moim zdaniem Bucky miał rację - Kapitan nie przyzna się do tego, że potrzebuje pomocy. W ostatnim czasie przytłoczyły go trzy sprawy, trzy którymi skrzywdził przyjaciela: ukrycie prawdy o śmieci rodziców, ukrycie prawdy o mnie i ostatni wypadek... Nic tak do końca nie było jego winą, ale on tak uważał. Wiem, że poczucie winy potrafi zniszczyć człowieka. Jeżeli w odpowiednim momencie się mu nie pomoże to będzie za późno. Mnie z poczucia winy wyrwała śmierć matki. Źle to brzmi, ale gdyby nie to że zginęła nie miałabym szansy na dokonanie zmian. Tony pojawił się w idealnym momencie. Chociaż na początku byłam wściekła na całą tą sytuację w końcu zrozumiałam, że to nie był przypadek. Teraz musiałam pomoc Steve'owi... Był moim przyjacielem, więc to mój obowiązek.

Poranek w domu nie minął w miłej atmosferze, tak jak zawsze było. Tony był drażliwy i lepiej nie było zaczynać tematu Rogers'a. Zjadłam śniadanie w salonie i poszłam na taras. Po jakimś czasie dołączył do mnie Stark.

-Hej. Wyspałaś się? - zapytał na początek rozmowy.

-Nie za bardzo... - odpowiedziałam wpatrując się w morze.

-Czemu? - dopytał

-Nie mogłam zasnąć. I po tym co wczoraj się stało, myślałam...

-Nie mów o tym. - przerwał mi - Nawet nie myśl żeby tam jechać.

-Dlaczego? To twój przyjaciel, a teraz...

-To nie jest mój przyjaciel. -znowu mi przerwał- To był mój przyjaciel.

-Podobno się pogodziliście.

-I co z tego. To nie znaczy, że zapomnę.

-Ale on musi z kimś porozmawiać. Obwinia się o wszystko, a ja dobrze wiem, co to oznacza.

-Wiem. Ale zabraniam ci tam jechać. - powiedział poważnie - jeżeli potrzebuje porozmawiać to niech zadzwoni, od nas nie odbiera. Więc tak naprawdę nie chce tego.

-I tak pojadę.-burknęłam pod nosem

-Coś mówiłaś? - zapytał zdenerwowany

-Tak. Pojadę do niego. - powtórzyłam

-Nigdzie nie pojedziesz. Nawet nie wyjdziesz teraz z domu, jasne!

-Jeszcze zobaczymy - odpyskowałam - To że ty nie uważasz go za przyjaciela to nie mój problem. Ale Steve jest moim przyjacielem i nie pozwolę na to żeby cierpiał! Szczególnie z Twojego powodu- powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju.

-Hannah! Wracaj tutaj! - krzyczał z tarasu, ale udałam, że go nie słyszę.

Zamknęłam za sobą drzwi. Spakowałam plecak na drogę. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Rogers'a. Nie odebrał. Napisałam do Bucky'ego żeby podał mi adres. Tony dobijał się do drzwi. Wiedziałam, że go zawiodę, ale nie mogłam pozwolić na stratę mojego jedynego i pierwszego przyjaciela... Chwyciłam kluczyki od mojego auta i wyszłam przez taras. Pobiegłam do auta i odpaliłam silnik. Tony wybiegł z domu, a ja ruszyłam zostawiąc za sobą tłumany kurzu i zawiedzionego mną ojca.

𝑵𝒐𝒘𝒂 𝒋𝒂 (Część 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz