Mama odchrząknęła.

-No cóż- odezwała się. -Zjedzmy... obiad i zobaczymy co z tego wyniknie.

Kiedy państwo Mason odwrócili się w stronę jadalni, Christine od razu spojrzała na Joe, który posłał jej uspokajający uśmiech. Miała ochotę pociągnąć go za rękę i jak najszybciej stąd wybiec, ale stwierdziła, że skoro już tutaj są, to spróbuje rozegrać tę sytuację humanitarnie.

Jedyne co podtrzymywało ją na duchu, to obietnica Joe o utworzeniu nowych, wspólnych wspomnień w mieście, którego szczerze nienawidziła.


Jadalnia wyglądała inaczej, niż kiedy widziała ją ostatnim razem. Ale, podobnie jak pokojówki, żaden stylista wnętrz nie potrafił wystarczająco zaspokoić gustu matki.

Christine nigdy nie miała domu pełnego zapachu matczynej kuchni, na półkach czy na ścianach nigdy nie wisiały rodzinne zdjęcia, a goście, jacy byli tu zapraszani, nigdy nie potrafili się rozluźnić. Zresztą większość bankietów, jakie się tu odbywały, to były imprezy czysto biznesowe.

Joe wysunął dla Christine krzesło i spokojnie usiadł obok niej tuż po tym, jak miejsce zajął pan domu.

Nie uciekło to uwadze ojca, ale nawet gdyby Joe popisał się nienaganną etykietą, pan Mason byłby wysoce niezadowolony.


Pokojówka nalała do szklanek wodę, po czym zapytała czy podać już przystawki. Po tym, jak pani Mason przewróciła oczami, kobieta szybko zniknęła w kuchni.

-Naprawdę, trudno teraz o dobry personel- odetchnęła.

Christine poczuła znajome ukłucie w piersi, które pojawiało się zawsze, kiedy rodzice źle traktowali pracowników. Nigdy tego nie popierała, ale kiedy kilka razy próbowała interweniować, wzrok ojca miażdżył ją jak pięść robaka.

-Joseph, skoro już tu jesteś, może powiesz nam czym się zajmujesz?- zapytał ojciec.

-Proszę mówić do mnie Joe- poprawił chłopak, za co Christine mentalnie przybiła mu piątkę. -Jestem ratownikiem medycznym.

Cisza. Grobowa cisza zaległa w jadalni.

-Domyślam się, że to nie przynosi ci zawrotnych dochodów.

-Tato- syknęła Christine ostrzegawczo.

Joe ścisnął jej dłoń, którą trzymała na swoim kolanie, dając jej do zrozumienia, że słowa jej ojca wcale na niego nie oddziałują.

-Na szczęście nie dla wszystkich na świecie liczą się tylko i wyłącznie pieniądze- odparł i uśmiechnął się do pokojówki, która akurat postawiła przed nim talerz z przystawkami.

-Ale z czegoś trzeba żyć- prychnęła mama, kręcąc głową i upewniając się, że talerz na pewno wygląda reprezentatywnie.

-Moja pensja w zupełności zaspokaja moje potrzeby.

-A Christine?

Joe zacisnął zęby, a Christine na moment zamknęła oczy. Zarobki jego i Christine znacznie się różniły i Joe zdawał sobie z tego sprawę. Wcale mu się to nie podobało, ale nie miał wpływu na swoją wypłatę. To był dla niego ciągle bardzo drażliwy temat.

-Proszę sobie wyobrazić, że Christine, mimo iż wychowana przez państwa, nie potrzebuje wielkiego majątku, żeby się spełniać w życiu- powiedział wreszcie powoli, wyraźnie artykułując każde słowo.

Głowa ojca w rekordowym tempie poszybowała do góry, matka patrzyła na Joe z szeroko otwartymi ustami.

-Christine, nie wiem jaki rodzaj buntu przechodzisz i nie wiem, co chcesz osiągnąć przyprowadzając tutaj tego młodego człowieka, ale naprawdę, mogłaś bardziej się postarać- odezwał się pan Mason jadem węża.

-Tato, mam trzydzieści pięć lat i lata buntu dawno za sobą- odparła Christine spokojnie, sięgając po szklankę  z wodą, bo nagle zaschło jej w gardle.

-Rozumiem, że jeszcze nie pozbierałaś się po swoim małżeństwie, które zakończyło się fiaskiem, ale nie musisz przez to pokazywać nam w ten sposób, że tak teraz wygląda twoje życie. Bo nie wierzę, że upadłaś tak nisko- powiedziała mama z uśmiechem.

Christine popatrzyła na swoją rodzicielkę, zastanawiając się nad jej zdrowiem psychicznym.

-Tak, jak powiedział Joe, nie dla wszystkich liczą się pieniądze. Wasz styl życia nigdy mi nie odpowiadał- wyprostowała się na krześle, gotowa wysunąć pazury.

-Gdyby nie nasz styl życia- ojciec wtrącił z przekąsem- nie byłabyś tym, kim jesteś.

-Wydaje mi się, że do swojego stanowiska doszłam ciężką pracą. Owszem, wasze bezduszne wychowanie bardzo pomogło mi iść przez życie, rozpychając się łokciami, ale to by było na tyle.

-Prywatna szkoła, za którą zapłaciliśmy, też- warknął ojciec.

-To wasz obowiązek, jako rodziców- Christine odetchnęła. -Ale jeśli chcesz, mogę zwrócić wam pieniądze za lata mojej edukacji.

-A skąd weźmiesz te pieniądze?- zaśmiał się pan Mason. -Z jego wypłaty? Christine, zawsze byłaś miękka. Nie masz w sobie nic z tego, czym chcieliśmy, żebyś była- mówił, opierając łokcie na stole i splatając palce dłoni. -Ale on- wskazał na Joe- to już przesada.

Christine zwęziła wzrok. Wiedziała, że to nie będzie łatwe spotkanie, ale nie sądziła, że ojciec choć trochę powstrzyma swój chory język.

-Jak śmiesz?!- syknęła Christine. -Gdyby nie Joe, dalej tkwiłabym w przeszłości ze złamanym sercem po tym, jak straciłam dziecko i męża, który stchórzył przed wyzwaniem, jakie rzuciło mu pod nogi życie.

-O Boże, jeszcze to- pani Mason machnęła ręką, jakby odganiając natrętną muchę. -Nie przypominaj mi nawet o tamtym czasie. Jakie to wywołało wrażenie wśród towarzystwa.

Christine momentalnie zbladła.

Zawsze sądziła, że w tym ich popieprzonym życiu, może liczyć choć na swoją mamę. Przecież tak powinno być. Powinna móc przyjść i zwierzyć się kobiecie, która ją urodziła.

-Co?- zapytała cicho, zupełnie opadając z sił.

Ojciec chciał powiedzieć coś jeszcze i to pewnie byłby gwóźdź  do trumny, ale wtedy potężny huk sprawił, że wszyscy aż podskoczyli na swoich miejscach.

Spojrzeli  na Joe, który poczerwieniał z wściekłości. To jego ręka, zaciśnięta w pięść, uderzyła w stół, wywołując małe trzęsienie ziemi.

-Dość!- ryknął.

Wstał powoli, a jego sylwetka wydała się Christine dwa razy większa niż zazwyczaj.

-Christine przeszła w życiu cholernie dużo. Teraz widzę, że przez takich gównianych rodziców jak wy,  także dzieciństwo miała do dupy. A mimo to jest najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej inteligentną kobietą, jaką znam. Nie wiem jak to zrobiła, ale powinniście być dumni i szczęśliwi, że macie taką córkę, na którą, na pewno nie tylko według mnie, nie zasługujecie. Mam wielką nadzieję, że nigdy już się nie zobaczymy. Wychodzimy, Christine- powiedział, wyciągając do niej rękę.

Christine wzruszyła się jego słowami i, mając łzy w oczach, z radością ujęła jego dłoń.

Skinęła tylko głową na pokojówkę, która stała w holu i patrzyła na wychodzącą parę wielkimi, jak piłki, oczami.

Lepszego zakończenia nie podanego obiadu Christine nie mogła sobie wymarzyć.




Inny (Seria White cz. 6)Where stories live. Discover now