^26^

4.4K 408 107
                                    


                                 


                                                                                               26.




-Że jak?!- rzuciła i zakrztusiła się tostem.

Dla Christine wiadomość o kolacji z jego braćmi, to co najmniej trzęsienie ziemi. Zwłaszcza, że ona i Joe mieliby wystąpić jako para.

-Nie ma mowy, Joe! Ja...- urwała na moment, bo co mogła mu powiedzieć?


Że zakochała się w nim i nie jest gotowa na konfrontację z jego rodziną? To oczywiste, że nie będą zadowoleni. Christine o tym wiedziała. Joe nawyraźniej wydawało się, że bracia White jeszcze uścisną mu rękę i pogratulują doskonałego wyboru.


-Nie rozumiem twojej reakcji, Chrissy- wzruszył ramionami.

Przewróciła oczami i westchnęła. Apetyt całkiem gdzieś uleciał, choć po ich nocnych wariacjach, Christine obudziła się głodna jak lwica.

-Oczywiście, że nie rozumiesz- odparła. -Wydaje ci się, że będą zachwyceni naszym układem.

Joe podniósł wzrok znad swojego talerza i mina mu zrzedła. Christine nie wiedziała czy w jego oczach zobaczyła złość czy smutek.

-Nie wiem dlaczego miałoby być inaczej...- wymamrotał.

-Może dlatego, że nie jestem najlepszą partią dla kogoś takiego jak ty.

-Co to znaczy?- zmarszczył brwi gniewnie. -Powiedz mi co jest z tobą nie tak, żeby mieli być przeciwko tobie, co?

Podskoczyła, kiedy zerwał się gwałtownie z krzesła, potrącając przy okazji talerz ze sztućcami. Głośny brzęk zadźwięczał w jej uszach, ale nie oderwała wzroku od Joe.

Odwrócił się do niej plecami i oparł dłonie na biodrach. Nie dało się nie zauważyć, że jest wściekły.

-Nie wiem dlaczego ktoś miałby mieć coś przeciwko temu, że jesteśmy razem- spojrzał na nią ponownie. -Przecież jesteś... jesteś fantastyczna! A poza tym znacie się dłużej niż ja i ty. No i chyba nikogo nie zamordowałaś, co?

Christine uśmiechnęła się uspokajająco i pokręciła głową. Oczywiście, że nikogo nie zabiła, choć miała ochotę kiedyś udusić Marc'a za to, że ją zostawił po stracie ich dziecka.


Joe zapatrzył się na widok za oknem, choć pewnie go zbytnio  nie interesował.


Christine podeszła do niego i objęła rękoma w pasie, przytulając policzek do jego pleców. Serce waliło jej niemiłosiernie mocno i miała nadzieję, że Joe tego nie poczuje. Nie chciała, żeby wiedział jak bardzo się boi wizyty u jego braci.


Cholera, niekoniecznie przecież będą chcieli wynieść ją od razu na widłach, ale domyślała się, że jeśli oni nie zaakceptują jej związku z Joe, to straci swoich jedynych przyjaciół, ale także Joe, bo nie wyobrażała sobie, że gdyby miał wybrać po czyjej jest stronie, to wybrałby ją.

-Chrissy, zgódź się- odetchnął. -Przecież i tak się kiedyś o nas dowiedzą.

Zacisnęła mocno powieki i pokiwała głową.

Inny (Seria White cz. 6)Where stories live. Discover now